Wiara

Kocham Cię

Widziałem Cie, jak trwałeś w niewoli, przywiązany do nałogów, upadły, stłamszony, zdradzony i porzucony jak śmieć, oszukany przez księcia ciemności.

Spojrzałem na Ciebie z miłością i ulitowałem się nad Tobą…

Wysłałem swoją Matkę, by złapała Cie za kołnierz i wyciągnęła z samego środka biedy, która Cie nękała i zniewalała, zabijając powoli Twoją duszę. Zatroszczyła się o Ciebie i dała Ci wolność, trwała przy Tobie, gdy ledwo żywy szukałeś pomocy.

Opatrzyła Twoje rany, zabliźniła je i przyprowadziła Cie do mnie. Ujrzałem Cie bezbronnego, skruszonego, prawdziwego i obsypałem bezmiarem łask.

Poznałeś głęboką i pełną prawdę o sobie, o ludziach, o ciemnościach zła, nauczyłem Cię odróżniać dobro od zła. Poznałeś moją opiekę, potęgę i miłość. Dałem doświadczyć Ci jak wielka jest radość z przyjaźni ze Mną.

Mówiłeś, że to był cud i wielka łaska.

Wszystko, co miałeś – ode mnie pochodzi, podarowałem Ci Ciebie pięknego i czystego na powrót.

Lecz nie wytrwałeś w obietnicach i wierności. Wróciłeś do tego, co przedtem Cie zniewalało, do starego grzechu, do oszustwa, słuchając chciwie cichych szeptów węża pradawnego. Po kryjomu karmiłeś swoją pychę i zarozumialstwo, a zdrada dojrzewała po cichu.

Niczego nie nauczyły Cie doświadczenia i cierpienia. Nie wysnułeś wniosków, jakie płynęły ani nauki nie pojąłeś.

Nie przyjąłeś zaproszenia „pójdź za Mną”, nie pozostałeś wierny swym obietnicom i danemu słowu. Zbudowałem Cie na nowo, a Ty zapuściłeś i zaniedbałeś wzniesioną przeze mnie świątynię swej duszy…

Skazałeś mnie na cierpienie i mękę po raz kolejny. Gdy szedłem na Golgotę Twoje rany mi zadawane bolały ogromnie, nie stałeś się Szymonem Cyrenejczykiem, ani Weroniką, zadałeś mi ból po raz kolejny, wbijając gwoździe w moje członki. Stałeś w tłumie szydzących i bijących mnie zarozumialców. Nie chciałeś nawet, jak Jan towarzyszyć mojej Mamie w drodze na Kalwarię, ani nie spojrzałeś na mnie skruszony z krzyża obok…

Mimo to wiedz, że czekam na Ciebie, aż zawrócisz ze zgubnej drogi, aż odnajdziesz się, jak syn marnotrawny i skruszony powiesz: „przebacz, zgrzeszyłem”. Pragnę oczyścić cie na nowo, jak Piotra i obmyć we Krwi moich Ran.

Wróć… Kocham Cię.

Twój Jezus

O autorze

Krystyna Łobos

Żona, matka dwóch synów i córki. Z wykształcenia filolog i piarowiec. Rzecznik Orszaku Trzech Króli w Rzeszowie. Perfekcjonistka na odwyku. Woli pisać niż mówić. Lubi włóczyć się po górach, słuchać ludzi, czytać powieści fantasy oraz dobre komiksy. Uwielbia rodzinne seanse filmowe i długie rozmowy z mężem.
Na Facebooku prowadzi stronę Siemamama

Leave a Reply

%d bloggers like this: