Wiara

Żywa rozmowa z Panem Bogiem

„To niech Pan pamięta, że dzięki Bogu Pan zaliczył.”

Zmotywowany i uskrzydlony opublikowanym ostatnio artykułem, postanowiłem rychło napisać drugi. Problem jednak pojawił się zaraz na początku, w najbardziej istotnej sprawie czyli o czym ma być ów kolejny artykuł. Do głowy przychodziły różne pomysły: może coś o historii 20 PPZK*, a może coś o Bohaterach Wyklętych, a może coś o patriotyzmie. Żaden temat nie spełniał wymogów. Coś w środku mówiło mi, żebym pomyślał nad czymś jeszcze innym. Przy napływie tak wielu pomysłów, pojawił się jeden, najlepszy… napiszę moje świadectwo. Zamieściłem je już kiedyś na innym popularnym portalu katolickim, by pokrzepić inne serca. Pomyślałem, że skoro mam okazje o tym mówić, Pan daje mi narzędzie do przekazywania świadectwa o Jego miłości do nas to trzeba to wykorzystać. Świadectwo jest o najprawdziwszej, żywej rozmowie z Ojcem.

Rzecz wydarzyła się w roku 2009, kiedy przygotowywałem się do egzaminu na prawo jazdy. Był to dla mnie trudny czas jak chodzi o relację z Panem Bogiem. Nie wiem czy mogę powiedzieć tu o kryzysie wiary ale w tym czasie pojawiały się dziesiątki pytań, które mnie nurtowały i być może miały mnie oddalić od Boga. Ciągle się zastanawiałem czy Bóg mnie słucha, czy mu zależy na mnie, czy modlitwy, które do niego kieruje rzeczywiście do niego docierają, czy je rozważa, a może wychodziłem z różnych opresji dzięki przyjaciołom których mam a marzenia realizowałem dzięki hojności moich rodziców.

„Na ile Ty mnie słuchasz, na ile to dzięki Tobie? Czy Ty naprawdę jesteś w moim życiu?” Chodziłem i biłem się z myślami. Prosiłem Boga by mi odpowiedział na to pytanie. By mnie z nim nie pozostawiał sam na sam. Co więcej, prosiłem Go by mi odpowiedział tak, bym na pewno zrozumiał, by nie było mowy o pomyłce. Do dziś pamiętam: „Boże proszę mów do mnie jak do idioty żebym się nie pomylił, mów do mnie tak że gdybym był głuchy, żebym usłyszał, dawaj mi tak znaki, że jak bym był ślepy żebym zobaczył”. Pamiętam, że było to dla mnie bardzo ważne. Czekałem na odpowiedź. Każdą rozmowę o wątpliwościach bardzo przeżywałem. Jak wspomniałem wcześniej był to czas egzaminu na prawo jazdy. Oprócz próśb o odpowiedź na nurtując e pytanie, prosiłem również, błagałem wręcz o zdanie egzaminu. Nie miałem wtedy już ani czasu, ani pieniędzy by po raz kolejny podejść do testu.

Piękny słoneczny dzień, godzina siódma. Pobudka, trzeba wstawać i iść na egzamin. Wyczekiwanie w poczekalni było straszne: nerwy i stres. W końcu wyczytano nazwisko: Borkowski. Wstałem i przywitałem się z panem egzaminatorem, który miał bardzo poważną minę. Pomyślałem sobie „O,o”. Podchodzimy do auta i pan zadaje bardzo proste pytania, co jakie światła oznaczają. Zestresowany, zacząłem się mylić. Pan pokręcił głową i powiedział: ale czego się Pan denerwuje, niech Pan się uspokoi bo i tak pan zda ten egzamin.

„Czy ja dobrze usłyszałem? Musiałem się przesłyszeć, to nie możliwe”. Jadąc po krakowskich ulicach z każdą minutą byłem coraz bardzie załamany. Egzamin nie poszedł mi fatalnie, lecz tragicznie. Nie powinienem był go zdać. Samochód marki Toyota, zgasł mi trzykrotnie (może maksymalnie zgasnąć 2 razy). Jak się później okazało nie była to najmniejsza pomyłka. Wracając już do miejsca gdzie rozpoczęliśmy egzamin, wjechałem w krawężnik. Zdołowany i pogodzony z faktem, że nie zdałem egzaminu wracałem do MORDu (Małopolski Ośrodek Ruchu Drogowego). Dojechaliśmy na miejsce i zatrzymaliśmy się na parkingu. Pan wypisał kartkę i oznajmił mi, że zdałem na prawo jazdy. Byłem przeszczęśliwy, miałem już wysiadać kiedy poprosił mnie bym jeszcze momencik został w aucie. Zapytał mnie: „Panie Jurku czy wydawało mi się czy zanim Pan rozpoczął egzamin, uczynił Pan znak krzyża?” Rzeczywiście tak zrobiłem i odpowiedziałem potwierdzająco. Nie wiedziałem, że egzaminator to widział, ponieważ kiedy się przeżegnałem był on na zewnątrz samochodu a ja w środku. Wtedy odpowiedział on tym zdaniem: „To niech Pan pamięta, że dzięki Bogu Pan zaliczył.”

Do dziś wspominam tę historię z lekką łezką w oku. Uważam to za wielką łaskę. Prawdziwa odpowiedź, żywa relacja, rozmowa Ojca i syna. Zadaje pytanie i Bóg mi odpowiada i to w taki sposób, że nie mogę mieć cienia wątpliwości. „… choć bym był ślepy, żebym zobaczył, choć bym był głuchy, żebym usłyszał.” Nie ukrywam, że tamto wydarzenie bardzo wzmocniło moją wiarę. Dało mi to też do myślenia, że powinniśmy lepiej słuchać Pana Boga. Mieć uszy i oczy szeroko otwarte, być gotowi na słuchanie, na rozpoczęcie rozmowy. On rzeczywiście nam odpowiada i mówi do nas, tylko czy my chcemy go słuchać? Czy my jesteśmy otwarci na rozmowę z Nim. Kończąc temat nasuwa mi się fragment z Pisma Świętego, który pozwoliłbym sobie uzupełnić: „Proście a będzie wam dane, szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam” słuchajcie, a odpowiem wam!

*20 PPZK – 20 Pułk Piechoty Ziemi Krakowskiej, pułk piechoty stacjonujący przed wojną w Krakowie. Bardzo zasłużony w czasie walk Kampanii Wrześniowej.

Photo credit: kayugee via Foter.com / CC BY-ND

O autorze

Jerzy Borkowski

Historyk, nauczyciel, prywatnie mąż przepięknej Agnieszki. W wolnych chwilach rekonstruktor odtwarzający postać żołnierza z 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej w SRH Wrzesień 39. Autor książki „Tajemnica nocy Dęba”. Prowadzi profil autorsko- historyczny Jerzy-Borkowski - Tajemnica Nocy Dęba
Lubi dobrą kuchnię, rubinowe wina, jazz i ogrom morza.

Leave a Reply

%d bloggers like this: