Jestem głodna wiedzy i wymiany doświadczeń na temat edukacji domowej. Ciągle się jej uczę, słucham ludzi, którzy robią to dłużej niż ja, eksperymentuję, czytam, chodzę na konferencje na ten temat, staram się sprawdzać co sprawia dzieciom radość i frajdę. Są wzloty i upadki, rów mariański i Mount Everest. Czasem dzień po dniu.
Dziś postanowiłam zadać pytanie – O czym chcielibyście się uczyć?
O sowach – dość zaskoczona byłam tą odpowiedzią. Dobrze niech będzie. Że sowa to temat na biologię? Ależ skąd!
Były więc sowy do kolorowania, do wyklejania, sowy z plasteliny i masy solnej.
Sowy matematyczne do nauki dodawania i rysunku i sowy symboliczne. Liczyliśmy sowy, pisaliśmy, słuchaliśmy dźwięków wydawanych przez nie. Obejrzeliśmy film o ich zwyczajach i dowiedzieliśmy się co to jest szlara i co to są wypluwki. Sama wciągnęłam się w temat. Pęd do wiedzy był tak silny, że matka ledwo wytrzymała fizycznie:-) Szkoda, że pogoda nie dopisała, bo pewnie byśmy jeszcze i do zoo pojechali. Ale nic straconego, pewnie wkrótce tam zawitamy.
Cała ściana została oklejona rysunkami sów. Jakie to fajne, że dzieci z ogromnym zapałem uczą się wszystkiego, jeśli tylko odpowiednio im się to poda, jeśli trafi się z tematem.
Jestem wykończona, ale zadowolona. To był bardzo intensywny dzień. A jako, że do sów się nie zaliczam a jestem zdecydowanie skowronkiem, więc pewnie zaraz przyjdzie na mnie pora. Mam tylko nadzieję, że sowy śnić mi się nie będą po nocach.
Witam, czy pisze pani blog o edukacji domowej Waszych dzieci?
Pozdrawiam
Nie piszę bloga, moje przemyślenia na ten temat (oraz na inne tematy:-) będę zamieszczać na wrodzinie.pl. Pozdrawiam!