Właśnie teraz trzecioklasiści intensywnie przygotowują się do przystąpienia do pierwszej komunii świętej. Odczuwam to jako lektor języka angielskiego, kiedy okazuje się, że grupa trzecioklasistów nie będzie mogła przychodzić w maju na zajęcia, ponieważ akurat we wtorki i czwartki mają próby do komunii… W szkole to czas intensywnego zakuwania i zaliczania modlitw. Po szkole – czas przymierzania alb, ćwiczenia wierszyków i czytań mszalnych, a przede wszystkim ustawiania się równo, w szeregach, próbowania się we wchodzeniu i wychodzeniu z kościoła. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz.
W sercach wielu dzieci to czas oczekiwania. Niecierpliwego, nerwowego oczekiwania na to, co ma nastąpić. Pierwszy smartfon, pierwszy tablet, a może nawet pierwszy laptop? Zegarek, rower. Własne pieniądze (czasem nawet całe tysiące), za które będzie można pojechać do Disneylandu albo chociaż kupić najnowszą konsolę do gier. Impreza niemal weselna. Niektórzy będą mieli to szczęście i przejadą się w towarzystwie kolegów czy koleżanek prawdziwą limuzyną!
Tak oto dzieci, zatapiając się w marzeniach o elektronice i pieniądzach, jakoś próbują się przemęczyć przez te wszystkie ciągnące się próby prostego wchodzenia, prostego stania i prostego siadania. Warto się przemęczyć, jeśli na koniec dostanie się tak wielką nagrodę! Dla wielu z nich liczą się prezenty – przecież niektórzy w normalnych warunkach nawet nie chodzą do kościoła. Dla rodziców, a chyba jeszcze częściej dla księży i katechetów, liczy się teatr. Wszystko ma być podniosłe, uroczyste i dopracowane w najmniejszym szczególe. Dziecko, które czyta najlepiej, musi idealnie przeczytać czytanie z lekcjonarza. Dziewczynki muszą pięknie zaśpiewać psalm. Każdy musi powiedzieć jakiś wierszyk, choć nie przypominam sobie, by gdziekolwiek w liturgii było miejsce na wierszyki. A na koniec, przy ogłoszeniach, dzieci muszą jeszcze bardzo spontanicznie podziękować wszystkim księżom i katechetom, którzy przyczynili się do zaistnienia tego wspaniałego święta.
Tak łatwo przy tym wszystkim gubi się istotę dnia pierwszej komunii świętej. Fakt, że jest to pierwszy dzień, w którym trzecioklasiści będą mogli po raz pierwszy w pełni uczestniczyć we mszy świętej. W pełni, to znaczy: wraz z przyjęciem Ciała Chrystusa. I od tej pory już zawsze będą mogli Ciało Chrystusa przyjmować. To jest dzień, w którym młodzi ludzie mogą po raz pierwszy doskonale odczuć, co znaczyły słowa Jezusa: „Oto ja jestem z wami, aż do skończenia świata”. Bo właśnie wtedy mogą oni skupić się na tej Chrystusowej obecności. To niestety musi zginąć w fali składającej się z dwóch pozostałych elementów: komercji i teatru.
Jedna z sieci sklepów sprzedających sprzęt RTV i AGD kilka lat temu reklamowała się plakatami z hasłem „KOMUnijne prezenty?”. Doskonale wiedziała, w czyje gusta może w ten sposób trafić. Z kolei rok temu antenę radiową podbijała inna reklama, w której dzieci śmiały się z rodziców, bo ci kłócili się o to, kto pierwszy wpadł na pomysł, by prezenty na komunię kupić w tym konkretnym sklepie. Głowy dzieci ma zaprzątnąć żądza prezentów – a rodzice, krewni i znajomi królika też mają pamiętać, gdzie trzeba się w związku z tą uroczystością wyposażyć. Ten pęd materialny dałoby się przyhamować, gdyby nie to, że osoby odpowiedzialne za duchowe przygotowanie dzieci do komunii wymagają częściej znajomości pięciu kościelnych przykazań, niż posiadania żywej wiary. Potrzebują, by dzieci wiedziały, jak mają stanąć i jak powiedzieć wierszyk, a nie by rozumiały istotę mającego nastąpić wydarzenia.
A wszystko powinno wyglądać zupełnie inaczej! Owszem, pierwsza komunia święta jest podniosłą uroczystością. Niczym złym nie jest ani przyjęcie pokomunijne, ani nawet odpowiednio dobrane do tej okazji prezenty (nie laptopy jednak, nie konsole i nie telefony). Ale dziecko powinno wiedzieć i rozumieć, że ta uroczystość ma miejsce dlatego, że ono po raz pierwszy przytuli się całym sobą do Jezusa Chrystusa. I dlatego wcale nie powinno być tak istotne, w co dzieci będą ubrane i kto za kim będzie stał. Próby do pierwszej komunii nie muszą przecież wcale odbywać się przez okrągły miesiąc. Dałoby się wręcz zrobić tak, że do liturgii służyliby rodzice dzieci pierwszokomunijnych (którzy lepiej rozumieją to, co czytają z lekcjonarza), a poszczególne osoby przystępowałyby po raz pierwszy do stołu Pańskiego wraz ze swoją rodziną – tak, jak będzie to wyglądało w codzienności – a nie w klasowym ustawieniu „pod linijkę”.
Nie należy także zapominać, że mogą istnieć – i z pewnością istnieją – dzieci, które w trzeciej klasie nie są jeszcze duchowo gotowe, by przyjąć Pana Jezusa. Nie należy się w takich przypadkach wahać przed odroczeniem tychże dzieci na kolejny termin. Komunia święta nie jest obowiązkowa, nie jest bezwzględnie potrzebna do zbawienia. A już na pewno nie musi być przyjmowana w trzeciej klasie, w idealnym dwuszeregu i po kilku tygodniach ćwiczeń.
Photo credit: limaoscarjuliet via Foter.com / CC BY
Leave a Reply