Wychowanie

Być wsparciem dla dziecka

Wywiad z psychologiem, Aleksandrą Lutoborską

 

 

– Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci kogoś najbliższego?

W sytuacji tak traumatycznej utraty, jaką dla dziecka jest śmierć rodzica, z pewnością bliskiemu otoczeniu nie jest łatwo reagować zawsze z uważnością na potrzeby dziecka, czy też towarzyszyć w żałobie. Często ci, którzy mogliby być źródłem wsparcia – drugi rodzic, dziadkowie – są sami niejako sparaliżowani stratą.

Tymczasem, kluczowe w takiej sytuacji jest, by rozmawiać z dzieckiem wprost, nazywając bez dwuznaczności to, co się stało. Słowa, jak w każdej rozmowie, dobieramy do wieku dziecka, natomiast co do faktów, dziecko ma prawo do pełnej wiedzy o nich. Zatajanie czy ukrywanie  dramatycznych okoliczności śmierci jak wypadek, samobójstwo, często przynosi skutek odwrotny, niż ochronienie dziecka. Może się zdarzyć, że ktoś spoza rodziny ujawni taki sekret, albo dziecko z opóźnieniem w jakiś sposób odkryje prawdę – wówczas poważnie może zaburzyć to proces żałoby, który zintensyfikują uczucia związane zarówno z byciem oszukanym, jak i z nową wiedzą. Powoduje to często ponowne otwarcie rany, która zaczynała się już zabliźniać.

Sporo dorosłych ma tendencję do zatajania szczegółów.

Dobrze jest oddzielić różne płaszczyzny rozmawiania z dzieckiem o stracie bliskiej osoby. Jedna płaszczyzna to właśnie podanie faktów. Należy to zrobić prosto, prawdziwie, w jakimś sensie obiektywnie, nie wkładając w ten opis własnych emocji czy ocen. Takiemu opisowi warto, by towarzyszył komunikat do dziecka, że jesteśmy gotowi, by rozmawiać z nim o tym, i wyjaśniać, gdyby miało wątpliwości, a także, że będziemy je wspierać. Druga płaszczyzna – to rozmowa o emocjach. Aby móc rozmawiać z dzieckiem o tym, co czuje, będąc osieroconym, musimy sami mieć możliwość nazywania swoich emocji i okazywania ich w sposób przez nas kontrolowany – to znaczy bez narażenia dziecka na to, że będzie musiało zajmować się przeżywanym przez nas dramatem. Bardzo cenny jest wspólny płacz; dla dziecka jest to sygnał, że może w taki sposób radzić sobie z bólem i żalem. Stopniowo warto stwarzać przestrzeń także do rozmowy o innych, mniej „oczywistych” emocjach, np. o złości na osobę, która odeszła, może o poczuciu winy („gdybym się lepiej zachowywała, tata może by nie zachorował”), o pojawiającej się chęci, by do niej dołączyć, potem – o tęsknocie. Jeśli zupełnie nie jesteśmy w stanie opanować swoich emocji i mamy wrażenie, że zamiast współodczuwać z dzieckiem, zalewamy je swoimi uczuciami, warto, byśmy sami sięgnęli po pomoc i wzmocnili się, by móc być wsparciem dla dziecka. Bywa jednak, że sytuacja jest tak trudna i złożona, że potrzeba, by także dziecko zostało objęte profesjonalną opieką psychologa czy psychoterapeuty. Na przykład konflikt rodziców, śmierć obojga rodziców, czy też dramatyczne okoliczności śmierci. Kolejna płaszczyzna w rozmowie z dzieckiem, to budowanie razem z nim świata po stracie, czyli wspólne badanie, jakie zmiany teraz się wydarzą, kto przejmie obowiązki osoby, która zmarła, jak będzie wyglądać codzienność, ale i odświętne zdarzenia w życiu rodziny. I wreszcie, w kolejnych miesiącach procesu żałoby, ważne staje się wspieranie dziecka w budowaniu nowej relacji z osobą, której już nie ma – czyli przeniesienie tej relacji na inny grunt, takie uwewnętrznienie związanych ze zmarłą osobą doświadczeń, wspomnień po to, by ta relacja mogła w nas dalej trwać i owocować. Aby tak się stało, musi być przestrzeń do wspomnień, przeglądania pamiątek, rytuałów pożegnania. Kiedy przyglądamy się temu, jak wiele aspektów obejmuje wspieranie dziecka w procesie przeżywania utraty, widzimy, że tego nie da się oprzeć o tajenie prawdy czy jakieś niedomówienia. Dziecko tę nieuczciwość wyczuje i prawdopodobnie nieufnie zamknie się w sobie. Dobre, wspierające bycie razem w cierpieniu opiera się na uczciwości.

  • Czy mówienie o niebie to zbyt wielka abstrakcja?

Mamy tutaj kolejną płaszczyznę naszego rozmawiania z dzieckiem o śmierci bliskiej osoby. Jest to płaszczyzna duchowa. Sposób prowadzenia rozmowy na ten temat zależy przede wszystkim od świata wartości, w jakim dziecko jest wychowywane. Jeśli wiemy, że dziecko wzrasta w wierze Kościoła Katolickiego, inaczej nas to sytuuje w tej rozmowie, niż, gdy jest ono z rodziny osób niewierzących lub – nierzadko w przypadku starszych nastolatków – samo się w ten sposób określa. Mówienie, że ktoś „poszedł do nieba” nie jest specjalnie wnoszącym komunikatem, raczej może budzić u dziecka wiele znaków zapytania, jak choćby „Czemu beze mnie?”, „Po co tam poszedł?”, „Czy musiał iść teraz?”. Raczej warto opowiedzieć dziecku o tym, w co wierzymy. Ja, my wierzymy w to, że ciało umiera, ale jest w człowieku dusza, która jest nieśmiertelna, taka część człowieka, która zostaje na zawsze, trwa. My, którzy zostaliśmy, odczuwamy to właśnie w pamięci o tej osobie, w tęsknocie za nią, w tym, że choć nie ma jej fizycznie, w jakiś sposób jest z nami. Dusza po śmierci bardzo chce być z Panem Bogiem, bo On nas kocha najbardziej i On tę duszę stworzył, dał jej życie. I tutaj może otworzyć się przestrzeń wielu kolejnych rozmów, bo przecież są sytuacje, w których naprawdę trudno jest nam, ludziom, stwierdzić, czy zmarły „poszedł do nieba”. Niekiedy towarzyszy nam spokój, że tak się stało, ale okoliczności niektórych śmierci nie da się tak skwitować, i tu znowu jest kwestia uczciwości. „Wierzymy, że jego dusza jest teraz u Pana Boga”. Albo – „modlimy się, by tak było”. Zawsze, także w rozmowie z dziećmi, które nie wierzą lub są wychowane w innej religijności, możemy mówić o sobie, o swoim rozumieniu, o tym, w co wierzymy. Ale ważne, by zachować tu delikatność, a nie wchodzić w rolę „tego, kto wie lepiej”.

– Czy warto zabrać dziecko na pogrzeb, pokazać grób?

O pogrzebie najpierw również trzeba z dzieckiem porozmawiać. Jeśli nie miało wcześniej takiego doświadczenia, warto opowiedzieć mu, jak to będzie wyglądało, co będzie się po kolei działo, jakich reakcji uczestników pogrzebu dziecko może się spodziewać. Trzeba, by dziecko miało zapewnioną opiekę na ten czas fizycznie i emocjonalnie. Decyzję o udziale warto zostawić dziecku, i, co ważne, zapewnić, że nie musi czuć się w powinności, by uczestniczyć, a też będzie mogło się w każdej chwili wycofać bez żadnych komentarzy z naszej strony.  Warto powiedzieć, że możliwość pożegnania będzie miało także po pogrzebie, poprzez odwiedzenie grobu.

  • Jak wytłumaczyć fakt, że zmarły jest jednocześnie i w grobie, i w niebie?

Nie da się wyjaśnić takich zagadnień inaczej, niż mówiąc wprost. Wierzymy, że ciało jest jednym „wyposażeniem” człowieka, i ono doświadcza śmierci, a drugim – jest dusza, która nigdy nie umiera. W grobie zostaje to, co fizyczne, materialne, to, co widzimy, a dusza  – ona w zależności od tego, jak bardzo blisko była Pana Boga żyjąc to na ziemi, przechodzi różne koleje. My, którzy żyjemy, jesteśmy zaproszeni do tego, by modlić się o to, aby dusza mogła trafić do Pana Boga. Bo taki powrót duszy do Pana Boga, który ją stworzył, i kocha ją bardziej, niż ktokolwiek inny, jest dla duszy wielkim szczęściem, taką radością, jak powrót do domu z dłuuuuugiej i czasem niełatwej podróży. Mówię o tym specjalnie w tak rozbudowany sposób, żeby pokazać, że nasza chęć, by pewne tematy zamknąć w, przepraszam, czasem oklepane slogany, nie da nam pola do rzeczywistego wspierania osoby po stracie. Trzeba wejść głębiej, zmierzyć się z naprawdę trudnym tematem, jakim jest śmierć, zwłaszcza taka, którą uważamy za „przedwczesną”, taka, której towarzyszą traumatyczne okoliczności, poprzedzona długą, pełną cierpienia chorobą, czy też śmierć osoby, o której wiemy, że czyniła wiele złego. Nie uda nam się znaleźć na te wszystkie sytuacje w rozmowie z dzieckiem jednego „algorytmu”. Kiedyś mawiano „Bóg tak chciał”. Dzisiaj wiemy, że sytuacja jest bardziej złożona, a my wobec wielu pytań – bezradni. Ale też i w tej bezradności dobrze jest być uczciwym, mówić: „Ja nie wiem, dlaczego. Ale mi pomaga ufność, że Bóg jest przy mnie, przy nas, i widzi nasz ból, i że nas kocha i przytula”. Bóg jest kochającym Ojcem, Bóg też jest naszym Bratem, który sam płakał nad śmiercią przyjaciela, i bał się swojej śmierci. Żeby rozmawiać z dzieckiem o kwestiach eschatologicznych, trzeba je i dla siebie na nowo układać, nazywać, konfrontować z pytaniami, wątpliwościami.

  • Pan Jezus też cierpiał prawdziwe tortury, umarł straszną śmiercią i zmartwychwstał. Niektórzy rodzice nie życzą sobie poruszania tego tematu przy dzieciach.

Będę powtarzać do znudzenia, że najlepiej jest mówić prawdę. Ludzie, bez względu na wiek, różnią się podatnością, wrażliwością i zapotrzebowaniem na bodźce różnego rodzaju. U dzieci my, jako rodzice mamy wpływ na dobór i natężenie tych bodźców. Czyli dzieci mogą się dowiadywać o torturach, jakie cierpiał Jezus, stopniowo. Sama Ewangelia mówi o nich bardzo zwięźle. Wiadomo, że pięcio- czy ośmiolatkowi nie pokażemy filmu „Pasja”, a dwunastolatka możemy zapytać, czy chce taki film obejrzeć – z wyjaśnieniem, jak powstał i z jakich źródeł czerpie. Żadne znane mi Biblie dla dzieci nie eksponują w jakimś nadmiernym stopniu przemocy fizycznej i okrucieństwa, jakim był poddany Syn Boży. Także nabożeństwo Drogi Krzyżowej i jego XIV stacji nie koncentruje się przecież na samym tylko okrucieństwie, medytujemy tam zarówno zdarzenia dramatyczne, jak Przybicie do krzyża, jak i kojące: otarcie twarzy Jezusa przez Weronikę. Krzyż – zło, które Bóg wziął na siebie, by nas odkupić – jest przecież bramą do Zmartwychwstania, do Życia, do Chwały. Pięciolatkowi nie będziemy analizować działań oprawców Jezusa. Nastolatki są w stanie po pierwsze zdobywać te informacje bez naszego udziału, a też na pewno dobrze jest poszerzać ich wiedzę o realiach historycznych Męki Pana Jezusa. Dziecko, które ma mocne zaplecze w rodzicach, i harmonijnie rozwija się emocjonalnie i duchowo, może płakać nad losem Pana Jezusa, współczuć Mu, ale niekoniecznie będzie reagować lękiem – wie, że w świecie zdarzają się złe i trudne rzeczy, i niekiedy z nich także wynika coś dobrego.

  • Na świecie trwa epidemia. O tym też powinniśmy mówić malutkim dzieciom?

Jedyną drogą do wychowania dojrzałego człowieka jest  – dla rodzica – życie w prawdzie, bycie prawdziwym, mówienie prawdy. Nie twierdzę, że jest to proste. Ale wszystko, co mówi dzisiaj psychologia o wspieraniu rozwoju dziecka, ma jakiś związek z tą uczciwością. Nie chodzi o to, żeby wszystko wiedzieć, umieć i ze wszystkim sobie radzić, tylko o to, żeby umieć przyznać: Nie wiem, nie mam na to rady, nie rozumiem. Epidemia w sposób szczególny zachęca nas do bycia uczciwym. Nie wiemy, jak sytuacja się potoczy, nie znamy wszystkich możliwych następstw choroby czy przedłużającej się epidemii. Nie wiemy, co komu pisane. Natomiast mamy dane, że zagraża ona szczególnie osobom starszym, schorowanym, mniej odpornym; że pewne środki ostrożności spowalniają rozprzestrzenianie się wirusa. To wszystko trzeba dzieciom mówić, pamiętając, że to dorośli określają granice bezpieczeństwa.

  • Bywa i tak, że dziecko jest śmiertelnie chore.

To jest jedna z tych kwestii związanych ze śmiercią, której nie da się ogarnąć kilkoma zdaniami. W doświadczeniach osób, które towarzyszyły nieuleczalnie chorym dzieciom powtarza się taka obserwacja, że dzieci są świadome zbliżającej się śmierci, że same wnoszą ten temat. Na każde pytanie – znowu! – odpowiadamy uczciwie, kładąc akcent na starania lekarzy, znane sukcesy medycyny w leczeniu tej choroby, znaczenie stosowania się do zaleceń. Ale oczywiste jest, że w procesie odchodzenia dziecko może przeżywać bardzo trudne emocje, i nie jest łatwo mu w tym towarzyszyć – tu znowu podkreślę, że wielką wartość ma wtedy zadbanie o wsparcie dla siebie, by móc być wsparciem dla dziecka. Oczywiście, osoby profesjonalnie przygotowane warto też zaprosić, jeśli dziecko ma taką potrzebę lub nie jesteśmy w stanie unieść pewnych tematów. Pamiętajmy jednak, że nasza obecność ma dla dziecka ogromne znaczenie, dlatego dbajmy o dostarczanie sobie zasobów, które pomogą nam przy dziecku trwać.

– Chyba i z dorosłymi niełatwo rozmawiać o śmierci?

Z dorosłymi często nawet trudniej jest rozmawiać o śmierci, bo – jak wiele innych ważnych tematów – przez lata obudowujemy ją swoimi doświadczeniami i tym, co na ich bazie tworzymy – przekonaniami, sposobami reagowania. Jeśli mamy w swojej wczesnej historii traumatyczne utraty, których nikt nam nie pomógł przeżyć, szalenie trudno będzie nam w życiu dorosłym towarzyszyć innym w żałobie czy zbliżać się do tematu własnej śmierci. Jeden z naszych przyjaciół powiedział kiedyś, że towarzysząc rodzicom w starości, w chorobach, odchodzeniu, odkrył, że najważniejsze w życiu jest, by dobrze przygotować się do starości i śmierci. Polecam gorąco książkę, która pięknie rozwija tę myśl – „Czas umierania. Ostatnie dni życia mnichów”. Jej autorem jest francuski dziennikarz Nicolas Diat. Jest to doskonała lektura do zbudowania wokół niej osobistych wielkopostnych rekolekcji. Może w kontekście pandemii wyda nam się zatrważająca. Nic bardziej mylnego. Oswajanie tematu końca życia doczesnego koi i daje nadzieję.

Artykuł ukazał się w magazynie „Idziemy”

O autorze

Barbara Łomowska

Mama trójki energicznych dzieci, uzależniona od czytania i pisania.

Leave a Reply

%d bloggers like this: