Wiele razy słyszałam obraźliwe wypowiedzi pod adresem kobiet, które „porzuciły” swoje dzieci w szpitalach lub oddały pod opiekę ośrodków adopcyjnych. Trudno jest sobie wyobrazić, jak można pozbyć się swojego dziecka i nie chcieć go wychowywać. O ile brak zrozumienia można zaakceptować, to trudno jest zgodzić się na pogardę dla matek decydujących się na taki krok.
Postawa godna pogardy
Nosiły dziecko przez dziewięć miesięcy pod swoim sercem, znosiły wszystkie trudności i ból porodu. Następnie oddały je, bo wiedziały, że z różnych przyczyn nie będą w stanie ich wychować. Jak traktujemy te kobiety? Czy nie spychamy ich na margines? Czy zaakceptowalibyśmy je w gronie naszych znajomych? Aby mieć szanse na powrót do społeczeństwa, muszą się ukrywać w czasie ciąży i porodu. Nikt tych kobiet nie bierze w obronę. Słyszą wokół siebie pytania cnotliwych ludzi dobrej woli: jak można było to zrobić? Jak można oddać własne dziecko? Przecież to patologia! Czy patologią jest oddanie dziecka dla jego dobra, aby miało rodzinę i było z kimś, kto na nie czekał i je pokocha? Czy to jest czyn godny pogardy?
Nie znam żadnej aktorki lub innej pięciominutowej gwiazdy ekranu, która powiedziałaby, że oddała swoje dziecko do adopcji. Co wywołałoby takie wyznanie? Łatwo jest sobie wyobrazić falę krytyki, jaka spłynęłaby na taką kobietę. Najprawdopodobniej jej kariera ległaby w gruzach, a media nie dałyby jej spokoju do końca życia.
Społeczne rozgrzeszenie
Opinia publiczna nie gardzi kobietami, które zabiły swoje nienarodzone dzieci w drodze aborcji. Media uwielbiają takie „smaczki”. Dziennikarze sami argumentują, że miały do tego prawo w imię osobistej wolności. Miały prawo usunąć ciążę, bo nie mogły lub nie chciały wychować dziecka! Czytam ze zgrozą wypowiedzi M. Czubaszek, M. Pakulnis, M. Wiernikowskiej czy K. Mazurkówny, które są dumne ze swoich czynów. Kobiety, które dokonały aborcji są rozgrzeszane, nie tyle przez księży, co przez społeczeństwo, nawet wówczas, gdy czynu tego nie żałują.
Rachunek sumienia
Nawet w kościołach nie wiele słyszy się o adopcji. Księża wołają do kobiet, by nie dokonywały aborcji, by rodziły, bo każde życie jest darem Boga. Jak urodzą dziecko, to może je później pokochają, może znajdzie się dla niego miejsce przy matce? To wszystko prawda. Ale co będzie, gdy nie pokochają, gdy jednak nie znajdzie się to miejsce?
Nie przypominam sobie, by błogosławiono kobietom oddającym dziecko do adopcji. Kobiety nie wiedzą, że mogą zrzec się praw do swojego dziecka bez żadnych konsekwencji prawnych, bez składania jakichkolwiek wyjaśnień, a tym samym otworzyć mu drogę do lepszego życia. Już na drugi dzień po zrzeczeniu się przez matkę praw, dziecko jest kontaktowane z nową rodziną, oczekującą go z miłością i otwartym sercem.
Ile uratowalibyśmy dzieci, gdybyśmy przestali gardzić kobietami „porzucającymi” swoje dzieci?
Proponuję wiekszą rostropność w używaniu mocnych słów i sformułowań. Podtytuł „Postawa godna pogardy” (bez pytajnika), czy też w ostatnim zdaniu-apelu felietonu słowa (…) „gdybyśmy przestali gardzić kobietami” sprawiają wrażenie wszechobecnej pogardy. Tak źle chyba nie jest. Pogarda wobec innych jest przejawem prymitywizmu. Wrażliwy i myślący człowiek odrzuca pogardę i nie pozwala sobie na nią; w stosunku do nikogo.
Wzgardzić,
znaczy nie mieć szacunku, odtrącić, zlekceważyć. Jezus Chrystus został
„wzgardzony, przez ludzi odepchnięty”. Czyli ci, którzy wzgardzili Jezusem (a
jesteśmy nimi wszyscy, bo odpychamy go za każdym razem, gdy grzeszymy) są
prymitywni według Pana Gawora. Gardzenie, odrzucanie kogoś, niechęć do kogoś, nie są człowiekowi obce. Więc użycie przez autorkę słowa „pogarda” nie jest
nieroztropnością. To dobry artykuł,
szczególnie na czas wielkiego postu, gdy robimy sobie rachunek sumienia.
Pani Barbaro!
Nie uważam, że
artykuł nie jest dobry. Wprost
przeciwnie i zgadzam się, że dobry właśnie na czas Wielkiego Postu. Nie
twierdzę, że wszyscy jesteśmy prymitywni. Ale proszę zauważyć, że grzech, to
nie tylko przejaw słabości, jak sobie to często próbujemy tłumaczyć, bo to
wygodna argumentacja. To również nieraz przejaw prymitywizmu, który, cytuję Panią,
„nie jest człowiekowi obcy”. Ale to wcale nie oznacza, że człowiek jako taki jest
prymitywny.
Pozdrawiam!
Warto byłoby propagować wiedzę o tym, że matka pragnąca urodzić dziecko a rozważająca oddanie go do adopcji dobrze zrobi kontaktując się z ośrodkiem adopcyjnym jeszcze przed urodzeniem dziecka. Znajdzie tam pomoc. To jest zdecydowane lepsza opcja niż korzystanie z okna życia. Warto o tym wiedzieć i mówić. Tak rzeczywiście pomożemy.
Nie twórzmy też propagandy sukcesu, nie zawsze kontakt z rodziną adopcyjną następuje na drugi dzień po zrzeczeniu się praw do dziecka. Z różnych względów. Jeśli gdzieś jest to regularnie praktykowane, to wspaniale, ale nawet nie zawsze jest to czysto fizycznie możliwe.
Nie zawsze,ale tak bywa, tak? Moze tak byc? Czyli tylko zalezy to od pracy osrodkow adopcyjnych.
@ iza
No właśnie _nie_ tylko od pracy ośrodków adopcyjnych. Jak napisała Ania – w znacznej mierze bardziej zależy to od praktyki danego sądu (a czasem konkretnego sędziego). Przy czym wcale nie musi być to zawsze wyraz złej woli! (Czasem jest to wyraz niemyśłenia, a czasem złych doświadczeń)
Natomiast zdecydowanie powinno tak być.
(czasem najzwyczajniej w świecie, nie zależy to od powyższych – nie da się np, natychmiast dojechać 😉 )
Uważam, że w tak niezmiernie ważnej i delikatnej jednocześnie sprawie jaką jest adopcja trzeba wypowiadać sie bardzo precyzyjnie i unikać wszelkich uogólnień, zwłaszcza tych mimowolnie krzywdzących.
to jak szybko nastąpi kontakt z rodziną adopcyjną zależy od działania Sądu, niestety czasem jest to szybko ale bywają to też tygodnie albo i miesiące. Okna życia są zdecydowanie gorszym rozwiązaniem, a mimo to w mediach są przedstawiane wręcz jako błogosławieństwo. Dlaczego są gorsze? mówiłyśmy o tym podczas audycji https://www.mixcloud.com/sylwiajabs/kierunek-rodzina-okna-%C5%BCycia-szansa-czy-zagro%C5%BCenie/ Niektóre ośrodki praktykują tzw pre-adopcyjną rodzinę zastępczą, która ma swoje dobre i złe strony, wówczas dziecko może trafić do nowych rodziców nawet na trzeci czy czwarty dzień po urodzeniu, adopcja jest orzekana po zrzeczeniu oczywiście, ale w międzyczasie dziecko jest już w nowym domu. Niesie to ze sobą i szansę dla dziecka uniknięcia zaburzeń więzi ale wiąże się tez z ryzykiem dla rodziców adopcyjnych. Za mło się mówi o tym co napisałaś, czyli, ze matka w OA nie będzie osądzana, że zostanie jej udzielona pomoc a jeśli podtrzyma decyzję o zrzeczeniu, zostaną załatwione wszelkie formalności.
Ciekawe jest to,ze kobieta,ktora oddaje dziecko nie musi sie tlumaczyc, dlaczego to robi. Wydaje mi sie,ze ludzie nie wiedza,ze jest to „takie proste”. O tym trzeba mowic.
Absolutnie się z tym zgadzam, trzeba o tym mówić, więcej niż się mówi o oknach życia.