Od kilku lat nad jeziorami chrztu Polski śpiewa się: „chcemy spożyć Pismo Święte”. Publikacji pomagających je czytać mamy w księgarniach zatrzęsienie. Zazwyczaj wędrujemy w tych tekstach w stronę specjalistycznych diagnoz profesjonalistów, którzy nie mają czasu ani siły, by czynić swe przemyślenia bardziej zjadliwymi dla większości. Z drugiej strony półki opracowania banalne i pobieżne, jakby wylano dziecko z kąpielą. Z tym większą radością chcę wspomnieć o publikacji, której udało się szczęśliwie ominąć te rafy i płynąć przejrzystym kursem w krainę otwierającą złączenie widzialnego z niewidzialnym.
Roman Zając biorąc się za próbę wprowadzenia Żyjącą Księgę zaczyna od najtrudniejszej strony – w lingwistyce odpowiada jej gramatyka; któż lubił ten dział? I pan Autor zrobił to po mistrzowsku. Poczynając od prowokacji: „Księga, której nie powinno się przeczytać”, przez powiązanie Lucyfera ze św. Hieronimem (sam pojęcia nie miałem, o tym czego się dowiedziałem), Mojżesza z rogami po szlagier „Tora! Tora! Tora!” (japońskie znaczenie szczególnie przypadło mi do gustu) – frapuje, bawi i uczy. Nie unika także rozwikłania niektórych kontrowersji. Wielkim atutem są tu starannie dobrane ilustracje.
Pociechą też zdaje się nadany książce nadtytuł: „sezon pierwszy”.
Roman Zając, Biblia początek, czyli jak powstał najlepszy know how na świecie, Kraków 2016
Leave a Reply