Zarządzanie domem

Czas na systemy – niedoceniane miedziaki

Jako dwudziestolatka wymyśliłam, że każdego tygodnia oszczędzać będę 10zł na „ważny życiowy cel”. Po kilku miesiącach okazało się, że tym celem są zimowe buty…
Gdybym teraz – dziesięć latach później – nadal zbierała pieniądze w tym systemie, obecnie miałabym ponad 5.000zł. Może nie jest to oszałamiająca kwota, ale dobra baza dla większych oszczędności, a także rewelacyjna nauka panowania nad charakterem i silną wolą.

Jako nastolatka nie miałam określonego kieszonkowego, ale wolno mi było, zgodnie z rodzinnym zwyczajem, zatrzymywać pieniądze z reszty z zakupów zaokrąglonej do kilku złotych. Przy odrobinie wysiłku związanego z koniecznością zgłaszania się na ochotnika do porannych przebieżek po bułki oszczędzanie okazało się w znajdować w granicach moich możliwości. Za „zarobione” pieniądze kupowałam ubrania, książki i słodycze. Mój starszy brat w ten sam sposób dokupował sprzęt komputerowy. Młodszy zaś finansował sobie wyprawy na pizzę i akcesoria do piłki nożnej.

Na studiach utrzymywałam się w większości sama z niewielkiego stypendium naukowego i pieniędzy zarobionych w pracach dodatkowych. Musiałam opłacić wynajęcie pokoju, sfinansować dentystę, treningi, kupić sobie jedzenie i ubranie. Wydawało mi się, że oszczędzanie znacznych pieniędzy jest poza moimi możliwościami – przecież ledwo wiązałam koniec z końcem! Jednak pewnego dnia usłyszałam o pewnej zaradnej niewieście, która z pieniędzy ze sprzedaży ręcznie malowanych kubków zaoszczędziła na samochód kempingowy! Zaczęłam szukać sposobu na moje finanse. Tak narodził się pomysł, aby przestać tuczyć uczelniane automaty z kawą i te pieniądze przeznaczyć na coś innego.

Niedoceniane miedziaki

Jedną z pierwszych rzeczy, które odkryłam, dysponując już własnymi pieniędzmi, było to, że odkładanie pieniędzy z reszt zaokrąglonych do 5zł przy robieniu codziennych zakupów w skali miesiąca pozwala zaoszczędzić spore kwoty. Przykładowo: robiąc zakupy za 23 zł 45gr, pieniądze brakujące do 25zł wkładałam do puszki – czyli 1zł 55g. Przy uczciwym czyszczeniu portfela z drobnych po każdych zakupach, w skali miesiąca zaoszczędzałam 100zł, które niezwłocznie wydawałam na rozrywkę i książki.

„Puszka na Modruszka”

Poważnie podeszłam do oszczędzania dopiero po ślubie, gdy zaczęliśmy z mężem myśleć o dziecku. Obydwoje nadal studiowaliśmy, pracując na umowy zlecenie i o dzieło. Założyliśmy więc pudełko z opisem „Puszka na Modruszka”, zakleiliśmy je taśmą i zaczęliśmy wrzucać wszelkie reszty, a także co najmniej połowę niespodziewanie otrzymanych pieniędzy – np. prezentów od babć. Po każdym miesiącu wygrzebywaliśmy puszkę do czysta, zaokrąglaliśmy wydobytą kwotę i przelewaliśmy ją na „konto-nie-do-ruszenia”, uszczuplając wypłaty, które wpłynęły na podstawowy rachunek bankowy. Wygrzebane z puszki (w większości drobne!) pieniądze przenosiliśmy do pudełka „na życie”, z którego czerpaliśmy pieniądze na bieżące potrzeby.
W ciągu niespełna roku wraz z mężem – studiując, pracując dorywczo i wynajmując mieszkanie – zdołaliśmy zaoszczędzić ponad 6200zł! Trzeba przyznać, że mieliśmy olbrzymią motywację, podsyconą jeszcze zestawieniem „ile kosztuje dziecko” znalezionym w internecie, w którego wynikało, że sama wyprawka to koszt 15.000zł… Był to okres, kiedy na jedzenie dla siebie i psa wydawaliśmy około 280zł miesięcznie! Dziś nie mam pojęcia, jak to było w ogóle możliwe.

Oszczędzanie to hobby

Z tego wspaniałego okresu wyciągnęliśmy kilka wniosków:

Po pierwsze: oszczędzanie jest możliwe w niemal każdych warunkach. To konieczność – choćby miało to być tylko 10zł w ciągu miesiąca. Jak mówi przysłowie „ziarnko do ziarnka…”.
Po drugie: drobnych ciężko się pozbyć. Na półce wciąż stoi – jak wyrzut sumienia – koszyczek w groszami. Torbę dwu- i pięciogroszówek wymieniłam na banknot 10zł i straciłam na tym tylko 3zł – dalej uważam, że było warto! W torbie było ponad 13zł – dziewięcioletni syn znajomego, który ją od nas odkupił, płakał, jak liczył. Ponoć miało to wartość wychowawczą. Nie dociekam.
Po trzecie: warto szukać narzędzi, które przejmą za nas częściowo oszczędzanie – obecnie „Puszkę” zastępuje aplikacja mSaver w banku mBank, która oszczędza moje reszty w ramach programu „Regularne oszczędzanie”. Dalej cykl pozostaje ten sam – statystyki informują mnie, ile środków zgromadziłam w ten sposób, zaokrąglam tę sumę i przesyłam ją na właściwe konto (w zależności od celu).
Po czwarte: dobrze mieć wiele kanałów odzyskiwania pieniędzy równocześnie – ale o tym napiszę w następnym poście.

Ps. Chętnie dowiem się jakie macie pomysły na rozwiązanie problemu półkilowego koszyczka wypełnionego groszami…

Foto: pixabay.com

O autorze

Daria Modro

Teolog. Łowca systemów. Pasjonat organizacji. Inspicjent. Żona Karola. Mama Felki, Himka i Kośki. Karateka. Jej naturalnym stanem życiowym jest bieg.

1 Komentarz

  • Moja córeczka na 5 urodziny dostała od nas konto w banku i kartę do bankomatu tzw skarbonkę. Niby nic a jednak… Pierwsze pieniądze z prezentów wpłaciła sama i poczuła się taka dorosła! Raz w miesiącu idziemy do banku ze skarbonką i wpłacamy jej pieniądze I dla przykładu: od września do grudnia nazbierała 129 zł- mogła sobie kupić grę planszową. Teraz zbiera na hulajnogę. Z samych miedziaków uzbierało się 34,76 zł
    Można? Można!

Leave a Reply

%d bloggers like this: