Jest takie powiedzenie, które mówi, że są dzieci czyste lub szczęśliwe. Dawno nie słyszałam tak trafnego spostrzeżenia.
Przechodziłam jako mama różne fazy – od „uważaj, bo się pobrudzisz” do „a co mi tam, wieczorem się dzieci doczyści”. Nadal jednak trudno mi zaakceptować, że po pół minucie od przebrania dziecko przychodzi całe zadowolone bo:
a. właśnie świetnie się bawiło w popiele z ogniska
b. super się biega w skarpetkach po błocie/mokrej trawie
c. nie ma to jak rzucić piachem, błotem w brata lub siostrę
d. barszcz najładniej wygląda na jasnej bluzce.
e. maść sudokrem świetnie konserwuje odzież i meble
Podziwiam matki całkowicie wyluzowane w tej materii. Mój poziom wyluzowania nieustająco się powiększa nadal jednak daleko mi do dystansu.
Pewna matka znacznie bardziej wielodzietna ode mnie powiedziała mi kiedyś – to Ty nie wiesz że najpierw dziecko nosi czystą bluzkę, potem tę samą bluzkę tył na przód, potem na lewą stronę a potem na lewą stronę tył na przód. Bardzo mi się spodobała ta koncepcja.
Inaczej jest w mieście, gdzie mieszkamy, gdzie mam swobodny i niczym nie skrępowany dostęp do pralki, inaczej na wakacjach, gdzie owszem mogę prać ręcznie ale i tak pozbawione jest to większego sensu, zwłaszcza jak pogoda nie dopisuje i pranie schnie tydzień. Poza tym są lepsze sposoby spędzania wakacji niż codzienne pranie.
W wakacje czy podczas wyjazdów wyluzowuję się znacznie, dzieci cały dzień szaleją na podwórku i w ogrodzie z godziny na godzinę będąc coraz bardziej brudne. I szczęśliwe.
Wieczorem wyglądają już zwykle jak banda kocmołuchów wysmarowanych w zależności od koncepcji zabawy w danym dniu kredą, błotem, farbami lub czymkolwiek innym czego dusza zapragnie. Za to z błyskiem w oczach. Pozwólmy im czasem wybrudzić się, wysmarować i cieszyć zabawą.
Photo credit: Brian Flatgard / Foter / CC BY-NC
Nie wyobrażam sobie czegoś takiego!