Być mamą, być tatą

Matka bez funkcji żona? Samowystarczalne kobiety i słabi mężczyźni.

Przeglądałam ostatnio portale tzw. parentingowe, czyli zajmujące się szeroko pojętą tematyką rodziny, i muszę powiedzieć, że obraz rodziny, jaki z nich się wyłania, jest zatrważający. Obejrzałam kilkadziesiąt takich stron, zarówno tych wiodących jak i mniejszych, i praktycznie wszędzie widziałam to samo.

Obszary zainteresowania tych portali określiłabym następująco:

  • Dziecko
  • Matka (nie posiadająca funkcji żony)
  • Zdrowie/wygląd
  • Problemy
  • Mąż w ilościach homeopatycznych.

To po kolei.

Dziecko

  • Centrum wszechświata i zagrożenie w jednym.
  • Podstawa wokół której toczy się życie.

Innych tematów w zasadzie rodzina nie ma.

Z drugiej strony, dziecko stanowi zagrożenie dla kariery, wyglądu, wolnego czasu. Czyli najpierw trzeba zapobiegać (tu przegląd metod antykoncepcyjnych) i się zastanowić czy w ogóle dziecko ma się pojawić w rodzinie. Potem jak już się podejmie decyzję (albo wpadnie) trzeba się na dziecku skupić. To znaczy żona/partnerka ma się skupić, ponieważ mąż praktycznie nie występuje, ale o tym za chwilę.

Pojawia się dziecko i trzeba konsultować na portalach każdy jego krok, skinięcie rączką, żeby nie napisać beknięcie. Do tego służą rozliczne tabele rozwojowe, gdzie można sprawdzić czy nasze dziecko podnosi rączkę we właściwym tygodniu życia. Jeśli nie, są liczni eksperci, którzy pomogą poradzić sobie z tym problemem.

Jednym słowem wszystko kręci się wokół dziecka. Matka i dziecko to jest 100% skupienia, reszta rodziny to tylko nic nie znaczące satelity.

Matka

  • Wcześniej odnosiła sukcesy na polu zawodowym, ale pojawiło się dziecko. Więc chwilowo się nim zajmuje, poświęcając mu 250% czasu, po to by za chwilę do owych sukcesów powrócić. Oczywiście po tym jak dokona castingu na nianię.
  • Spełnienie ma jej przynieść praca zawodowa, do której wraca z radością i entuzjastycznym drżeniem serca.

Na innych polach (mamy lub co gorsze żony) spełnienie nie występuje.

Dziecko najwłaściwiej jest zaopiekowane w przedszkolu lub żłobku, które dostarczają mu niezbędnych do życia kontaktów ze sławetną grupą rówieśniczą. Bez tych placówek rozwój dziecka byłby znacząco zaburzony.

Najważniejszym zajęciem matki jest dziecko (lub czytanie portalu parentingowego) i jego prawidłowy rozwój. Do tego dochodzi jeszcze dbanie o swoje, nadwerężone ciążą, ciało i zdobywanie wiedzy, jak dzięki skutecznym i nowoczesnym metodom antykoncepcyjnym uniknąć z tego powtórki.

Zdrowie/wygląd

  • Jak wyżej.
  • Nieco zniszczony wygląd jest efektem ciąży albo wynikiem działalności dziecka (nieprzespane noce, kolki, ząbki).

Wyglądowi należy poświęcać zdecydowanie więcej czasu niż mężowi. Dbanie o siebie występuje wyłącznie w kontekście wyglądu lub zdrowia.

Mąż

  • Zasadniczo męża nie ma.

To w zasadzie było moje największe zaskoczenie, żeby nie powiedzieć szok. Zasadniczo męża nie ma. Jest dawcą nasienia, pojawia się gdy są problemy z poczęciem, dostarcza przyjemności seksualnej i zarabia pieniądze. Poza tym jest źródłem problemów, na które eksperci dają rady, odpowiadając na pytania typu: „uderzyłem żonę po alkoholu?”, „jak walczyć z przemocą w rodzinie?” itp. Czasem też pokazany jest w kontekście jak bezboleśnie dla dziecka przeprowadzić rozwód.

Byłam dość wstrząśnięta tą lekturą. Tyle teraz się mówi o równouprawnieniu, a marginalizacja ojca po prostu waliła po oczach. O silnym mężu, jako wsparciu dla żony i mamy, nie znalazłam w zasadzie nigdzie…

Nie znalazłam również nic o relacji męża i żony, komunikacji, dialogu. Tego, że to jest podstawa trwałego małżeństwa. Więź męża z żoną, a nie z dzieckiem, która jest wypadkową tej podstawowej relacji (męża z żoną). Jeśli rodzice się kochają, dziecko wzrasta w poczuciu bezpieczeństwa i w miłości.

A wychodzi na to, że rodzina to są jednostki: dziecko, matka (i ich relacja) oraz mąż – w oderwaniu od relacji z żoną, w sumie nieistotny. Po spełnieniu swojej roli – dawcy nasienia – i pojawieniu się dziecka na świecie – w zasadzie jest pomijany.

Czy tak faktycznie wyglądają polskie rodziny? Nie wątpię, że autorzy wiodących portali parentingowych posiadają badania konsumenckie na podstawie których formułują treści swoich stron.

Doprawdy smutny i płytki to obraz, który dopełnia rzeczywistość, w której brakuje silnych mężczyzn, mężów i ojców, za to pełno jest samowystarczalnych kobiet. Szkoda tylko, że sporo z nich marzy o silnym męskim ramieniu, na którym mogłaby się oprzeć, jednocześnie prezentując na zewnątrz postawę „ze wszystkim świetnie daję sobie radę sama”.

Photo credit: Leonard John Matthews / Foter / CC BY-NC-SA

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

2 komentarze

  • Tak, to naprawdę smutny obraz, tyle tylko, że my mężczyźni często na to przyzwalamy w imię tzw. poprawności, a już o głupkach mężczyznach feministach nie wspomnę. Panowie obudźmy się i dajmy siebie naszym rodzinom, z wszelką konsekwencją tej darowizny! Dopiero takie rodziny ze szczęśliwą żoną czującą oparcie w swoim facecie mogą odwrócić ten chory trend.

    • Zgadzam sie:) moj maz (Pana imiennik wiec najwyrazniej Waldemar to najlepszy sort meza;) nawet nie jest wsparciem a partnerem we wszystkich obowiazkach. Dzieki temu, pomimo posiadania dwojki dzieci (6 lat i rok) mamy dla siebie nawzajem duzo czasu i celebrujemy kazde wspolne wyjscie i zajecie. Do tego najpiekniejsze gesty w stosunku do mnie ze strony starszego synka, czasami tak proste jak przykrycie mnie kocem kiedy leze na sofie, to lustrzane odbicie meza- to chyba najlepiej ukazuje jak wazny jest przyklad a nie wkladanie dziecku do glowy teorii…

Leave a Reply

%d bloggers like this: