Nie jest wylewny. Podszedł i nieśmiało wyciągnął rękę w moją stronę. Biała kartka na początku nie zwróciła mojej uwagi. Spojrzałam uważniej, bo powiedział: „Zobacz, mamo. Zrobiłem to specjalnie dla ciebie”. Rysunek był minimalistyczny. Na środku niewielki robot narysowany ołówkiem. Rysowanie robotów to jego nowe hobby. Uśmiechnęłam się i podziękowałam, że o mnie pomyślał. On jednak ciągnął dalej: „Wiesz, mamo, pierwotnie to miał być robot – niszczyciel miast. Tu obok miałem narysować gruzy i zgliszcza jakiegoś miasta. Ale wiesz co? Pomyślałem sobie, że on będzie dla ciebie, więc nie może być niszczycielem. Zobacz, dorysowałem mu paletę malarską, a drugim odnóżem rzeźbi w kamieniu i w drewnie. Bo nie wiem, co bardziej lubisz. To nie niszczyciel, ale twórca. Dla ciebie”.
Głośno przełknęłam ślinę, próbując rozluźnić zaciśnięte ze wzruszenia gardło i coś powiedzieć. Nie dało rady. Wyciągnęłam jedynie ręce i uściskałam mocno tego mojego dorastającego faceta, który w zastraszającym tempie zmienia się z miękkiego, słodkiego pieszczocha w kościstego, trudnego do obtulenia nastolatka. Zmierzwiłam jego potargane już włosy, które ostatnio zapomniały o istnieniu nożyczek i pokłóciły z grzebieniem, i… trwaliśmy tak w milczeniu. On i ja. Nasz dorastający Najstarszy i ja – jego mama. Poczułam się kochana. Tak naprawdę, bez wyznań, bez zbędnych słów.
Przylgnął do mnie, chłonąc tak jak ja ten moment. Widziałam, że moja reakcja sprawiła mu radość. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, aż przerwał ją jeden z młodszych chłopców, wpadając na nas z impetem. Uciekał przed pościgiem sióstr z podkradzionymi im klockami. Rozpętał się harmider, na który musiałam zareagować. Rysunek położyłam na komodzie i… zapomniałam o nim.
Robot artysta
Po kilku dniach, kiedy wieczorem usiadłam na fotelu, sięgając po książkę, mój wzrok zatrzymał się na nim ponownie. Robot, mimo swojej mało skomplikowanej formy, znowu chwycił mnie mocno za serce, bo uświadomił mi, że Dominik, mając inną wizję tego projektu, tak bliską jego chłopięcemu sercu – wizję robota niszczyciela – zatrzymał się i pomyślał o mnie. Chciał narysować coś innego, ale pochylił się nad tym, co ja kocham, chciał sprawić przede wszystkim radość mnie. Mając dziesięć lat, mniej lub bardziej świadomie wyczuł, że mojemu kobiecemu sercu bliżej do tworzenia niż niszczenia. Dlatego zmienił swój pierwotny zamysł i narysował robota artystę.
Już w tamtym momencie mocno mnie to poruszyło. Teraz, po dłuższym zastanowieniu, zadziwiło. To jawny dowód na to, że chłopcy, mimo innej, bardziej konkretnej i skierowanej na świat rzeczy natury, potrafią (bez względu na wiek) mówić do kobiet ich językiem – językiem relacji. Potrzebują jednak zapalnika, motywacji do tego, by chcieć się tego nauczyć. Potrzebują inspiracji. My, kobiety, z naszą delikatnością jesteśmy dla nich wyzwalaczami empatii i wrażliwości. Czegoś, co niekoniecznie leży w ich naturze. Natomiast zdecydowanie zgodne z ich naturą jest podejmowanie wyzwań. Niezależnie od wieku mężczyzny kobieta jest inspiracją, staje się muzą. Motywuje i wyzwala w mężczyźnie (małym i dużym) pokłady wrażliwości, których on bez niej nie spodziewałby się w sobie znaleźć.
To dla nas – mam, babć, sióstr i żon – starają się być bardziej delikatni w relacjach, z wiekiem coraz bardziej świadomie dostosowując się do naszych potrzeb. Szukają sposobów, by dotrzeć do naszych serc, by sprawić nam radość. Niestety, często jest to tłamszone. Od chłopca wymaga się powściągliwości, a już absolutnie nie okazywania uczuć, uważając je za coś niemęskiego. A potem kobiety płaczą, że mąż ich nie rozumie, nie docenia, nie potrafi rozmawiać, nie dba o ich potrzebę bliskości, piękna.
Doceń każdy ich wysiłek
Tymczasem to właśnie kobieta jest kluczem. Na początku matka, siostra, później sympatia i żona, otwiera w chłopcu, a potem w mężczyźnie, płaszczyznę wrażliwości. Skłania go do zmiany postępowania i percepcji na taką dostosowaną do niej. Bardziej delikatną, czułą, otwartą na potrzeby kobiecego świata.
Jestem mamą czterech chłopców. Czterech małych mężczyzn, którzy będą kiedyś czyimiś narzeczonymi, mężami, ojcami. Robot Dominika przypomniał mi, że każdy z nich ma w sobie strunę, o którą trzeba dbać. Strunę, która teraz drga w kontakcie z mamą czy w zabawach z siostrami. Nieużywana kurzy się, zastaje, a z czasem rdzewieje, i bardzo trudno ją odrestaurować. Dlatego tak ważne jest, żeby nie bagatelizować nawet najmniejszych gestów ze strony chłopców. Tych młodszych, większych lub nawet dorosłych. Trzeba doceniać każdy ich wysiłek podjęty, by dotknąć świata emocji, który jest jednym z głównych budulców kobiecego „ja”. Doceniać każdą, nawet nieudolną próbę pochylenia się nad kobiecą stroną rzeczywistości. Właśnie po to, żeby nie pozwolić tej strunie ich serca zaśniedzieć i zgubić jej pierwotnego dźwięku.
Tak właśnie robot morderca zmienia się w rzeźbiarza, młody chłopak żyjący w świecie gier zaczyna pisać wiersze, a zgorzkniały, grubiański mężczyzna układa dla kobiety misterny las w słoiku, wnosząc się na wyżyny swojej wrażliwości.
Autor: Agnieszka Wardawy
Leave a Reply