Dzieci

Jak mówić dzieciom o Bogu?

Mój niespełna trzyletni synek ostatnio zaskoczył mnie pytaniem:
– Mamo, masz zdjęcie Pana Boga?
– Nie synku, Boga nie widać, chociaż jest w wszędzie… Spotkamy go dopiero w niebie…
Byłam zdumiona i zaskoczona jego pytaniem. Nie wiedziałam jak mu inteligentnie odpowiedzieć, ale on ujął mnie swą logiką i podsumował:
– Aha, czyli tak jak dzidziuś w brzuszku? Na razie go nie widać!
Rzeczywiście noszę pod serduszkiem maleństwo i rodzeństwo bardzo niecierpliwie na niego czeka. Nie stać mnie było na takie porównanie, ale mój rezolutny niespełna trzylatek od razu znalazł odpowiednie słowa. Dzieci na każdym kroku zaskakują mnie swoją mądrością.

Innym razem, po czterokrotnym przeczytaniu „Biblii dla dzieci” powiedziałam do synka:
– Wiesz, że tą Biblię dostałeś od cioci na swój chrzest?
– Nie mamusiu, Biblia to jest prezent dla mnie od Pana Boga!
Skąd mój malec na to wpadł? Kto mu to powiedział? Skąd u dzieci takie rewelacyjne wyczucie „spraw Bożych”? Po tych zdarzeniach zaczęłam się głębiej zastanawiać jak rozmawiać z dziećmi o Panu Bogu…

Przede wszystkim zaczęłam myśleć o swoim domu rodzinnym. Jedno z najpiękniejszych wspomnień dotyczy naszych wieczornych modlitw. Pamiętam, że zbieraliśmy się wszyscy w pokoju, my – dzieci byliśmy już po kolacji, z umytymi ząbkami i w piżamkach, mama zapalała świece i zaczynaliśmy rodzinną modlitwę. Pamiętam dokładnie tą atmosferę powagi i skupienia, duży, srebrny krzyż z Panem Jezusem i jego tańczący cień na ścianie… Może nie rozumiałam jeszcze wtedy zbyt wiele, ale pamiętam, że wiedziałam, że Jezus to Ktoś bardzo ważny… Modlitwa była dosyć krótka, każdy mógł powiedzieć swoje prośby, podziękowania oraz za coś przeprosić. Czasami modlitwa się wydłużała, bo w listopadzie odmawialiśmy jeszcze różaniec, a w maju „Litanię Loretańską do Najświętszej Maryi Panny”. Bardzo miło wspominam te wspólne modlitwy, kiedy wszyscy trwaliśmy razem przed Bogiem…

Bardzo zależało mi na tym, by ten dobry zwyczaj wspólnej, rodzinnej modlitwy przenieść do własnej rodziny, którą założę i tak też się stało. Chciałam, by dzieci od maleńkości wzrastały w wierze naszej – rodziców, by potem można powiedzieć, że „wiarę wyssały z mlekiem matki”.

Prócz wieczornych modlitw, kolejnym ważnym elementem jest modlitwa dziękczynna przed każdym posiłkiem, którą z reguły prowadzi ojciec rodziny, a jeżeli go nie ma, to wówczas w zastępstwie robię to ja – mama. Dzięki tym drobnym akcentom, świadomość Bożej obecności i opieki towarzyszy nam przez cały dzień. Już widzę owoce, jak wiara zalęga się w serduszkach naszych malutkich dzieci. Wzrusza mnie jak pięknie składają rączki do modlitwy i że jakoś instynktownie czują, że jest to coś ważnego.

Oczywiście najważniejszym elementem każdego tygodnia jest świętowanie Niedzieli. Mąż zaproponował, by uroczyste niedzielne śniadanie ubogacić o czytanie Ewangelii z danego dnia i tak też praktykujemy. Dzięki temu zupełnie inaczej, bardziej świadomie uczestniczę w Liturgii Słowa. Mam nadzieję, że wkrótce to Słowo zacznie również trafiać do serduszek naszych dzieci.

Jeśli chodzi o Mszę Św. to oczywiście muszę przyznać, że uczestnictwo w niej wraz z małymi dziećmi nie należy do łatwych. Dzieciom trudno jest wytrzymać ten czas w spokoju. Osobiście nie biorę na Mszę Św. żadnych zabawek, książeczek, picia ani jedzenia dla dzieci. Wszystkie ich potrzeby staram się zaspokoić przed Eucharystią, by w jak największym skupieniu móc przeżyć wspólnie ten cud. Unikam też Mszy Św. dla małych dzieci i widzę, że nasi synowie, kiedy widzą rozmodlonych dorosłych i rodziców, starają się brać z nas przykład. Mimo trudu i wielu rozproszeń, które powodują małe dzieci podczas Eucharystii, wspólny, rodzinny udział w Niej poczytuję sobie za wielką łaskę i mam nadzieję, że wkrótce i dzieci odkryją Jej piękno.

Zastanawiałam się jak mówić z dziećmi o Bogu, a tymczasem na myśl przychodzą mi jedynie modlitwy i praktyki religijne, czyli to, czym staram się, by było przesiąknięte nasze rodzinne życie. Widzę już efekty działań tej religijnej atmosfery domowej. Drugą rzeczą, dużo ważniejszą niż słowa, są czyny – jeżeli dzieci będą widziały nasze dobre czyny, będą starały się je naśladować. Jeśli zaś chodzi o rozmowy o Bogu, to widzę, że dziecko samo spontanicznie zaczyna pytać o pewne sprawy, jeżeli widzi, że są one ważne dla rodziców.

Jeżeli moje dziecko widzi, że Bóg jest moim Przyjacielem, że zwracam się do Niego każdego ranka oraz w każdej chwili, kiedy jest mi trudno (np. kiedy tracę cierpliwość do dzieci) lub kiedy jestem czymś zachwycona i chcę Bogu za to podziękować, wówczas zaczyna również traktować Boga jako swego Przyjaciela. Czasami chciałabym dzieciom powiedzieć coś mądrego o Bogu, o Jego wielkiej Miłości, ale brakuje mi odpowiednich słów… Przede wszystkim, to nasze czyny pokazują dziecku naszą wiarę i zachęcają do dialogu. Nie trzeba nic mówić, wystarczy poczekać na pytanie dziecka, a potem odpowiedzieć mu tak jak się potrafi, prosto i zwyczajnie… Jestem przekonana, że Bóg ma swoje sposoby jak ziarenka wiary wkładać do serduszek tych najmłodszych dzieci.

Foto:Dani Alvarez Cañellas via Foter.com / CC BY-NC-ND

O autorze

Zuzanna Zarzycka

Założycielka klubu mam na warszawskich Bielanach -
www.spotkaniamam.pl - prowadzi również warsztaty dla żon. Publikuje na łamach miesięcznika kobiecego "List do Pani". Wieloletnia instruktorka ZHR, obecnie członkini Kapituły Harcerki Rzeczypospolitej przy Mazowieckiej Chorągwi Harcerek. Prywatnie szczęśliwa żona, ze szczególnym błogosławieństwem Bożym, bo w ciągu 4 lat urodziła trójkę wspaniałych dzieci. Uwielbia piec ciasta, spotykać się z przyjaciółmi, wędrować po górach oraz jeździć na łyżwach. Jej największym marzeniem jest dążenie do świętości.

Leave a Reply

%d bloggers like this: