Jaki ma być dzisiejszy ojciec? Ma być silny, zaradny, zdrowy, wysportowany, bogaty, ma dbać o rodzinę, kupując jej dom lub mieszkanie w dużym mieście, zapewniając podróżowanie wygodnym samochodem i wyjazdy wakacyjne.
Tato-macho
Co robi ojciec, by sprostać takim oczekiwaniom? Bierze kredyt. Stać go wówczas, by być już nie tylko dobrym ojcem, ale ojcem-macho! Wszyscy wokół są zachwyceni, jaki zaradny z niego mąż i ojciec. Zapewnił rodzinie dach nad głową, a dzieci dowozi do szkoły dużym, rodzinnym samochodem. Żona jest szczęśliwa, dzieci zadowolone. Rodzina, znajomi, ludzie ze wspólnoty religijnej stawiają go za wzór męża i ojca. Wszystko układa się pięknie, wręcz idealnie, do czasu, kiedy kredyty macho zaczynają przerastać jego dochody. Co robi wówczas dobry ojciec-macho?
Chłopaki nie płaczą, więc inni niech płacą…
Ojciec-macho czuje się oszukany! Musi sprzedać duży samochód i kupić mniejszy, bo bez samochodu przecież żyć się nie da. Musi opuścić dom, który de facto nigdy nie był jego, tylko banku i nie może pogodzić się z tym, że musi oddać Cezarowi, to co należy do Cezara. Udaje się do rodziny, znajomych i prosi o pomoc w spłacie kredytu. Rodzina pomoże, ale wszystkiego przecież i tak nie spłaci za niego. Udaje się więc do wspólnoty, z którą się modlił i prosi o jałmużnę, bo grozi mu utrata domu, strata samochodu, a do tego jeszcze zapisał się na rekolekcje, wpłacił zaliczkę i nie ma pieniędzy na kolejne wpłaty. Co robi wspólnota? Daje jałmużnę, bo przecież każdy katolik jest do niej zobowiązany. Nie można człowiekowi nie pomóc, jeśli chce pojechać z rodziną pomodlić się i wypocząć, a do tego grozi mu utrata dużego dachu nad głową.
Ojciec-nieudacznik
Roztropny ojciec wie, że najważniejsze jest bezpieczeństwo jego rodziny. Nie weźmie on kredytu, którego nie będzie mógł spłacić, lub który rozłożony byłby na kilkadziesiąt lat, bo przecież nie wiadomo, co będzie w przyszłym roku, a co dopiero za lat trzydzieści. Jeżeli już weźmie kredyt, to o przybliżonej miesięcznej wartości wynajmu mieszkania. Gdyby nie udało mu się go spłacić, to nie ponosi ryzyka, bo lata spłaty kredytu, wliczy jako koszt wynajmu mieszkania od banku.
Taki ojciec przez cały rok zbiera pieniądze, by móc wyjechać z rodziną na rekolekcje. Wybierze dom rekolekcyjny taki, na jaki go będzie stać. Może nie będzie to hotel, tylko schronisko młodzieżowe, może nie będzie w pokoju łazienki, a ciepła woda będzie tylko wcześnie rano. Tego ojca nie będą podziwiać sąsiedzi, znajomi, rodzina, bracia ze wspólnoty. Często będą mówić o nim jako o nieudaczniku. Nie ma mieszkania, nie ma samochodu, jego ciężarna żona odwozi dzieci do szkoły autobusem, na rekolekcje pojadą pociągiem. Ojciec-nieudacznik, który nikogo nie prosi o pomoc, dziękuje każdego dnia Bogu za to, że ma kochającą żonę, zdrowe dzieci, pracę i dach nad głową.
A gdy przyjdzie do niego brat ze wspólnoty, który ma problem ze spłatą kredytu, ojciec-nieudacznik wspomoże go jałmużną.
Nie wiem w jakim celu tekst napisany jest aż tak przesadnym językiem, po przeczytaniu go w pierwszej chwili pomyślałam ze wolałabym męża-macho niż tzw męża nieudacznika, którego największym osiągnięciem jest zabranie mnie na rekolekcje zamiast wakacji. Co gorsza, po zrozumieniu myśli autora o co chodzi dokładnie podtrzymuję swój wybór… Artukuł strasznie razi prześmiewczoscią jednego i drugiego modelu mężczyzny (chociaż nie uważam żeby prawdziwy facet był jednym lub drugim).
Ja uwazam,ze artykul jest na czasie. Pokazuje,ze ludzie biora kredyty,ktorych nie moga pozniej splacic. Pozniej protestuja, bo ” czuja sie oszukani” . a splacaja je ” nieudacznicy” bo rzad podniesie podatki, by pomoc splacic maczo krefyty( np. te we frankach). I litujemy sie nad tymi biednymi, ktorzy sie wkopali i wzieli kredyty, bo frank stabilny tani. I co? Oszukani? Czy mysleli ze manna z nieba leci? A „nieudacznicy” sa wysmiewani i jak ktos temu zaprzeczy to znaczy,ze oklamuje siebie i innych. Na koniec dodam, ze mam kredyt i nie czuje sie macho ani nieudacznikiem. W artykule jest jeszcze ktos,kto wzial kredyt i go spokojnie splaca.