W ostatnich dniach w mediach na nowo rozgorzała dyskusja na temat stosowania kar fizycznych wobec dzieci. Wszystko to za sprawą mianowanego pod koniec ubiegłego roku Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka, który w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej potępił co prawda kary fizyczne, ale jednocześnie stwierdził, że dopuszczalną metodą wychowawczą są klapsy. I niestety nie jest wcale odosobniony w swojej opinii.
Ten dualizm w ocenie obecny jest wśród polskich rodziców (i nie tylko zresztą) bardzo powszechnie. Klapsy to „nie przemoc”, „czasem nie ma innego wyjścia”, „ja dostawałem i wyrosłem na ludzi”. Raport Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę z 2017 roku na temat kar cielesnych wyraźnie wskazuje, że choć ogólnie przyzwolenie na stosowanie kar fizycznych w wychowaniu zmniejsza się (w 2005 roku 35% respondentów deklarowało, że przemoc fizyczna nigdy nie może być stosowana, natomiast w roku 2017 ten odsetek wzrósł do 49%), to klapsy są bardziej akceptowane. W przypadku kar takich jak mocne bicie ręką, bicie pasem czy uderzenie w twarz odsetek ankietowanych opowiadających się za ich penalizacją jest wysoki: od 83 do 90%. Jeśli zaś chodzi o klapsy, za ich penalizacją opowiada się tylko 34% badanych. Rzecznik Praw Dziecka także jest zwolennikiem tezy, że klaps to co innego niż bicie. A jak jest w praktyce?
Z definicji przemoc to nadużywanie siły jednej ze stron relacji, której celem jest fizyczna krzywda lub zyskanie przewagi nad stroną krzywdzoną. Klapsy wpisują się w tę definicję równie dobrze, jak „lanie” pasem czy innego rodzaju uderzenia. Jako powody dawania klapsów najczęściej wymieniane są właśnie utrata kontroli nad sobą – czyli rodzic daje klapsa, bo w ten sposób rozładowuje swoje emocje na dziecku, chce sprawić mu ból, zemścić się. Drugi najczęstszy powód to temperament dziecka – czyli dziecko zdaniem rodzica jest tak „złe” (aż trudno mi to napisać), że jedynym sposobem na zapanowanie nad nim, zyskanie przewagi i wyegzekwowanie swoich oczekiwań jest właśnie uderzenie. Wniosek jest prosty: klaps to też przemoc.
Klapsy niosą za sobą ogrom negatywnych skutków, i to nie tylko tych bezpośrednich, które rodzic odczuje wkrótce w dalszej opiece nad dzieckiem, ale także bardzo dalekosiężnych, które ustawiają dorosłe życie naszych dzieci. Niestety często są to skutki, które nie tak łatwo dostrzec, jeśli nie jest się specjalistą, a ich powiązanie z biciem nie jest oczywiste. Bo powiedzieć, że „bici biją”, to za mało, a czasem nawet nieprawda (dzieci, które nie doświadczają przemocy ze strony rodziców, także mogą bić innych). Klapsy nie uczą – wbrew temu, co sądzą stosujący je rodzice – zasad czy reguł zachowania. One nie wychowują i nie są skuteczne. Dziecko uderzone nadal nie wie, co zrobiło źle, a co więcej zrozumienie tego jest tym trudniejsze, że w reakcji na ból i poczucie zagrożenia mózg dziecka sięga do bardzo pierwotnych mechanizmów obronnych, natomiast w danym momencie odcina się od wyższych struktur, umożliwiających uczenie się. Reakcje na przemoc zazwyczaj mieszczą się w schemacie „walka lub ucieczka”: to znaczy, że dziecko bite będzie wykazywało coraz silniejszy sprzeciw lub agresję, czy to wobec rodzica, czy rodzeństwa, rówieśników, a może wobec samego siebie, albo też nastąpi pozorne podporządkowanie się, ale za cenę obniżonej samooceny. Klapsy uczą przebiegłości – „następnym razem muszę zrobić tak, żeby mama nie zauważyła” – ukrywania zachowań nieakceptowanych, a także tego, że nie można popełniać błędów. Z perspektywy relacyjnej bicie to również katastrofa. Dziecko bite traci zaufanie do rodzica, który przecież ma chronić i zapewniać bezpieczeństwo, a tymczasem sam staje się źródłem niebezpieczeństwa i to przed nim trzeba się bronić. Dla dziecka taka sytuacja jest niezwykle dezorientująca. Poczucie niezrozumienia i krzywdy związane z biciem zrywają naturalną więź między rodzicem a dzieckiem – więź, która powinna być fundamentem świata naszych dzieci, ich bezpieczną bazą, z której stopniowo wyruszają w świat. A co fundujemy naszym dzieciom na ich dorosłe życie? Niskie poczucie własnej wartości, zaburzenia samooceny, nieumiejętność konstruktywnego rozwiązywania konfliktów, trudności w budowaniu relacji. Który rodzic marzy dla swojej małej córeczki o mężu, który będzie ją bił? Żaden? A jednak znajdą się, i to wcale nierzadko, tacy rodzice, którzy tej córeczce wmawiają, że bicie jest „dla jej dobra”, „z miłości”, „bo się o ciebie troszczę”. Miłość w oczach tej dziewczynki, a później dorosłej kobiety, wiąże się więc z przemocą. A uzasadnienie: „robię to z miłości” sprawi, że zgodzi się na złe traktowanie.
Z klapsami w Polsce mamy ogromny problem. Bo są częścią jakiejś „tradycji”, naszej bogoojczyźnianej tożsamości, „zdroworozsądkowego” podejścia do wychowania. A po drugiej stronie to już tylko „ta dzisiejsza młodzież”, „lewactwo” i wychowanie bezstresowe. Tymczasem od czasów, gdy nasze babcie wychowywały swoje dzieci „tradycyjnymi metodami”, naprawdę sporo się zmieniło, i obrażanie się na te zmiany nie jest w niczyim interesie – ani dzieci, ani rodziców. Zdrowy rozsądek zaś nakazuje przede wszystkim kierowanie się rzetelną wiedzą – a ta, wraz z rozwojem nauk o człowieku, psychologii, neurobiologii, neurodydaktyki, pedagogiki – dostarczyła już wystarczająco poważnych dowodów na to, że klapsy nie są niewinne i nieszkodliwe. Bezstresowe wychowanie to jedna z największych bajek w historii ludzkości, i choć to hasło jest wytrychem dla wielu dyskusji o przemocy wobec dzieci, to właściwie mówimy o czymś, co nie istnieje. Po drugiej stronie od klapsów nie stoi wcale pozwalanie dziecku na wszystko i niestawianie żadnych granic. Jest tam po prostu wychowanie oparte na szacunku i miłości, zrozumieniu potrzeb dziecka i jego uwarunkowań rozwojowych, a także stawianiu mu granic, które pomogą mu bezpiecznie wzrastać i odnajdywać się w świecie, bez poniżania go, sprawiania bólu i walki o władzę.
Pewnie, ze klapsy nie uczą. Nic to kompletnie nie daje, jedynie sprawie, ze dziecko zaczyna się po prostu bać. Trzeba tłumaczyć i przede wszystkim dużo rozmawiać. I to też czasem bez owijania w bawełne.
Nie dla jakiegokolwiek bicia dzieci! Ale na Boga, gdzie RPD w tym wywiadzie powiedział, że „dopuszczalną metodą wychowawczą są klapsy”? Pani Aleksandro, brzydka manipulacja.