Wychowanie

Dyskryminujesz obowiązkami?

Człowiek to się jednak uczy całe życie. Niedawno dowiedziałam się, że „zmuszanie” dzieci do jedzenia obiadów, sprzątania po sobie czy chodzenia do szkoły jest przejawem dyskryminacji ze względu na wiek i doświadczenie życiowe rodziców i nosi nazwę adultyzm. Celowo „zmuszanie” dałam w cudzysłowie, bo ciężko mi znaleźć lepsze słowo choć nie o zmuszanie faktycznie chodzi. Bardziej o to, żeby dziecko miało jednak obowiązki w domu, lub piękniej pisząc, umiało ponosić konsekwencje tego co zrobi. Czyli jeśli zrobiło bałagan to należy to posprzątać, jeśli rozlało wodę trzeba to wytrzeć.

Tymczasem z kilku stron docierają do moich uszu stwierdzenia, że wcale niekoniecznie, bo przecież porządek nie musi być naszym celem i skoro dziecko nie ma wewnętrznej potrzeby sprzątania to nie można go do tego „zmuszać”.  Zawsze wydawało mi się, że mamy wychowywać dzieci do miłości i odpowiedzialności, do podejmowania decyzji, do szacunku dla innych. Teraz dowiaduję się, że matka i owszem powinna dbać o dom zasadniczo ale nie może „zmuszać” do tego dziecka.

Jestem zdania, że najlepszym specjalistą od wychowania własnych dzieci jest ich rodzic, który jeśli czuje, że potrzebuje jakiegoś wsparcia to się po nie zwróci. Zadziwiają mnie tłumy matek szukających porad na FB czy forach internetowych i druga nie wiem czy nie liczniejsza rzesza „ekspertów”. W taki oto sposób można się dowiedzieć od obcych nam osób, że lepiej nie kazać dziecku sprzątać (albo lepiej nie zachęcać do tego) bo mamy je wychowywać w wolności. Albo, że jeśli masz umówioną, długo wyczekaną wizytę u lekarza dla siebie, a Twój 3 latek wrzeszczy, że nie wyjdzie z domu (niestety nie masz żadnej opcji iść bez dziecka) to lepiej przełóż wizytę, zamów, lekarza do domu. Co gorsze jeśli już jednak udało Ci się wyjść z domu i gnasz na tę wizytę po autostradzie i wtedy dziecko zaczyna oponować, to najlepiej na tej autostradzie się zatrzymać i tłumaczyć dziecku dlaczego ta pól roku wcześniej umówiona wizyta jest tak istotna dla mamy*. Jeśli to uszanuje to super, jeśli nie, no cóż zawracamy i jedziemy tam, gdzie sobie tego życzy dziecko. Byleby tylko nie być posądzonym o przemoc i dyskryminację. Innymi słowy rób wszystko by „uszanować” potrzeby dziecka, nawet jeśli Twoje są przy tym szargane. (* przykłady zaczerpnięte z porad w pewnej grupie na FB)

Może jestem staroświecka, ale uważam, że dziecko można nauczyć szacunku dla potrzeb innych nie depcząc przy tym jego godności. Można stawiać granice, stosować kary (lub lepiej konsekwencje własnych działań)  a nawet (o zgrozo!) można chwalić (albo lepiej doceniać). Piszę „o zgrozo!” , bo ostatnio się dowiedziałam, że chwalenie (docenianie) jest passe, a nawet może przynieść krzywdę dziecku.

Oczywiście, jak to powiedział mój mąż, przecież takie dzieci jak dorosną to żadnych konsekwencji ani kar nie będą ponosić w dorosłym życiu, prawda? (Spróbujcie nie wysłać PIT-a do Urzędu Skarbowego, albo nie przyjść do pracy bez ważnego powodu).

Jak to dobrze, jednak, że Pan Bóg stawia na naszej drodze mądre osoby, które nie dość, że na wychowaniu się znają, z racji zawodu, wieku, doświadczenia i liczby posiadanych dzieci i wnuków, to jeszcze wykazują w tym wszystkim rozsądek i dają człowiekowi wolność. Byliśmy na warsztatach umiejętności wychowawczych. Same warsztaty, czy nawet przeczytanie książki, na której są oparte to jeszcze nic, ale my trafiliśmy na genialną, bardzo doświadczoną i mądrą prowadzącą. Człowiek by oszalał chcąc stosować porady internetowe, albo wpędził w nerwicę. Bo jak inaczej reagować kiedy wszystko w życiu układasz pod dziecko. Swoją drogą ciekawe czy jak rodzice za 40 lat zaniemogą to czy te dorosłe już wtedy dzieci rzucą wszystko by zająć się chorą matką czy ojcem…

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

7 komentarzy

  • Skoro uważa Pani, że specem od wychowania dzieci jest ich własny rodzic, to po co wyśmiewanie tych, którzy mają inne poglądy wychowawcze niż Pani? W końcu i Pani sama nie wie wszystkiego, skoro korzysta z czyjegoś doświadczenia.
    Ps. Ciekawe, czy tym razem komentarz zostanie znów ocenzurowany.

    • Szanowna Pani, dziękuję za komentarz. Komentarze nie są cenzurowane, usuwamy jedynie wulgarne czy obraźliwe oraz spam. To, że rodzić jest najlepszym specem od swoich dzieci nie oznacza, że nie ma się uczyć i dokształcać, rozwijać, moim zdaniem. Przykłady w tekście są zaczerpnięte z FB i naprawdę nie są dla mnie śmieszne, a osobiście uważam, że mogą być szkodliwe dla tych co je stosują.

  • Cóż, generalnie się zgadzam, ale jedna rzecz kłuje mnie w oczy – zmuszanie do sprzątania i zmuszanie do jedzenia w jednym zdaniu. O ile sprzątnięcie nikomu krzywdy nie zrobiło, to zmuszanie do jedzenia jest przemocą – piszę to jako 26-latka, która do teraz ma problem z wybaczeniem tego swojej rodzinie. To jest trauma na lata, tego się nie da zapomnieć. Wystarczy odrobina empatii, by dowiedzieć się, jak czuje się osoba (dziecko to też osoba mająca swoją godność – mam nadzieję, że tu się zgadzamy), która musi zjeść duży posiłek nie odczuwając głodu, walcząca z odruchem wymiotnym- gdzie ta odrobina empatii znika u tak wielu rodziców? I nawet nie to jest najgorsze – gorszy jest szantaż emocjonalny z tym związany („a teraz za mamusię -nie kochasz mamusi?”) zawstydzanie, porównywanie do innych dzieci, straszenie itd. A wszystko to nie wiadomo po co – w moim przypadku może z troski, a może dla satysfakcji karmiącego, bo byłam szczupłym ale zdrowym dzieckiem.

    • Może faktycznie zabrzmiało to niefortunnie, dziękuję za zwrócenie uwagi. Miałam bardziej na myśli, że często rodzice skarżą się, że ich dziecko nie chce jeść niczego wartościowe, obiadu itp za to dają przyzwolenie by przez większą część dnia żywiło się słodyczami i innym śmieciowym jedzeniem.

      • W takim razie to wina rodzica, że pozwolił dziecku jeść słodycze przed posiłkiem – nie należałoby karać dziecka poprzez zmuszanie do jedzenia, a wyciągnąć naukę dla siebie i zacząć zwracać uwagę na to, co dziecko jada i pije w ciągu dnia… Jak to dobrze być już dorosłą osobą. Jak danego dnia nie zjem obiadu bo zjadłam hamburgera i frytki na mieście, to nikt na mnie nie krzyczy, nie wyznacza mi kar, nie skarży się na mnie sąsiadkom, świat się dziwnym trafem nie zawala… 😉

  • Mam wrazenie, ze krytykuje Pani zasady NVC (Porozumienie Bez Przemocy). Zachecam szczerze do zapoznania sie z zasadami zanim wystawi Pani tak jednoznaczna i krzywdzaca ocene na podstawie kilku postow na jakims forum. To naprawde wartosciowe i umozliwianace budowanie glebokiej wiezi z bliskimi i z Panem Bogiem narzedzie. Oparte wlasnie na wolnej woli i konsekwencjach a nie zmuszaniu i przemocy. Trudno to w jednym komentarzu opisac ale szczerze polecam np ksiazke Marshala Rosenberga. 🙂

    • Dziękuję za komentarza, znam ideę NVC i jest mi bliska. NIe myślałam bezpośrednio w o NVC pisząc tekst. Myślę, że NVC ma w sobie wiele wartości.Być może idea jest aktualnie wykrzywiana przez użytkowników i w sumie ku temu się skłaniam. Podałam dwa przykłady w tekście, natomiast praktycznie co dzień pojawia się takich komentarzy kilka lub kilkanaście. Niektóre naprawdę dość szokujące zbliżające się do absurdu. Uważam, że dziecko w domu powinno mieć obowiązki. Dawanie dziecku obowiązków uczy je odpowiedzialności a nie jest przejawem przemocy. Zwykle dzieci w jakimś okresie buntują się przeciw obowiązkom, co jest normalne w sumie. Jak najbardziej trzeba o tym z nimi rozmawiać, i zachęcać do współpracy na różne sposoby, natomiast nie uważam, by powiedzenie dziecku proszę Cię byś posprzątał pokój (lub nawet posprzątaj pokój- tak wiem niezgodne z NVC) jest przejawem przemocy czy dyskryminacji.

Leave a Reply

%d bloggers like this: