Małżeństwo

Jeśli bocian nie przyleci…

Kiedy spotyka się dwoje ludzi i zakochuje w sobie, zaczynają snuć wspólne plany, w których wszystko pięknie się układa: ślub, wesele, wspaniałe chwile, dzieci… Wszystko zaplanowane. A co jeśli plan Pana Boga dla naszej rodziny nie będzie zbieżny z naszym planem? Czy zechcemy się w niego wsłuchać i przyjąć?

Cel – dziecko
Dzisiaj coraz więcej małżeństw ma problemy z płodnością i poczęciem dziecka. Ich misternie ułożone plany odbijają się od muru niepłodności. Niektórzy podejmują swoistą wieloletnią walkę o dziecko, chodzą od lekarzy do lekarzy, wydają setki, tysiące złotych, poddają się skomplikowanym procedurom medycznym z in vitro włącznie byle ich plan się zrealizował.

Cel jest jeden – ma być dziecko. Koszt – psychiczny i finansowy – nieistotny. Takie starania mogą trwać latami i zdarza się, całkiem często, że są bezowocne, natomiast czasu nikt już nie wróci. Owszem tam, gdzie można coś leczyć w sposób moralnie godziwy i uzyskać płodność, aby naturalnie począć dziecko, jest to ze wszech miar zrozumiałe. Zdarza się jednak i tak, że trzymając się prawie niewidocznej nadziei, małżonkowie spędzają całe lata na leczeniu.

I pojawia się pytanie: co dalej? Kiedy powiedzieć dość? Ile czasu dać sobie i co jeśli po tym czasie nasze wyczekiwane dziecko się nie pocznie?

Bardzo mocne świadectwo usłyszałam kiedyś od mamy adopcyjnej dwójki małych dzieci. Powiedziała ona, że gdy zauważyli u siebie trudności z poczęciem, udali się do lekarzy i wykonali badania, które nie wykazały większych nieprawidłowości. Stwierdzili, że przecież dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Skoro badania są dobre to widocznie Pan Bóg ma inne plany, a jeśli kiedyś obdarzy ich ciążą, to tylko będą się z tego cieszyć.

Mogli oczywiście się diagnozować dalej i szukać ewentualnych przyczyn, ale doszli do wniosku, że szkoda ich czasu i nerwów by szukać dziury w całym. Zaprzestali badań. Udali się do ośrodka adopcyjnego i dziś są szczęśliwymi rodzicami już trójki dzieci adopcyjnych.

Każde małżeństwo jest powołane do rodzicielstwa
„Familiaris consortio” – adhortacja papieża Jana Pawła II – wymienia służbę życiu jako podstawowe zadanie rodziny chrześcijańskiej. Może się ona realizować na różne sposoby. Pierwszy i najczęstszy to rodzenie dzieci. Niemniej jednak służą życiu w równym stopniu także ci, którzy dzieci przysposabiają czyli adoptują bądź mają w rodzinie zastępczej lub ci, którzy swoje powołanie do rodzicielstwa, niezrealizowane fizycznie, realizują przez rodzicielstwo duchowe.

Kiedyś na rekolekcjach dla niepłodnych małżeństw, kapłan powiedział: Tyle mówi się dziś o leczeniu niepłodności, o in vitro, o naprotechnologii, o walce o ciążę, dlaczego tak niewiele mówi się o adopcji? To prawda, jeśli już słyszymy o adopcji to w wydźwięku negatywnym. Czytamy o trudach takiego rodzicielstwa, o męce procedur, które trzeba przejść, o wysokich wymaganiach, o nieudanych adopcjach. A gdzie są artykuły o wspaniałych adopcjach, o dzieciach, które odnalazły swoich rodziców, o czasie oczekiwania, który po adopcji wcale nie wydaje się długi, o szkoleniach, na których można się nauczyć wielu przydatnych umiejętności i dowiedzieć trochę o sobie.

Własną niepłodność, tak jak żałobę po stracie, trzeba przeżyć i przyjąć. Inaczej będziemy się nieustannie kręcić wokół niezrealizowanego pragnienia, tracąc z oczu to co naprawdę ważne i to co Pan Bóg dla nas przygotował.

Własną niepłodność, tak jak żałobę po stracie, trzeba przeżyć i przyjąć. Nie przekreśla ona przecież możliwości zajścia w ciążę, nie spisuje nas „na straty”. Choć na pewno nie powinna być podejmowana z myślą, że może ułatwi ciążę biologiczną i odblokuje psychikę.

Jeśli stoicie w martwym punkcie, terapia nie daje efektów, bądź jesteście nią już zmęczeni, warto poszukać wśród znajomych bliższych i dalszych rodziny adopcyjnej, porozmawiać z nimi bądź z pracownikami ośrodka. I dać sobie czas na rozeznanie czy jest to droga dla nas. A potem… kto wie? Może za rok, dwa, trzy w waszym domu będzie słychać płacz dziecka bądź tupot małych nóżek, może jednych a może kilku, ale na pewno ukochanych, wyczekanych, wymodlonych i WASZYCH.
* Tytuł zaczerpnięty z książki dla dzieci o adopcji – Agnieszka Frączek, Jeśli bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci.

Obraz Andreas WohlfahrtPixabayObraz Andreas WohlfahrtPixabay

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: