Edukacja

Końferencja

Konferencja naukowa to spotkanie naukowców. To znaczy ludzi, którzy „uprawiają” naukę (albo przynajmniej zdaje im się, iż to czynią). Wyruszyłem więc i ja, ponieważ mnie zaproszono, na spotkanie naukowe. Z referatem (niespecjalnie obrazoburczym, chociaż w pewnym stopniu świadomie niepoprawnym politycznie), który miałem wygłosić po obiedzie. W sumie to nawet dobrze, że po… bowiem Polak głodny – Polak zły, więc ucieszyłem się, że zamiast deseru opowiem o moim czytaniu esejów Ortegi y Gasseta.

Tymczasem mój doskonały humor nagle został poddany okrutnej próbie. Prelegent z odpowiednim tytułem (tudzież prezencją: wygłaszał swoją tyradę pewnym, zdecydowanym głosem) rozpoczął swoje dywagacje o dyskursach. Najpierw podał kilka definicji, potem przywołał autorytety (nota bene nazwiska, które bynajmniej nie powalają na kolana), by w końcu przejść do meritum. Być może do meritum sprawy, choć nie jestem przekonany, o jaką sprawę tak naprawdę w jego elaboracie poszło.

Poszło zatem dość gładko – nasz prelegent podzielił tzw. „wartości” na pierwotne i wtórne. W pierwotnych wymienił (szybko przepisuję z ekranu, żeby nie pomylić) „hedonizm, relatywizm, demokrację i równouprawnienie”. W katalogu wartości wtórnych pojawiły się: „asceza, hierarchia, tradycyjne cnoty i życie pozagrobowe”. Czyli cztery pierwotne oraz cztery wtórne. Symetrycznie. Pojawiła się jeszcze jedna „wartość” wtórna, której prelegent nie umieścił w prezentacji, a tylko wymienił ją w swoim autokomentarzu: „Bóg”. Powiedział, ale nie napisał, więc nie wiem do końca – Bóg czy też bóg?

Co z rodziną? W którym spisie odnajdujemy rodzinę? W żadnym. Po prostu nie zmieściła się w spisach naszego prelegenta. Nie jest zatem ani pierwotna, ani wtórna, ani żadna.

Drogi Czytelniku, jeśli czujesz znudzenie, to wiedz, że również odczułem ten słodki stan (a dodam, że ciągle jeszcze nie wołają na obiad!), jednak najlepsze (czyli: „najgorsze”) dopiero przed nami. Prelegent wygłosił swoją teorię (już nie pamiętam, czy to była jego teoria, ale na pewno bardzo się starał, aby zgromadzone audytorium oświecić):

Oto w polskiej krainie, od 1050 lat chrześcijańskiej, żyjemy kultywując etos rycerski. Nasi pod Grunwaldem, nasi pod Kircholmem i Wiedniem, Samosierra i Monte Cassino. Nie zapomnijmy o Westerplatte. Tymczasem z południa idzie islam. A zatem – i tutaj odkrywa się cała misterna nauka naszego prelegenta – dumny Polak, zapatrzony w swoje narodowe świętości, lęka się, iż nowa cywilizacja (młoda, świeża i dynamiczna) zetrze w pył nasze tradycje i mity narodowe. Przyjdzie Turek i nas zje – a my zostaniemy goli… jak święty turecki. I właśnie dlatego tak bardzo „nie lubimy” tzw. obcych. I dlatego nasze nielubienie zamieniamy w złość, wrogość i nienawiść – w stosunku do uchodźców/najeźdźców. I stąd bierze początek – uwaga, zapnijcie pasy, żeby nie wypaść na zakręcie – nasz polski fanatyzm i fundamentalizm, który dość szybko ze stanu biernego przeobraża się w… aktywny terroryzm. Aktywny TER-RO-RYZM! Takim terminem uwieńczył Pan Prelegent swoje wywody. W skrócie: kto jest największym zagrożeniem dla Europy i świata, nikczemnym terrorystą i podłym draniem spod ciemnej gwiazdy? Wiadomo kto: Polak. Polak – czciciel krzyża i orła białego w koronie.

Siedzę na sali i słucham, i czuję, że piękna rada Joe Strummera z zespołu THE CLASH (Masz prawo do wolności słowa/ dopóki nie jesteś tak głupi/ by zacząć mówić) nie powstrzyma mnie, by powiedzieć słowo. A nawet dwa. Ale ogłaszają przerwę na obiad i moja wściekłość i wrzask mijają.

Oczywiście wszystkiemu winni studenci. Jak zwykle.

Zagadnąłem: I jak tam wrażenia? Referat dość kontrowersyjny…?  

Odpowiedzieli: Proszę księdza, gość się urwał z choinki, nie warto tracić na niego czasu!

* * *

W sumie to wszystko. Dodam, że konferencja była doskonała. Z Agnieszką powspominaliśmy dawne czasy lubelskie. Pan Adrian częstował mnie kanapką. Ksiądz Jan odmówił z nami (w drodze powrotnej) różaniec i litanię.

Co z naszym Miłym Prelegentem? Ach, nie pytajcie! Pomiędzy oceną: „wszyscy pieją z zachwytu” a „koń by się uśmiał” uplasował się w… Strefie Pawia. Końferencyjnego przerywnika, który od czasu do czasu „zakłóca” tok wypowiedzi. Niczym przecinek, średnik i kropka. Taki „terrorysta” konferencyjny też bywa potrzebny. Ortega y Gasset nazwałby go „mądro-głupim”, ale… kto wie? Może w takich prowokacjach jest metoda?

Photo credit: roujo via Foter.com / CC BY-NC-ND

O autorze

ks. Stefan Radziszewski

urodzony w 1971 r., dr hab. teologii, dr nauk humanistycznych, prefekt kieleckiego Nazaretu; miłośnik św. Brygidy Szwedzkiej i jej "Tajemnicy szczęścia" oraz "Żółtego zeszytu" św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Czciciel s. Wandy od Aniołów. Od 4 listopada 2020 r. odpowiedzialny za życie duchowe Parafii Przemienienia Pańskiego w Białogonie. Najważniejsze publikacje: "Kamieńska ostiumiczna" (2011), "Siedem kamyków wiary" (2015), "Pedagogia w świecie literatury" (2017), "777 spojrzeń w niebo" (2018).

Leave a Reply

%d bloggers like this: