Pytam więc – co to jest wiedza szkolna i czy trzeba jej nauczać? Zaczynając od podstaw, wiedza szkolna to umiejętność czytania, pisania i rachowania. Czy do nauczenia tych umiejętności potrzebny jest wykwalifikowany nauczyciel? Naprawdę?
Gdy mówię komuś po raz pierwszy, że nasze dzieci mają edukację domową, słyszę dwa pytania: Czy ma Pani wykształcenie pedagogiczne? Sama Pani uczy dzieci?
Oba pytania wprawiają mnie w konsternację, bo co prawda tak się składa, że wykształcenie pedagogiczne mam, ale…
Abstrahując od wartości takiego wykształcenia (czy jakiekolwiek studia uczą tak naprawdę, jak nauczać?) i od tego czy rzeczywiście studia pedagogiczne są potrzebne do tego aby uczyć innych, pytanie, czy rodzice uczą dzieci jest trochę… dziwne. Bo chyba trudno mieć wątpliwości co do tego, że – pomijając skrajne przypadki – nawet jeśli dzieci chodzą do szkoły, to i tak rodzice nie przestają ich uczyć. Różnych rzeczy: rozmowy, współpracy, empatii, szacunku dla starszych, ale także – sprzątania, gotowania, prania. Zaszczepiają dzieciom światopogląd. Odpowiadają na ich niezliczone pytania. Nie mówiąc o tym, że często pomagają odrabiać lekcje.
No dobrze, odpowie rozmówca, wiem, że rodzice uczą dzieci umiejętności życiowych, ale wiedza szkolna… Właśnie! Pytam więc – co to jest wiedza szkolna i czy trzeba jej nauczać? Zaczynając od podstaw, wiedza szkolna to umiejętność czytania, pisania i rachowania. Czy do nauczenia tych umiejętności potrzebny jest wykwalifikowany nauczyciel? Naprawdę?
Załóżmy więc, że dziecię umie już czytać, pisać i rachować. Nauczyliśmy je (lub samo się nauczyło) w domu. No, teraz już do szkoły iść musi. Bo jak to tak? Rodzice będą nauczać? A może dziecko będzie się samo uczyć? Będzie te podstawowe umiejętności doskonalić, czyli czytać coraz więcej, z coraz większym zrozumieniem. Potrzebny jest nauczyciel? Czy raczej ktoś, kto porozmawia o lekturze, zada pytanie, zmusi do zastanowienia? Idźmy dalej. Pisanie. Dziecko będzie pisać coraz więcej, szybciej, zgrabniej. Potrzebny jest nauczyciel? Czy raczej ktoś, kto zainspiruje i zachęci? Matematyka. Dziecko umie czytać? Dobrze, niech przeczyta podręcznik do matematyki i się nauczy. A co z pozostałymi przedmiotami? Tak jak z matematyką – niech przeczyta i się nauczy. Samo.
Nie twierdzę, że nauczyciel jest niepotrzebny. Jest wiele dziedzin, w których nauczyciel – mistrz jest bardzo pomocny: języki obce, muzyka, matematyka, nauki przyrodnicze. Choć upierałabym się, że nie jest niezbędny. Języka obcego można nauczyć się wyjeżdżając za granicę. Muzyki – słuchając odpowiednich nagrań i korzystając z samouczków. Matematyki – korzystając z odpowiednich gier czy serwisów internetowych w rodzaju Khan Academy. Nauk przyrodniczych – eksperymentując i obserwując.
W naszej praktyce edukacji domowej rolą rodziców jest raczej kierowanie uczeniem się dziecka, niż uczenie go. Gdy tego potrzebujemy, nauczycieli szukamy poza domem. W muzeach, centrach nauki, ogrodach zoologicznych i botanicznych, szkołach językowych, na zajęciach sportowych.
Jednak dla mnie najważniejszą rolą tych nauczycieli nie jest nauczenie czegoś, tylko rozbudzenie potrzeby uczenia się. Służenie przykładem człowieka z pasją, którą zaraża innych.
[…] rok temu napisałam dla portalu „W Rodzinie” tekst o tym, że dziecko, tak samo zresztą jak dorosły, niekoniecznie potrzebuje nauczycieli czy […]
Pewnie, nauczyciel niepotrzebny. Szkoda, że nie każdy rodzic jest taki zdolny. Dla mnie matematyka to koszmar, nie umiem nawet pomóc dziecku w piątej klasie w odrabianiu lekcji. Niemieckiego nie znam, fizyka i chemia mnie przerażają. Nie rozumiem kompletnie idei edukacji domowej, pozbawiania dzieci i młodzieży kontaktów z rówieśnikami i samodzielności. Co innego relacje z rodzeństwem, a co innego z kolegami. A jak dzieci pójdą na studia, to co wtedy? Sprowadzicie do domu wykładowców? Pozwolicie mieszkać w akademiku? A może najlepiej niech siedzą do dorosłości w domu. Świat jest taki niebezpieczny…
ech, te stereotypy. Dzieci edukacji domowej bez kontaktu z rówieśnikami. Jak nam się zdarzy raz na 2 czy 3 tygodnie dzień bez kontaktów z rówieśnikami (nie rodzeństwem nawet) to z miłą chęcią odpoczywamy w domu. Kontaktów i socjalizacji mamy czasem aż nadto:-)