Właśnie byłam w trakcie czytania książki o polskiej arystokracji autorstwa Marka Millera, kiedy ogłoszono kwarantannę domową oraz zamknięto praktycznie wszystko co da się zamknąć, łącznie z kościołami.
Jeszcze kilka dni wcześniej czytałam o losach Branickich, Sobańskich, Radziwiłłów podczas ich internowania w Rosji. Myślałam sobie o tym z jakimi trudnościami przyszło im się zmierzyć, w jakich warunkach mieszkali i jak podtrzymywali tam polskość. Dziękowałam Bogu, że żyjemy w wolnym kraju, mamy masę kościołów, dzieci mogą się uczyć, sklepy są pełne towarów, w zasadzie wszystko na wyciągnięcie ręki.
Nie przypuszczałam nawet, że nam tez przyjdzie się zmierzyć z (nieporównywalnym wprawdzie) stanem zagrożenia i sytuacją bezprecedensową dla naszego pokolenia. Z tym, że nie możemy normalnie iść do kościoła, że zaczyna brakować podstawowych produktów, że zastanawiamy się jak bardzo sytuacja się rozwinie i myślimy na jaki najgorszy scenariusz trzeba się przygotować. Pamiętam wprawdzie stan wojenny, ale byłam wtedy dzieckiem i o nic troszczyć się nie musiałam. Głównym problemem był dla mnie wtedy brak Teleranka…
Jak żyjemy? Staramy się normalnie z zachowaniem tych wszystkich ograniczeń. Z racji na edukację domową „wolne od szkoły” nic nie zmienia w naszej sytuacji. Jakimś fartem dzieciom udało się zdać wszystkie egzaminy w tym roku szkolnym na dzień przed ogłoszeniem zawieszenia zajęć w szkołach. Robimy to, co mieliśmy edukacyjnie w planach. Jak pogoda dopisuje jedziemy do lasu, tam gdzie ludzi nie ma a można się wybiegać i dotlenić.
Dzieci o dziwo wykazują daleko idąca wyrozumiałość, chyba czując, że sytuacja naprawdę robi się poważna. Zrobiliśmy trochę zapasów żywieniowych. Teraz bardzo przydają się moje umiejętności pieczenia chleba, kiszenia kapusty (w bloku też się da!) czy robienia majonezu. 9-letnia córka wyszkoliła się w smażeniu naleśników i serwuje je co drugi dzień.
Do naszej codziennej modlitwy z dziećmi dołączyliśmy śpiew suplikacji oraz modlitwę o oddalenie epidemii. Tak jak zwykle odmawiamy różaniec. Zawierzamy to wszystko Bogu, choć niepokój jednak czasem bywa silniejszy. Modlimy się za kapłanów, za siostry zakonne. Oraz o nawrócenie wszystkich ludzi.
Wiele dobra już się dzieje, ludzie się organizują, pomagają ratownikom fundując im ciepłe posiłki. Powstały lokalne grupy pomocy dla osób starszych i samotnych. Nagle wielkomiejskie środowisko pokazuje swą ludzką twarz, tak często na co dzień ukrytą za szklanymi ścianami biurowców.
Co będzie dalej? Nie wiem, ale proszę Jezu, Ty się tym zajmij
Leave a Reply