Nieczęsto zdarza się, żeby książka wciągała tak bardzo, nie tylko treścią, ale całym swoim „nastrojem” – wyczuwalnym, ale nieco innym z rozdziału na rozdział. A „Kapłanki czy kury? Historie kobiet, które z macierzyństwa uczyniły prawdziwą sztukę” Aliny Petrowej-Wasilewicz to właśnie taka lektura.
Myli się ten, kto sądzi, że to książka o katolikach i dla katolików. Bo to takie typowe środowisko, w którym można spotkać „kury domowe” wychwalające swój styl życia. Tymczasem zarówno historie, jak i motywacje bohaterek do tego, aby zostać w domu i zajmować się swoimi dziećmi na pełny etat, są bardzo różne. Wśród siedmiu kobiet, których codzienność opisuje autorka, znajdziemy i matki wielodzietne, i młodą mamę jednego tylko – i to dopiero półtorarocznego – dziecka. Część z nich to kobiety, które łączą „siedzenie w domu” z pracą, na tyle na ile to możliwe. Część czerpie poczucie realizacji z opieki nad rodziną, a z pracą czeka na inny moment życia. I choć większość to osoby mocno zaangażowane w życie Kościoła, to i tu znalazł się wyjątek. Nic w tej książce nie jest więc jednowymiarowe, brak jedynie-dobrych rozwiązań i moralizatorskiego tonu.
Jest za to siedem ciekawych historii rodzinnych, pełnych ciepła i miłości, nadziei i motywacji do działania. Dla tych, którzy znają z autopsji niepracujące mamy, książka może być utwierdzeniem, że ich niezbyt społecznie uznany sposób na życie jest dobry, choć czasem niełatwy. Wart wysiłku, chociaż niedoceniany. A dla tych, którzy na „kury domowe” zwykli patrzeć z góry, jak na mało inteligentne, może trochę niedokształcone (skoro mają tyle dzieci) albo leniwe, będzie to pewnie spore zaskoczenie, bo kobiety, które poznajemy w trakcie lektury, swoją aktywnością, energią i zaangażowaniem społecznym zawstydzą niejednego pracującego na etacie.
Powszechna opinia o kobietach niepracujących zawodowo i poświęcających cały swój czas rodzinie nie jest dobra i chyba nie zanosi się w tej kwestii na spektakularne zmiany. Stereotypy nie dają się tak łatwo obalić, zwłaszcza że bardziej wspierane są mamy, które po urlopie macierzyńskim wracają do pracy. Na pewno jednak warto próbować – zmienić myślenie, pokazać, że niepracujące mamy nie są bierne i bezproduktywne. Mają swoje pasje i działają, na różne sposoby, choć najwięcej pracy wkładają w dobre funkcjonowanie swoich rodzin. A z pewnością ostatnie, co można o nich powiedzieć, to to, że są leniwe. I choć osobiście uważam, że „kura domowa” to raczej sympatyczne określenie, bohaterki książki Aliny Petrowej-Wasilewicz to jednak zdecydowanie bardziej kapłanki domowego ogniska.
Alina Petrowa-Wasilewicz, Kapłanki czy kury?, Esprit 2016
Leave a Reply