Teraz młodzi Polacy i nie tylko – zbierają siły żeby skrzyknąć się w Krakowie. Posłuchać papieża Franciszka. Razem się pomodlić. Ciekawe, co dobrego potem wymyślą.
Panuje dziś moda na odgrzebywanie w starych rodzinnych pamiątkach dziejów rodziny. Potem sporządza się wykresy, kto od kogo pochodzi i to wszystko nazywa się drzewem genealogicznym. Zawsze w rodzinie znajdzie się jakiś pasjonat, który będzie grzebał w papierach i porządkował rodzinne współzależności. I wcale to nie są tylko seniorzy, ale coraz liczniej zajmują się tym ludzie młodzi. Istnieje w nich widocznie potrzeba wiedzy skąd idą. Bo dokąd idą – to jeszcze przed nimi.
Opisywałam kiedyś w felietonach z cyklu „Mrówki” losy trzech rodzin tzw. wielodzietnych (jedna z 6 dzieci i dwie po 4 dzieci). Z północy Polski ta najliczniejsza już rozprzestrzenia się poza główną siedzibę. Z południa kraju z 4-ki dwoje poszło do klasztoru. No i najbliższa, z okolic Warszawy. Z czwórki dzieci dwoje pożenione, jedno młode małżeństwo zaowocowało dwójką dzieci, spodziewają się trzeciego. No i ta czwórka wpadła na pomysł żeby zaprosić rodziców na uroczystą kolację do restauracji. Dochodzi dwoje współmałżonków, czyli wszystkich już ośmioro (małe u babci). Echa jakie potem do mnie dotarły to wiele radości z tego pomysłu i chęć kontynuowania spotkań co najmniej co pół roku. Takie półdniowe weekendy małżeńskie w poszerzonym składzie. I taka rodząca się nowa świecka tradycja rodzinna.
A to właśnie był pomysł młodych. Tych, którzy na drzewie genealogicznym są jeszcze zielonymi listkami, lub młodymi gałązkami. Teraz młodzi Polacy i nie tylko – zbierają siły żeby skrzyknąć się w Krakowie. Posłuchać papieża Franciszka. Razem się pomodlić. Ciekawe, co dobrego potem wymyślą. Aż strach się bać, bo będzie się działo.
Foto: lisaclarke/Flickr/CC BY-ND 2.0
Leave a Reply