Poniedziałek, lany poniedziałek! – aż chciałoby się zaśpiewać. No bo to przecież czysta wiocha, ale jakże ukochana! Ten śmigus-dyngus, i wiadra wody wylewane na kolorowe panny, dokoła wciąż niedawne palmy, i wczorajsze petardy, wspomnienie pisanek i baranków na wielkanocnym stole. Chyba na całym świecie nie ma tak cudnych tradycji świątecznych, jak u nas, w Polsce. No i dodajmy wyraźnie – na polskiej wsi! Nie na darmo przecież nasi Młodopolscy Artyści żenili się z chłopkami, a „Wesele” Wyspiańskiego do dziś jest na topie.
I nas, szarych mieszczuchów, też coś ciągnie na wieś. Współczesne dacze to również jakaś odmiana ucieczki z miasta. A jeszcze tak niedawno wieś, to była woda ze studni i wychodek za stodołą. A teraz pozostały tylko te wędrówki po bazarze w poszukiwaniu mleka od krowy, jaj od chłopa czy białego sera od baby. Sama się za tym uganiam przy Hali Mirowskiej! I znajduję!
Ale powróćmy do tematu. Jak czytamy na portalu „Deon” – „W Poniedziałek Wielkanocny gospodarze o świcie wychodzili w pola i kropili je wodą święconą, żegnali się przy tym znakiem krzyża i wbijali w grunt krzyżyki wykonane z palm poświęconych w Niedzielę Palmową, co miało zapewnić urodzaj i uchronić plony przed gradobiciem. (…) A wodą oblewano jednak przede wszystkim młode dziewczęta. Nieoblana panna była zdenerwowana i zaniepokojona, gdyż oznaczało to brak zainteresowania ze strony miejscowych kawalerów”.
One to chyba nie były feministkami…..
Leave a Reply