Marzenia przeważnie są nierealne, gdyby bowiem były realne, nazywalibyśmy je po prostu – planami.
Dziś znów sięgnę do mądrych cytatów. Otóż rzadko kiedy marzyciel bywa człowiekiem walczącym, jest raczej wygodnym i skłonnym do ucieczki w świat wyimaginowany na własną miarę, w którym zawsze bywa bohaterem, natomiast nie trzyma się rzeczywistości, nie stara się jej zrozumieć, opanować jej, posłużyć się nią w swoich celach. Dlatego marzyciel staje się człowiekiem bezwolnym. Tyle – teoria. Przejdźmy do praktyki.
W bajce o złotej rybce, spełniającej marzenia, bohaterem jest rybak, który siedzi nad wodą i martwi się, bo ma dużo kłopotów. Nagle z wody wyłania się złota rybka i proponuje mu spełnienie trzech jego życzeń.
Któż z nas chociaż raz nie marzył o takiej sytuacji? Wygrana w totolotka, niespodziewana cudowna podróż dookoła świata, wyśniona miłość, to tylko niektóre przykłady ludzkich marzeń – na czym zresztą bazuje większość prasy zwanej kolorową.
Marzenia jako takie nie są złe. Dzięki marzeniom świat staje się lepszy. Wynalazcy go udoskonalają, artyści upiększają, pracowici wzbogacają.
Marzenia przeważnie są nierealne, gdyby bowiem były realne, nazywalibyśmy je po prostu – planami. Wybiegając w przyszłość staramy się oczami wyobraźni zobaczyć zmianę na lepsze. Chociaż doświadczenie uczy, że ludzka wyobraźnia nigdy nie dorównuje życiu, można jednak uzyskać określony stopień prawdopodobieństwa, o czym z kolei uczy matematyka.
W książce Irvina Shawa pod tytułem „Chleb na wody płynące” taka niespodziewana sytuacja nagle przytrafiła się pewnej rodzinie, żyjącej sobie spokojnie i szczęśliwie, choć niezbyt bogato. Najmłodsze z trójki dzieci któregoś dnia ratuje z opresji w miejskim parku bogatego przechodnia. Ten, pragnąc się odwdzięczyć, przemienia się w taką „złotą rybkę” i nagle marzenia poszczególnych członków rodziny zaczynają się spełniać. Nie będę opowiadała całej historii, powiem tylko, iż pod jej koniec dobroczyńca stwierdził, że sposobność to broń obosieczna.
Nasze życie też przynosi czasem zaskakujące rozwiązania, wcale nie gorsze od książkowych.
Do rodziny którą znałam osobiście, a która składała się z rodziców i dwójki dzieci, uśmiechnął się los. Dosłownie. Pan domu trafił w totolotka główną wygraną. Ponieważ było to wiele lat temu, wygrana była wielka, choć nie taka jak to bywa dzisiaj. Lecz i tak mogło zakręcić się w głowie od tej sumy pieniędzy. Każdy by pomyślał: wreszcie się umeblują, może kupią jakiś przystępny samochód, może zamienią mieszkanie na większe.
Nic z tego. Właściciel kuponu wcale nie podzielił się z żoną szczęśliwą wiadomością. Pod pretekstem wyjazdu służbowego pojechał sobie gdzieś tam w świat na Sylwestra. Jeszcze za granicę południową, bo za zachodnią trudno było tak prędko się wydostać. Razem z nim zabrała się pewna nowo poznana osoba płci żeńskiej…
A potem to już poszło szybko.
Ciągła nieobecność w domu męża i ojca, zabawy w lokalach, podróże po całej Polsce. Żona przestała być atrakcyjna, bo narodziła się nowa miłość. I tak dzieci straciły ojca, a żona męża. Bieda zajrzała do ich domu i zostali sami.
W ten sposób spełniona przez złotą rybkę prośba, stała się życiową klęską dla obdarowanych. Bo i główny bohater, gdy wyczerpały mu się pieniądze, stracił wszystko. Czy wobec tego nie było lepiej przedtem, gdy może nie mieli tylu pieniędzy, ale mieli siebie i swoją miłość? Podobno skruszony mąż chciał po tych przygodach powrócić do domu, do rodziny. Nie wiem, jak się dalej potoczyła ich historia, bo straciłam z nimi kontakt. Czy potraktują te wydarzenia jak próbę, czy uda się przywrócić wzajemne zaufanie? To pytania teoretyczne. A życie płynie i pewnych sytuacji nie da się odwrócić. I tym się różni życie od marzeń.
Ale teoretyzując do końca, wyobraźmy sobie przez chwilę, że nagle spełniają się nasze najskrytsze, może trochę szalone marzenia. I spróbujmy sobie wyobrazić, jak to mogłoby zmienić nasze życie.
Photo: chefranden via Foter.com / CC BY
Leave a Reply