Sobota. Dzień teoretycznie wolny od pracy. Teoretycznie, bo wiemy, jak to jest. Sama tyle razy, po takim „wolnym” dniu, wzdychałam sobie w cichości mojego pokoju późnym wieczorem: „A miało być spokojnie”… Trzeba było gdzieś pojechać, z kimś porozmawiać, zatroszczyć się o nagłe sprawy, dołożyć starań do przedsięwzięcia, które nie wiadomo skąd się wzięło i w jaki sposób… znamy to.
Tamta sobota też była wolna. Teoretycznie. Bo – jak wyżej.
Czasem są sprawy, które po prostu trzeba zrobić i może bez przekonania się do nich podchodzi, bez jakiegoś płomienia w oczach i sercu, ale trzeba! – i ta pewność zmiata sprzed oczu wszystkie argumenty „przeciw”. Powinność taka, nawet nie obowiązek – ale coś wyższego.
I to była właśnie taka sprawa.
Wsiadłam do busa i tak spóźniona. Im bardziej nam zależy, tym trudniej czasem się wybrać. Zależało mi. Bardzo.
Kupiłam bilet, usiadłam. Wyciągnęłam książkę. Ponad pół godziny będę jechać, można ten czas wykorzystać.
„Gdzie ci wszyscy ludzie jadą w sobotę? Nawet nie ma gdzie usiąść. Szlajać się jadą pewno, bo gdzie niby? Ludzie to nie mają co robić. Zająć się domem, dziećmi, mężem. Ale nie, jadą. I po co, ja pytam, czas marnować?”
Podnoszę głowę.
Kobieta w średnim wieku, elegancka, zadbana. Rozgląda się wokół, jakby kogoś szukała. Może szuka słuchacza? Miejsca siedzące wolne są, ale z tyłu pojazdu, ona zaś – stoi tuż obok fotela kierowcy. Siedzę w drugim rzędzie, więc pani wyłapuje mój wzrok. Dlaczego poczułam się w obowiązku odpowiedzieć?
„Niektórzy jadą pewnie do pracy”.
„Pani mnie nie rozśmiesza. W południe, w sobotę? Przecież to bez sensu. Pani nie gada głupot. Ja się znam na ludziach. Próżniaki i lenie teraz wszyscy, ze świecą można szukać kogoś uprzejmego, dobrze wychowanego. Tutaj takich nie ma. Same młode siedzą, udają, że nie widzą, jak kobieta stoi”.
Nie zamierzałam się tłumaczyć, że nie jadę się szlajać, tylko naprawdę – do pracy. Takiej innej, bo nie w zakładzie żadnym ani w instytucji, tylko w domu u kogoś, ale – pracować.
Próbowałam wrócić do czytania. Ale zamyśliłam się. Jak łatwo jest zwrócić na siebie uwagę, puszczając w przestrzeń busa kąśliwe, nieprawdziwe słowa. Jak łatwo jest spowodować niesmak u innych osób niepotrzebnymi zdaniami, dokładając do tego odpowiedni wyraz twarzy. Jakże łatwo przychodzi nam wkładać innych do szufladki nie bacząc, że prawda może być zupełnie inna, całkiem nie po naszej myśli – i wcale nie musi się nam mieścić w głowach.
Pani wysiadła na trzecim przystanku, ale w busie długo jeszcze można było wyczuć jej „obecność”. Bynajmniej, nie przez zapach perfum. Ten ulotniłby się znacznie szybciej.
Leave a Reply