Wiara

Powiedziałem Bogu „TAK”

Pewnego upalnego letniego dnia 1983 r. wybrałem się z Warszawy do Łomży, aby odwiedzić kolegę Wojtka z mojego zespołu muzycznego oraz jego mamę, przedwojenną farmaceutkę – wówczas prawie dziewięćdziesięcioletnią staruszkę. Przy okazji miałem sfinalizować zakup profesjonalnego akordeonu Dallape, który to instrument miał w założeniu służyć dalszemu doskonaleniu mojego rzemiosła muzycznego.

Ta podróż autobusem PKS-u do Łomży od początku przebiegała w sposób doprowadzający do furii niektórych pasażerów. Otóż autobus co kilka kilometrów zjeżdżał na pobocze drogi, pozwalając przejść dużym grupom pielgrzymów zdążających pieszo do Częstochowy, aby pokłonić się Królowej Polski. Przez okno autobusu spoglądałem na idących w upale po roztopionym asfalcie pielgrzymów w różnym wieku – dzieci, młodzież i ludzi starszych. Widziałem kapłanów, chorych na wózkach i zupełnie małe dzieci. Grupa za grupą mijały nas z pieśnią na ustach, modlitwą,w radosnym gwarze i z pozdrowieniem.
Ówczesny czas był jeszcze czasem mojej letniości duchowej. Nie byłem zatem w stanie pochylić się nad tym trudem i ofiarą pielgrzymujących. Raczej udzielił mi się nastrój części pasażerów mocno zdenerwowanych ogromnym opóźnieniem rejsowego autokaru, w którym na dodatek wskutek braku klimatyzacji panowały zaduch i gorączka. Z niecierpliwością spoglądałem to na zegarek, to za okno. Ruszyliśmy – i znów postój, bo oto nadchodziła bardzo liczna grupa z napisem na transparencie „Suwałki”. Wcześniej szedł Augustów i inne pielgrzymie grupy. Zaczęło coś do mnie docierać i poczułem wyraźne poruszenie umysłu i ducha. Zdałem sobie sprawę z ofiary tych idących w upale ludzi – nieraz po kilkaset kilometrów. Poczułem się bardzo mały ze swoimi zamiarami i pragnieniami wobec zamiarów i pragnień tych setek, a może nawet tysięcy dzieci Bożych zmierzających we wspólnocie serc ku Jasnej Górze.

Wtedy to usłyszałem wyraźny głos: „Widzisz, wszyscy idą do mnie, a dokąd ty zmierzasz?” – głos napominający, przestrzegający, ale łagodny w tonacji i jakby z nutą smutku czy zawodu. Coś pękło we mnie i ogarnął mnie niewypowiedzialny żal. Zdałem sobie sprawę z ważności i wielkości tego momentu, gdzie sama Matka Boga zachęciła mnie do radykalnej odmiany życia o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze raz chcę te, jedne z najważniejszych słów, jakie usłyszałem w moim życiu, a może nawet najważniejsze, podkreślić grubą kreską: Widzisz, wszyscy idą do mnie, a dokąd ty zmierzasz?”

Wryły się te słowa napomnienia głęboko w mój dotychczasowy porządek myślowy i w serce niczym X Przykazań w kamienne tablice, a z nich w serca ludzi. Były niczym huragan wymiatający wszelkie śmieci jakby po wieloletnim „pikniku”. Ośmielę się porównać tę interwencję Matki Świętej w moje życie do światła Pana, które zwaliło Szawła z konia w proch ziemi. Znaleźć się w mocy tego światła – to jakby zmartwychwstać do nowego życia. A więc łaska, łaska, łaska…

Zrozumiałem, ze Bóg daje mi szansę odbicia się od prochu ziemi ku Niebu. Siedząc na koniu czy też stojąc na piedestale jest o wiele trudniej, a czasami wręcz niemożliwe, odnaleźć się
w tym wymiarze wertykalnym skierowanym ku Niebiosom.Jak żelazo, włożone w ogień, traci rdzę i całe się rozżarza, tak człowiek, zwróciwszy się całkowicie ku Bogu, wyzbywa się gnuśności
i przemienia w nowego człowieka.(T. Kempis, O naśladowaniu Chrystusa)

Tak więc ja, sługa marny i proch ziemi, doznałem w owym dniu, w tym rozgrzanym jak piec autobusie, litości Matki Niebieskiej, dla której to Świętej Osoby tak mało było miejsca w moim dotychczasowym życiu skierowanym na ogół ku bardziej mieć niż być. Niejako w jednej chwili pojąłem ogromny błąd życiowy polegający się na oddalaniu się przez lata od Jezusa i Jego Matki, której przecież macierzyńskie wstawiennictwo wszystko może uzyskać od Serca Syna, także dla takiego skorupiaka jak ja, syna marnotrawnego.

Swoje trzydzieści lat dotychczasowego życia ujrzałem w perspektywie raczej Dedala i Ikara, aniżeli dziecka Bożego, składającego błogosławioną ufność w Sercach Jezusa i Maryi. Potrzeba było aż takiego wstrząsu szawłowego, jakiego doznałem w tym dniu, aby życie przeprogramować już na pawłowe. Dla mnie żyć – to Chrystus (Flp 1,21)

Drogą do Jezusa i nieomylnym drogowskazem jest Jego Matka, rzeczniczka wobec Niego także naszych ludzkich potrzeb. Jej obecność w życiu chrześcijanina jest więc nieodzowna. Mnie to zostało dobitnie powiedziane w owym dniu.
Pani, tej jesteś mocy i szczodroty, że kto chcąc łaski do Cię nie ucieka, taki bez skrzydeł waży się na loty. (D. Alighieri ,Boska Komedia)

***

Do Łomży dotarłem z ogromnym opóźnieniem. Z takim samym opóźnieniem, trzydziestoletnim, dotarłem do Serca Szafarki Łask. Z Jej woli, za Jej zachętą, z Jej miłosiernego, matczynego Serca dokonał się przełom, nagłe przewartościowanie i ożywienie sensus supranaturalis, czyli zmysłu nadprzyrodzoności. Ten zmysł jest niezwykłą łaską duchową i przewyższa wszystkie inne przypisane ciału człowieka, gdyż sięga daleko, daleko w przyszłość, umacniając nadzieję, którą jest przepełniona perspektywa wieczności. Zrozumiałem, iż brak bezwzględnego podporządkowania się tej perspektywie, którą tak czytelnie przekazuje Ewangelia, jest swoista formą duchowego samobójstwa, a także rozpadu w sferze ludzkiej – intelektualnej i duchowej.

Ta apostazja jest wynikiem odczłowieczenia. Tak jak nie można oderwać poczęcia od aktu małżeńskiego, tak i nie można pozbawiać się poczucia nadprzyrodzoności, gdyż stawia to człowieka plecami do Boga. Na takiej glebie uschnie każda zasiana roślina, doznając wcześniej czy później karłowatości i wszystkich innych wypaczeń ściągających na nią przeróżne męki egzystencji. Człowiek obdarowany wolną wolą może powiedzieć Bogu „tak” lub „nie”. Tertium non datur – trzeciej możliwości nie ma!

Oświecony i umocniony napomnieniem Matki Jezusowej, wyrwany z letniości, powiedziałem Bogu „Tak”. To nagłe przeniesienie z kainowej doliny w ramiona Maryi przyniosło błogosławione owoce dla mnie i dla tych, których Opatrzność powierzyła mi jako głowie rodziny, obrońcy i żywicielowi mojej małej trzódki.

Tekst jest fragmentem  dotąd niewydanej książki Jestem dumny z Chrystusa. Poszukujemy wydawcy! (Więcej znajdziesz tutaj) Kontakt: maria.sowinska@wrodzinie.pl

Photo credit: Doganowscy / Foter.com / CC BY-NC-SA

 

O autorze

Zbigniew Rychta

Od kilkudziesięciu lat mąż. Ojciec pięciorga dzieci i dziadek sporej gromadki wnucząt. Od wczesnych lat życia zajmuje się muzyką. Jest także akustykiem. Autor autobiograficznej książki: "Jestem dumny z Chrystusa", dla której poszukuje wydawcy.

Leave a Reply

%d bloggers like this: