Rodzina

Nad kawą i ciasteczkiem

Siedzi sobie Mama nad kawą i ciasteczkami, wokół cisza i jesień. Co kryje się za tym hyggelig stwierdzeniem? Duży Dom opustoszał. Mama ma niejasne wrażenie rozdwojenia jaźni; jakby siedziała w kinie, oglądając dokument typu the making of movie. Film, który przesuwa się przed Mamy oczami jest jakby z jej życia, a przecież bohaterami są mamine dzieci. Miejsce Mamy przesunęło się z pierwszego planu na jakieś maksymalne zaplecze. Mama widzi siebie dwudziestoletnią, podejmującą swoje własne decyzje, idącą przez życie bez oglądania się wstecz, z ufnością i ekscytacją młodego psa. Mama potrząsa głową, bo nagle okazuje się, że to nie ona, ale jej własne dzieci rzucają się łakomie i łapczywie na życie, zostawiając za sobą skorupki dzieciństwa. Co zrobić, bardzo przyjemnie. Mama jeszcze słyszy wieczorami, dobiegające gdzieś z przeszłości, głosy swoich bawiących się dzieci; jeszcze ciągle ma odruchy sprawdzania, czy się nie odkryły, czy nie mają gorączki, czy czegoś się nie przestraszyły…No tak. Tymczasem one po ewangelicznemu wstają i idą, zostawiając swoje sieci. I tak ma być, prawda? Tylko trzeba się przyzwyczaić do rozstań.

Natalia z rodziną przeniosła się do Wielkiego Miasta, wijąc nowe gniazdko, na własny rachunek i otrząsając pył ze swoich sandałów, w postaci wyprzedawania dotychczasowego dobytku, który nijak nie mieści się w ich wynajmowanym mieszkanku.

Marysia wyjechała na rok do Niemiec. Do Niemiec! Mama jest cała sina, bo nie przestaje się szczypać, sprawdzając, czy to jawa czy sen. Nie żeby Mama miała coś przeciwko Niemcom jako takim, a zwłaszcza w wydaniu Szkoły Ewangelizacji, do której udała się Maria, ale mimo wszystko…Tyle jest krajów na świecie. Mania spakowała swój dobytek w dwie walizy i odjechała, oblewana łzami Tomka i odprowadzana niedowierzającymi spojrzeniami reszty domowników. Marysi niemiecki, póki co, niezbyt przekracza poziom „Ich habe eine żabe” oraz „meine mutter ist komputer”, ale kurs językowy powinien sprawę załatwić szybko i sprawnie.

Duży Dom zwinął swoje rozłożone płachty, skompaktowiał i ucichł. Nad opustoszałymi dwoma pokojami toczą się debaty, odnośnie ich nowego przeznaczenia, a Marysina sypialnia lśni nieziemskim ładem i porządkiem. W ciągu najbliższych miesięcy w Dużym Domu odbywać się będą przeprowadzkowe, wewnętrzne wędrówki ludów. Mama z Tatą przeniosą się na dół, zyskując w ten sposób master bedroom z łazienką i wyjściem na ogród. Joasia przeniesie się do sypialni Mamy i Taty, zyskując więcej przestrzeni, tapetę w paski i możliwość ustawienia małego stolika oraz fotela. Tomek i Filip pozostają, póki co, na swoich miejscach, roztaczając wokół siebie ducha zasiedziałego konserwatyzmu. W dawnym pokoju Joasi frakcja kobieca planuje urządzić pracownię, w której na porządnym stole będzie królowała maszyna do szycia, a wszelkie materiałki i inne utensylia znajdą swoje wyczekane miejsce w jednej z opuszczonych szaf. Będzie cudnie. W byłej sypialni młodożeńców Tata urządzi sobie gabinet, w którym nareszcie będzie mógł pracować w spokoju, za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Póki co jednak, Mama z Tatą przyzwyczajają się do ciszy i do bardzo okrojonej listy zakupów żywnościowych. Mama wyjmuje mniejsze garnki do gotowania zupy i wyobraźcie sobie, że nagle wszystko mieści się w lodówce i nie trzeba robić uników przed latającym serem podczas otwierania drzwiczek. Nareszcie, niestety – jak mawiają ludziska. Coś się kończy, coś się zaczyna.

Kiedy rodzi się pierwsze dziecko, cały poukładany świat młodych rodziców, rozsypuje się jak jakiś domek z klocków. Zanim się te klocki ponownie poukłada i skonfiguruje, bywa naprawdę bardzo ciężko. Tak samo jest teraz. Odchodzące z domu dzieci, pozostawiają swój dom rodzinny w podobnej rozsypce. Mama z Tatą rozglądają się po tym rumowisku i usiłują tę rozsypankę jakoś sprawnie ogarnąć. Pozostała w domu trójka, chociaż Filip też już właściwie na wylocie, trochę w tym ogarnianiu pomaga. Co prawda Joasia ostatnio stwierdziła, że cierpi na syndrom pustego gniazda, ale jednocześnie nielimitowany dostęp do szafy starszej siostry jakoś ten syndrom osładza. Tylko Tomek, jak niewzruszony Budda, nie daje się żadnym spleenom. Marysia wyjechała, łzy popłynęły, ale życie toczy się dalej, a szkoła i chłopaki stanowią taką atrakcję, że brakuje miejsca na rozpamiętywanie przeszłości. Życie toczy się dalej.

Mama tak naprawdę, to jest wdzięczna, że życie wymaga nieustannej czujności, że nic nie jest na zawsze. Planujesz spokojny czas w domu, a nagle okazuje się, że wyjeżdżasz na Ukrainę, spotykasz fantastycznych ludzi, pijesz aromatyczną kawę z kociołka, zajadasz pierogi z grochem i w bonusie dotykasz ręką największej polskiej historii. Pan Bóg nie pozwoli nam porosnąć mchem. Już On ma na to swoje wypróbowane sposoby.

A poniżej twierdza Chocim.


Photo: KathrynW1 via Foter.com / CC BY-ND

O autorze

Katarzyna Głowacka

Mama piątki dzieci, babcia jednego wnuka; z zawodu doradca rodzinny, z upodobania blogerka (Mama w dużym brązowym domu) oraz nałogowa czytelniczka. Mieszka z rodziną w podwarszawskim Józefowie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: