Społeczeństwo

Ciąża dwunastomiesięczna! Anomalia czy dar od Boga?

Matki z odroczonym terminem rozwiązania

Kobiety noszą pod swoim sercem dziecko przez dziewięć miesięcy, czasami krócej. Ale są wśród nas mamy, których ciąża trwała rok, dwa a nawet dłużej. Nikt nie wie, kiedy skończy się ich czas adwentu. Chodzą rozpromienione po ulicach miast, w marzeniach urządzają pokój swojego dziecka. Czasami słyszą pytania, dlaczego jeszcze nie mają dziecka. Spuszczają wówczas głowę, uśmiechają się skrycie i odpowiadają, że nadejdzie ten czas. Te mamy są najszczęśliwszymi żonami na świecie, bo ich mężowie równie mocno pragną dziecka, jak one. Ta długa ciąża to przygotowanie do adopcji. A te matki, to matki adopcyjne.

Oprócz tych „dziwności” związanych z okresem ciąży, po rozwiązaniu, te mamy stają się zwyczajnymi mamami, choć czasami mogą usłyszeć pytanie, dlaczego nie mają swoich dzieci? Wówczas mogą poczuć ukłucie w sercu, bo przecież te dzieci, to są ich dzieci.

Świadome ojcostwo

Mężowie, których żony chodzą w dłuższej ciąży niż dziewięciomiesięczna, są równie podekscytowani jak one. Co dociekliwsi, i niekiedy złośliwsi, dopytują, kiedy udowodnią, że są mężczyznami i spłodzą synów. Pracodawca podejrzliwie się na nich patrzy i zastanawia, dlaczego potrzebują od niego opinii, zaświadczeń o zatrudnieniu i o wysokości zarobków. Ci ojcowie stoją w kolejkach, by zdobyć dla siebie i dla żon zaświadczenia o niekaralności, że nie są i nie byli pacjentami poradni psychiatrycznych, że nie mają uzależnień, że są zdrowi. Wraz z żonami uczestniczą w szkoleniach, warsztatach, rozmowach z psychologami i pedagogami. A na koniec oczekują z niepewnością, czy będzie im wystawiony „certyfikat”: zdatny do ojcostwa. Ci ojcowie wraz ze swoimi żonami przechodzą cały okres ciąży, aby w odpowiednim dla nich czasie mogło nastąpić rozwiązanie, czyli spotkanie z ich długo oczekiwanymi i upragnionymi dziećmi.

Ojcowie adopcyjni, to zwykli ojcowie. Czasami tylko mogą usłyszeć pytanie, dlaczego nie mają własnych dzieci? Ale takie pytania stawiają tylko ci, którzy nie rozumieją adopcji, bo przecież te dzieci, to ich dzieci.

Te dzieci

Przychodzą na świat tak jak inne dzieci, może trochę dłużej zostają w szpitalu, albo nie od razu trafiają do rodzinnego domu. Nie słyszą głosu, który słyszały przez dziewięć miesięcy. Nie słyszą słów zachwytu, a słowa pełne litości. Nie słyszą ciepłych głosów mamy i taty, tylko głosy lekarzy, opiekunów lub płacz innych niemowląt, współtowarzyszy niedoli. Ich polika nie spoczywają na piersi mamy lub taty, tylko na tanim futerku misia, którego można kupić w każdym markecie. Leżą i czekają. Najpierw czekają, aż pani, której głos słyszały przez całe swoje życie spojrzy na nie, przytuli i powie, że kocha. Później już tylko czekają, ale już nie wiedzą na co. Dla nas to miesiąc, dla nich to całe ich życie. Nadal czekają i zaczynają się bać. Walczą ze sobą, żeby nie przestać czekać, żeby nie przestać płakać, żeby nie stracić nadziei. Ktoś przychodzi, zabiera je ze szpitala, ale to nie jest mama ani tata. Zmieniają pokoje, łóżeczka, opiekunów. Nie wiedzą czy nadal czekają i czy nadal się boją, nie wiedzą już, czy czują i co czują. Przestają patrzeć w oczy i ufać dorosłym, którzy biorą je na ręce tylko po to, by nakarmić, przewinąć lub przebrać. Te dzieci zaczynają się kiwać, bo chcą być tulone, ale nikt nie bierze ich na ręce, nie buja w ramionach, nie podnosi rzuconej zabawki. Te dzieci śpią, jakby stały na baczność, bo są w ciągłej gotowości, napięciu, które nie pozwala im na wypoczynek i dziecięcą beztroskę. Te dzieci uderzają głową o łóżeczko, żeby poczuć dotyk choćby drewnianego szczebelka. Te dzieci przestają się rozwijać, bo nie mają dla kogo.

Ale te dzieci nie muszą być ciągle samotne. Na te dzieci od dawna czekają ich rodzice, przetestowani, sprawdzeni z każdej strony, niejednokrotnie upokorzeni na drodze do rodzicielstwa.

Potrzebne jest jeszcze kilka formalności, aby dzieci mogły być wzięte do domu. Najpierw sąd przydziela im opiekuna prawnego. Następnie ośrodek adopcyjny wybiera kandydatów na rodziców tych dzieci i zaprasza ich na rozmowę. Podczas takiego spotkania rodzice dowiadują się, że nadchodzi czas rozwiązania, i że ich długo oczekiwane dziecko już jest i czeka na spotkanie z nimi. Potrzebna jest jeszcze tylko zgoda sądu na zabranie dziecka do domu. To już jak wypis ze szpitala. Gdy te dzieci przekonają się, że spotkały rodziców, że zostały przytulone z miłości a nie litości, wówczas zaczynają patrzeć w oczy, przestają się kołysać i mogą spokojnie położyć się na bok i zasnąć głębokim snem. Wtedy pozwalają sobie na beztroskę i nadrabiają stracony czas. Zaczynają się szybko rozwijać, nadganiając zaległości.

Te dzieci, to dzieci adoptowane. Nie różnią się one od innych dzieci, choć od rówieśników mogą czasami usłyszeć bolesne pytanie: Dlaczego mama cię nie urodziła? Chciałyby wtedy zapłakać, ale nie muszą, bo mają pewność, jak żadne inne dzieci, że ich rodzice długo na nie czekali i bardzo je chcieli, choć mama ich nie urodziła.

Dar rodziny

Te rodziny, to te mamy, ci ojcowie i te dzieci, którzy długo na siebie czekali. Gdy patrzymy na nich, widzimy na ich twarzach radość, cieszą się każdą chwilą spędzoną razem, jakby chcieli nadrobić jakiś stracony czas. Doceniają dar bycia rodziną, bo wiedzą, jak długą i trudną drogę musiały przejść, by się nią stać.

W rozmowach z rodzicami adopcyjnymi można niekiedy usłyszeć wyrzut wobec wścibskich ludzi, którzy zadają niestosowne pytania dotyczące przeszłości ich dzieci. Smutne jest, gdy takie pytania padają przy dzieciach, albo zadawane są ściszonym głosem, by nie słyszały…, ale dzieci słyszą doskonale. Przestają się wtedy czuć akceptowane, bo dla kogoś staje się ważne nie to jakie są, tylko skąd przyszły.

Te rodziny, to nie ciekawostka przyrodnicza, ale rodziny adopcyjne, w których dzieci odnalazły rodziców a rodzice swoje dzieci.

Tekst ukazał się Katolickim Magazynie Społecznym „Moja Rodzina” nr 5, maj 2015.

Photo credit: Darren Johnson / iDJ Photography / Foter / CC BY-NC-ND

O autorze

Magdalena Waleszczyńska

nauczycielka języka polskiego i etyki, pedagog specjalny, propagatorka i realizatorka edukacji domowej, współpracuje z miesięcznikiem "Moja Rodzina", prowadzi stronę www.waleszczynska.pl, właścicielka sklepu Aptekanatury24.pl. Prywatnie szczęśliwa żona i mama trójki dzieci.

5 komentarzy

Leave a Reply

%d bloggers like this: