Malabar jest historycznym regionem, obejmującym swym zasięgiem południowo-zachodnie wybrzeże Półwyspu Indyjskiego. Nazwa wywodzi się z języka malayalam, z połączenia dwóch słów: mala, co oznacza wzgórze, i pur, oznaczającego region, które później wymawiano na styl zachodni bar, i tak powstało określenie malabar. W swojej nazwie to wyrażenie posiada Kościół syro-malabrski, jeden z Kościołów wschodnich, występujący w tym regionie w Indii.
Czytając wspomnienia łacińskiego patriarchy Antiochii abpa Władysława Zaleskiego (1852-1925), który był delegatem apostolskim w Indiach w latach 1892-1916, natknąłem się na wiadomość o innym polskim biskupie, pracującym w Indiach ponad sto lat przed przyjazdem abpa Zaleskiego. O sobie i o swoim rodaku, patriarcha Zaleski napisał tak:
W Goa o rodzime duchowieństwo troszczył się św. Franciszek Ksawery, a seminarium werapolitańskie około 1750 r. erygował bp Franciszek [Florencjusz] Szostak, urodzony w Lidzie na Litwie […] A teraz mnie Namiestnik Chrystusowy polecił kler ten rozciągnąć na cały obszar Indii. Dziwne to zrządzenie Opatrzności Bożej, że po św. Franciszku Ksawerym, który dzieła tego położył fundamenta, dwom Polakom poruczone zostało utworzyć w Indiach, dotąd obsługiwanych przez obcych misjonarzy, własny katolicki kler narodowy (Pamiętniki, t. 2, s. 378).
Podczas mojej niedawnej podróży do Stanu Kerala udałem się do archidiecezji Verapoly, której katedra oraz siedziba arcybiskupa znajduje się w odległym o kilkanaście kilometrów Ernakulam. Verapoly, od którego archidiecezja nosi nazwę, znajduje się na wyspie, do której kiedyś można się było dostać tylko łodzią. Moi gospodarze zawieźli mnie do tego historycznego miejsca, które zostało obrane na siedzibę utworzonego w 1657 r. wikariatu malabarskiego. Ksiądz Mateusz, mój przewodnik, zaprowadził mnie do kościoła, który kiedyś był katedrą, i oto przyszło mi stanąć w miejscu, gdzie kiedyś spoczywały doczesne szczątki naszego rodaka, ks. bpa Florencjusza Szostaka. Niestety, oryginalnego grobu już nie ma, został zabrany przez wody jednej z wielkiej powodzi, które w ubiegłym stuleciu nawiedziły tę wyspę. Ale chociaż oryginalnego grobu już tutaj nie ma, to jednak pozostała pamięć. Na posadzce, na środku kościoła została umieszczona pamiątkowa tablica ku jego czci w języku łacińskim. Tablicę tę umieszczono z inicjatywy ambasadora Litwy J.E. Pana Laimonas Talat-Kelpša, w listopadzie ubiegłego roku. Biskup Florencjusz Szostak urodził się bowiem w Wilnie, w stolicy Litwy.
Mikołaj Szostak, w przeciwieństwie do tego, co napisał patriarcha Zaleski, nie urodził się w Lidzie, która obecnie znajduje się na Białorusi, ale w Wilnie, w roku 1710 albo 1711, w polskiej rodzinie szlacheckiej. W 1727 r., w bardzo młodym wieku wstąpił do zakonu karmelitów w Wilnie, gdzie przyjął imię zakonne Florencjusza od Jezusa Nazareńskiego. Święcenia kapłańskie przyjął najprawdopodobniej w Krakowie, w roku 1735. W jego sercu bardzo szybko obudziło się powołanie misyjne, aby głosić Chrystusa poza granicami swojej ojczyzny. Jego przełożeni, zaledwie rok po święceniach, wysłali go na studia do Rzymskiego Seminarium Misyjnego w Rzymie. Po czterech latach studiów, w 1739 r. dekretem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary został skierowany na misje na południe Indii, do Malabaru, obecnego Stanu Kerala. Swoją pracę misyjną rozpoczął w Mahè, gdzie też uczył się miejscowego języka malayalam. W swojej pracy misyjnej wykazał się nieprzeciętnymi talentami oraz głęboką duchowością. W 1746 r. został mianowany biskupem koadiutorem, czyli z prawem następstwa, ówczesnego wikariusza apostolskiego Malabaru. Niestety, w tym czasie ta część Indii, gdzie przyszło pracować o. Florencjuszowi, znajdowała się pod panowaniem holenderskim, którzy (delikatnie mówiąc) byli dość dalecy od tolerancji religijnej, a w odniesieniu do katolików tej cnoty brakowało im w szczególny sposób. Z tego też powodu o. Florencjusz święcenia biskupie mógł przyjąć dopiero pięć lat po swojej oficjalnej nominacji. Brak przychylności holenderskich władz kolonialnych nie był jedynym problemem, z którym przyszło mu się zmagać.
Ówczesna wspólnota katolicka była uboga i do tego podzielona. Duszpasterskiej trosce polskiego misjonarza zostali powierzeni katolicy obrządku syro-malabarskiego i łacińskiego, co nie było zadaniem łatwym: być jednoczenie biskupem dla dwóch wspólnot. Na dodatek pośród wiernych syro-malabarskich wyodrębniła się pewna grupa, na czele której stanął samozwańczy biskup Mar Tomasz VI, który wypowiedział posłuszeństwo Rzymowi, dokonując tym samym schizmy. Pomimo zabiegów ks. bpa Florencjusza, nie udało mu się rozwiązać tego problemu. Przy jednoczesnej aktywności misyjnej, zdawał sobie sprawę, że kluczem do ewangelizacyjnego sukcesu jest rodzime duchowieństwo. Dokonał on ponownego otwarcia Seminarium w Verapoly, które na skutek niesprzyjających okoliczności zostało zamknięte pod koniec XVII w. Uzyskał w tym celu poparcie Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, która listem z 14 września 1764 r., zwróciła się do niego w tej sprawie. Ponieważ budynki seminaryjne w samym Verapoly okazały się zbyt małe, dlatego kleryków obrządku syro-malabarskiego umieszczono w Alangad, pod opieką oo. karmelitów. W 1774 r. klerycy syro-malabarscy wrócili jednakże z powrotem do Verapoly, zamieszkując razem z klerykami obrządku łacińskiego. Ks. bp Florencjusz przyczynił się także do publikacji ksiąg liturgicznych obrządku syro-malabarskiego. W swojej gorliwości misjonarskiej w szczególny sposób myślał o tych, którzy nie znali jeszcze Chrystusa. Stworzył on bardzo aktywny ośrodek misyjny, nazwany przez niego „Dom katechumena”, gdzie prowadzono ewangelizację oraz przygotowywano katechumenów do chrztu. Ks. bp Szostak cieszył się wielkim autorytetem, nie tylko wśród swoich wiernych. Także niechrześcijanie cenili jego prawość, dlatego też król Travancoru, na terenie którego królestwa znajdował się wikariat malabraski, przekazał ks. bp. Szostakowi prawo rozsądzania spraw spornych pomiędzy chrześcijanami.
Pełne poświęcenia życie biskupa-misjonarza nie obyło się bez osobistego krzyża. Od 1768 r. jego wzrok w bardzo szybkim tempie zaczął się pogarszać, wkrótce kompletnie go stracił. Ale jako wierny sługa Ewangelii, kontynuował, z nie mniejszą gorliwością, swoją pasterską posługę. Odszedł do Pana, któremu tak ofiarnie służył przez całe życie, 26 lipca 1773 r.
Ks. bp Florencjusz Szostak, jak wielu misjonarzy w tamtym czasie, po przyjeździe do Indii, nigdy już nie zobaczył swojego ojczystego kraju. Nie mógł się pokłonić Tej, co w Ostrej świeci Bramie i Jasnej broni Częstochowy. Nie mógł zobaczyć, używając słów Adama Mickiewicza:
Tych pagórków leśnych, tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
Pokorny karmelita opuścił swój ojczysty kraj, aby głosić Ewangelię, aby pozostać wiernym Chrystusowemu wezwaniu – I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim (Mt 4,19-20).
Leave a Reply