Kiedy rozmawiać z dziećmi o wojnie? Czy warto podejmować ten temat? Trudno mi powiedzieć jak jest w przypadku dziewczynek, bo jestem mamą trzech chłopców, ale temat pojawił się u nas wcześnie. Z inicjatywy dzieci, które pewnego dnia zaczęły bawić się patykami. Ta spontaniczna zabawa w walkę została przeze mnie zaakceptowana. Z oporami, bo jak wiele matek, nie zachwycał mnie widok walczących synów. Szybko jednak zobaczyłam, że chłopcy potrzebują siłowych zabaw – mocowania, zapasów, że są one wpisane w ich rozwój. Pojawiły się miecze (z gąbki) i – to już zupełnie niedawno – zabawkowe pistolety.
Temat wkraczał też z innych stron. Impulsów było wiele: książki o zamkach i zamieszkujących je rycerzach, wywieszana w narodowe święta flaga, żołnierskie piosenki, które czasem synom włączałam. Wojna zaczęła stawać się jednym z tematów rozmów, elementem świata, w którym żyjemy i o który dzieci mają prawo pytać.
Musze jednak przyznać, że wyobrażenia synów były bardzo beztroskie i zabawowe. W bitwach zawsze zwyciężali „oni czyli dobrzy” a cała reszta przegrywała. Mimo iż nie ukrywałam, że wojna zawsze wiąże się z cierpieniem i śmiercią, dla kilkulatków wydawały się one abstrakcyjne.
Postanowiłam zatem zmierzyć chłopców – obecnie 4,5 i 7 – z prawdziwym, choć bardzo delikatnym i subtelnym obrazem wojny. Pomogła nam w tym książka Joanny Papuzińskiej pt. „Asiunia”, wyd. Literatura 2011.
Ta autobiograficzna opowieść, mimo iż napisana przez dojrzałą kobietę pokazuje wojnę oczami małej dziewczynki. Jej widzenie świata, proste, skupione na codziennych czynnościach, brakach, których doświadcza a jednocześnie radość czerpana z drobiazgów pozwala czytelnikowi doświadczyć trudności jakie wojna ze sobą niesie. Można zostać zabranym od rodziców, można stracić wszystkie swoje zabawki, łóżko do spania… Te konkrety są zrozumiałe dla dziecka. Pozwalają „dotknąć” zniszczenia jakie kryje w sobie wojna. Równocześnie „Asiunia” nie jest książką budzącą jakiś silny lęk. Historia nie zawiera opisów, które mogłyby przestraszyć małego czytelnika. A główna bohaterka potrafi cieszyć się z drobnych rzeczy. Prostota w mówieniu prawdy, a zarazem delikatność wyrazu są największymi atutami tej książki.
Subtelność całości to także zasługa ilustracji autorstwa Macieja Szymanowicza.
Rysowane prostą kreską, w stonowanych barwach, nieco symboliczne – nie są przytłaczające. Oczywiście lektura książki Papuzińskiej może nie być łatwa, tak jak nie łatwa jest wojna. Myślę jednak, że warto z dziećmi rozmawiać także o sprawach trudnych. To dobry sposób na uczenie empatii, oswajanie nieznanego, docenienie tego, co posiadamy, ale także poznawanie historii własnego kraju.
Po „Asiuni” przyszedł czas na Wojtka, o którym chłopcy dowiedzieli się słuchając płyty „Panny wygnane” vol.1. Utwór w wykonaniu Mariki tak bardzo im się spodobał, że często prosili o „piosenkę o misiu”. Oglądnęliśmy już, dostępne w internecie, zachowane zdjęcia i filmy z udziałem Wojtka. Przyszedł więc czas, by wybrać się do biblioteki po książkę Łukasza Wierzbickiego „Dziadek i niedźwiadek”.Historia misia, który wraz z brygadą Armii Andersa przeszedł cały szlak bojowy będzie kolejnym etapem w naszych rozmowach o świecie i o wojnie…
Bardzo interesujący temat.
Książkę oglądałam na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży. Już wcześniej znalazła się w skrytce „do kupienia”. Pięknie wydana i bardzo wzruszająca. Zaczeka u nas aż Młodzi czytelnicy podrosną, tak jak „Mój Tato szczęściarz”.
Bardzo dobrą (choć kreska mnie sympatyczna, ale to oczywiście zależy od gustu) książkę jest również „Wróg” Zakamarków. Dobrze oddaje absurd wojny.
Chętnie zaglądniemy 🙂