Każde spotkanie z Małgorzatą można było opisać wieloma słowami w bardzo obszernym rękopisie.
Ileż razy S. siadała, żeby napisać o tym, co się zadziało w jej życiu za sprawą Małgorzaty. Tamto – to był początek. Pierwsze spotkania, rozmowy, tłumaczenia, przytulenia i stawianie do pionu – bez znieczulenia, ale zawsze tak, żeby S. nie straciła gruntu pod nogami.
Małgorzata nigdy nie kończyła rozmowy pierwsza. Owszem, dawała wyraźne, acz subtelne sygnały, że już należy kończyć, ale nigdy się nie zdarzyło, żeby wstawała, mówiła: „To by było na tyle” i wychodziła. Jest przepełniona szacunkiem do drugiego człowieka i troską o jego dobro. „Anioł” – mówią ci, którzy ją znają. „Niezwykła” – dodają ci, którzy spotkali ją po raz pierwszy.
To, co mówi się o Małgorzacie, jest, bez wyjątku, zawsze – tylko dobre. Nikt, kto choć raz się z nią spotkał, nigdy nie mówił o niej źle.
Małgorzata nigdy nie narzekała. Nie uskarżała się na swoją rzeczywistość, na chroniczny brak czasu, na mnogość zajęć i inicjatyw, w których brała udział. Nie jest Kimś, kto opowiada na prawo i lewo o swoich zmaganiach z życiem. Ze wszystkimi trudnościami rozprawia się bez żadnego rozgłosu i bez medialnego szumu. Nigdy nikt o niczym nie wiedział.
Kiedy któregoś dnia poprosiła o modlitwę, prośba była pokorna i cicha. Nie było w niej takiej charakterystycznej dla naszego czasu buty, nie było też buntu ani cierpiętnictwa. Była prośba i ufność, że Bóg wie, co robi, i że nie dozwoli z siebie drwić.
Bo Małgorzata wierzy w Boga. Gdyby S. chciała określić, jaka to była wiara, musiałaby uznać, że nie zna odpowiednich słów. Czasem dotykały tego tematu podczas rozmów. I za każdym razem S. wiedziała, że nie dorasta do tej rozmowy. Małgorzata Wierzy. Właśnie tak, z dużej litery. Wierzy, ufa, powierza Bogu wszystko, co jest w Jej życiu – i wszystkich, którzy w nim są. Kiedy prosiło się ją o modlitwę, można było być pewnym, że będzie się modlić całym sercem. Taka jest.
I kiedy któregoś dnia poprosiła o modlitwę, kolana S. same się zgięły, ręce same chwyciły różaniec, a łzy, jakie pojawiły się w oczach, dopełniły reszty. Nie było w tym nic dziwnego. Ktoś, kto zawsze dawał z siebie wszystko innym – zasługiwał na to, aby wszystko otrzymać z powrotem i to z nawiązką, w dobrowolnej ofierze.
A Małgorzata zasługuje na to najbardziej.
Leave a Reply