Kawa u znajomej wydawała się dobrym pomysłem. Poszłam. Rozmawiać zawsze jest o czym, więc tematów nam nie brakowało. Koleżanka była w szpitalu, zastanawiała się, jak to będzie po powrocie ze zwolnienia w pracy; dzieciaki rosną, więc temat szkoły też był oczywisty i sam się nasuwał… Znajoma zamyśliła się nagle…
– Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy kiedyś, że trzeba patrzeć, co dzieciaki oglądają w telewizji, jak trzeba ich uczyć, co wolno? Któregoś dnia byłam zajęta w kuchni, na chwilę zostawiłam chłopaków na górze samych. Był z nimi mąż, nic się nie mogło stać. Tyle, że mężowi się przysnęło…
Zdumiona słuchałam o tym, jak to najmłodszy – niespełna pięcioletni syn wpadł do kuchni z pilotem od telewizora: Mama, wyłącz, wyłącz!
– Synku, tatusia poproś…
– Tata śpi! Mama, wyłącz!
No, to idę do pokoju. A tam – jakieś czary, ktoś macha różdżką, ktoś rzuca urok… wyłączyłam. Syn się momentalnie uspokoił. Wzięłam go na kolana.
– Synku, dlaczego chciałeś, żeby to wyłączyć?
– Bo to było złe, mama. Przecież jak ktoś coś chce, to trzeba poprosić Pana Jezusa, a nie czarodzieja.
Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się: „ Mam mądrego syna, co?”
Przytaknęłam.
Wiem jednak, że gdyby nie ich mądre wychowywanie, nie wspólna modlitwa i nie częste rozmowy… to wcale nie byłby takie oczywiste.
Foto: Bill on Capitol Hill via Foter.com / CC BY-NC
Leave a Reply