Jest taka przyśpiewka ludowa, której słowami żniwiarze proszą słoneczko, aby zachodziło, bo bardzo już są umęczeni pracą.
Często przychodzi mi to do głowy w kontekście kolejnego Sylwestra i kolejnego roku, oznaczanego nową liczbą. Tyle, że chciałoby się zaśpiewać trochę inaczej. Nie przyśpieszać, ale poprosić o zwłokę.
Nowy Roku, nie przychodź jeszcze! Nie zdążyłam ze wszystkim. Nie odnalazłam swojego serca, które gdzieś tam zostało i nie wiadomo przy czym tkwi. Nie zdążyłam obudzić wszystkich dobrych myśli, którymi chciałabym podzielić się z ludźmi. Nie nadążam, idź trochę wolniej, proszę.
Nie jestem gotowa na twoje przyjście, nie załatwiłam wszystkich potrzebnych spraw. Nie odwiedziłam przyjaciółki, z którą tak dawno się nie widziałyśmy, a przecież obiecałam, że to zrobię w tym roku, który jeszcze jest. Nie zrobiłam porządku na półce z książkami, nie umyłam okien wychodzących na podwórko, nie zadzwoniłam do znajomych, żeby pogratulować im nowego mieszkania. W ogóle nie jestem przygotowana na ciebie. Nie możesz się trochę spóźnić? Może wstąp gdzieś po drodze na dobrą kawę, zagadaj do znajomego, zatrzymaj się na wzgórzu, aby podziwiać widoki zimowego krajobrazu. A może mógłbyś w ogóle tym razem odpuścić? Przyjdź za rok! Wtedy na pewno ze wszystkim zdążę.
Nic z tego. Ani on się nie spóźni, ani ja – choćby on zwlekał – nie zdążę ze wszystkim. Znowu będzie tysiące powodów, żeby nie pójść, nie zrobić, nie odwiedzić, nie zadzwonić. I się nie zatrzymać. Zadziwiające, że im bardziej się spieszymy, tym więcej spraw nam do zrobienia zostaje. I im więcej mamy udogodnień i ułatwień – tym mniej czasu mamy dla siebie, dla bliskich, dla Boga.
Czas płynie, czy się nam to podoba, czy nie. Czas jest nieodłącznym elementem naszego świata i naszej rzeczywistości. Nowy rok przyjdzie, stary przeminie – z dokładnością co do milisekundy.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że przyszły rok – będzie mógł być z nas dumny, że ze wszystkim daliśmy radę.
Leave a Reply