Usłyszałam kiedyś, że szatan bardzo się wścieka, kiedy małżonkowie klękają razem do modlitwy. Jemu najbardziej zależy by nas osłabić, by nas znieczulić. I podpowiada nam często różne pomysły/myśli, z pozoru dobre, za którymi nieraz idziemy, by potem się ocknąć i zobaczyć marne owoce takiego postępowania. Jednym słowem, komuś też bardzo zależy by nas rozbić.
Mądry ksiądz powiedział mi kiedyś takie zdanie – Małżonkowie muszą być ciągle czujni i badać co się dzieje w ich sercach. Często jest tak, że Szatan nie uderza jednym mocnym ciosem (typu zdrada) ale sączy swój jad delikatnie po kropelce przez lata. I mąż z żoną nawet nie zauważają, że z miesiąca na miesiąc oddalają się od siebie, a potem bardzo ciężko jest cokolwiek skleić. Jeśli nie jesteśmy czujni możemy tego nawet nie zauważyć.
Bycie czujnym to życie w łasce uświęcającej, przyjmowanie Eucharystii, wspólna modlitwa i wsłuchiwanie się w wolę Bożą.
John i Stasi Eldredge piszą w swojej książce „Miłość i wojna”:
„My ludzie, zawsze postępujemy w ten sam sposób, szybko tracimy z oczu to co ważne. Bóg posyła nam więc zakłócenia byśmy się otrząsnęli. Niekiedy zakłócenie przychodzi w formie pragnienia – tęsknoty za takim życiem jakie miało być od początku. Czasem pojawia się w formie kryzysu lub niezadowolenia.”
Ważną sprawą jest też to, że nie wchodzimy w małżeństwo jako niezapisana kartka. Nosimy w sobie historię naszego życia, która zwykle rzutuje na nasz sposób postrzegania świata. Ktoś przeżył rozwód rodziców, ktoś miał w rodzinie alkoholika, ktoś był ofiarą przemocy.
To wszystko nie pozostaje bez śladu. I niestety często nieświadomie powielamy w naszej rodzinie wzorce, które mieliśmy kiedyś. Tak bardzo boimy się by u nas było idealnie, że zaczynamy działać w schematach w których działali nasi rodzice. W tych schematach, które chcielibyśmy wymazać z naszej pamięci. Ktoś zamyka się w sobie tak jak jego mama i może milczeć tygodniami, ktoś wyładowuje się na najbliższych, ktoś popada w nałóg by się znieczulić. Jesteś taka sama jak moja matka, jak mój ojciec – nie raz takie zdanie pada podczas kłótni w wielu małżeństwach.
Otoczenie też ma na nas wspływ – „życzliwa” rozwiedziona koleżanka z pracy udzielająca cennych rad, „pełna dobrej woli” teściowa, która nie może uznać, że jesteście odrębną rodziną i macie prawo do samostanowienia i własnych wyborów i planów, z którymi ona może wprawdzie się nie zgadzać ale powinna je uszanować, pokusa samorealizacji (zatracanie się w jakimś hobby/pracy kosztem rodziny).
Jacek Pulikowski powiedział kiedyś, że po 30 latach pracy w poradni tak by sklasyfikował przyczyny kryzysów małżeńskich – ingerujący rodzice/teściowie, hobby/praca sprawiające, że druga strona zaczyna żyć własnym życiem kosztem rodziny, trudności finansowe.
Warto sobie uświadomić, że w naszej walce o szczęśliwe małżeństwo i rodzinę nie jesteście sami.
Przecież z założenia ma to być trójkąt – mąż, żona i Pan Bóg!
Tak bardzo zmienia to optykę w trudnych sytuacjach, kiedy wiadomo, że jest z nami jeszcze Ktoś, do kogo można wołać, stukać, krzyczeć o pomoc. Trzymać się Go i nie puszczać. Przypominam sobie o tym często w sytuacjach konfliktowych, kiedy patrzę na mojego męża i myślę sobie Panie Jezu Ty przecież mu przebaczasz w sakramencie pokuty i pojednania, jakże ja mogłabym mu nie przebaczyć. Choć po ludzku jest to bardzo trudne, bo mamy tendencję do szukania swojej racji, do przeciągania liny na swoją stronę a tu trzeba zdusić wszelki egoizm.
Photo by Mariano Rivas on Unsplash
Leave a Reply