Społeczeństwo

Rozmyślania w oczekiwaniu

Pogubiły mi się dni. W mroku ciemnych, lecz jakże radosnych poranków oczekiwania, pochowały się po kątach i porozbiegały, zostawiając mnie z poczuciem brakujących elementów, które muszę pozbierać.

Mam wrażenie, że zbliżając się do umownie wyznaczonej mety, jaką jest koniec roku, czas przyspieszył. Dopiero co był październik, w czasie którego listopadowa mgła wydawała się czymś odległym, a potem tak subtelnie rozpoczął się listopad, swoją miękką szarością łagodząc kanty ostrej rzeczywistości. Zanim zdążyłam wsłuchać się z zadumą w dobiegający zza mlecznej mgły szept, stanęłam twarzą w twarz z uśmiechniętym grudniem, zadając mu z zaskoczeniem pytanie: „Ty już tutaj?”.

Czas przesuwa się na swojej osi z płynnością paciorków różańca, obdzielając kolejnymi dniami, a ja oglądam się za siebie z niedowierzaniem kręcąc głową, że tak szybko minęły. Mam jednak poczucie, że żaden z nich nie był bezowocny, i tak myślę, że o to właśnie w tym życiu chodzi. Aby mieć to poczucie, że bez względu na to, ile czasu dostaniemy, wykorzystać go tak, aby zostawić w każdym z dni kawałek czegoś od siebie. Swój uśmiech, skierowany do kogoś kto się zupełnie tego nie spodziewa; swoją obecność tam, gdzie nic za to nie dostaniesz, z wyjątkiem „dziękuję”, albo „dobrze, że jesteś”, szepniętym gdzieś w półmroku pokoju; dotyk, przytulenie, rozmowę i bezcenny czas, który ma największą wartość w czasach, gdy życie tak goni od mroku świtania do zmroku zmierzchania.

Zostawić swój ślad w każdym z dni, których doświadczamy to nie zaistnieć i wyeksponować swoje „ja”, narzucając je innym, ale być tuż obok drugiego człowieka, na wyciągnięcie ręki, bez krzykliwości, lecz z czujnością i troską, i bez lekceważenia kogoś tylko dlatego, że nie może mi nic dać w zamian. To nie spektakularne osiągnięcia stanowią o wielkości człowieka, i nie liczba „lajków” na facebooku, lecz drobne gesty, których nie zobaczymy w Internecie, a które wpiszą się nieścieralnym atramentem pamięci i wdzięczności w życie tych, przy których się tak po prostu zatrzymamy, dając im do zrozumienia, że w swojej zwyczajności są kimś niepowtarzalnym.

Mój ślad w każdym z przemykających dni to budowanie dobrych relacji z tymi, którzy wchodzą w moją codzienność. To docenianie tego, co w każdym z tych dni odnajduję i zauważenie tych drobiazgów, którymi – często niezauważalnie, obdarowują mnie najbliżsi. To również dobre słowa, które rozgrzeją od środka i zostawią nadzieję, i które nie będą narzekaniem na codzienność, jaką przecież sami wokół siebie tworzymy. Żyjemy na tym świecie nie po to, aby przebiec przez miesiące i lata, chwytając bez zastanowienia to, co jest po drodze, ale po to, żeby doświadczyć go wszystkimi zmysłami z poczuciem, że nie przeoczyliśmy tego, co najważniejsze.

Pogubiły mi się dni. W sobotni poranek obudziłam się wyrwana z głębokiego snu dźwiękiem telefonicznego alarmu, i przez dobrą chwilę zbierałam myśli, zupełnie nie mogąc sobie przypomnieć jaki jest dzisiaj dzień tygodnia, i jakie obowiązki na mnie czekają.

Pochowane po kątach w grudniowym półmroku poranka dni uśmiechały się do mnie figlarnie, migocząc dobrymi wspomnieniami minionych chwil. I chociaż jeszcze, w sennej półświadomości, nie potrafiłam ich rozróżnić, wiedziałam, że wszystkie wypełnione są pokojem i spełnieniem, które jest we mnie. Bo przecież w każdy z dni składających się na naszą codzienność, wkładamy to, co jest w nas samych. Jeśli nosimy w sobie rozedrganie i rozkrzyczenie, to samo odnajdziemy w dniu, w który wejdziemy o poranku; pustka w nas odbije się pustką na zewnątrz, a przygnębienie, które niczym pajęczyna zasłania nam światło, zdeterminuje działania, jakie podejmiemy.

Bliskość świąt Bożego Narodzenia i cichy żłóbek emanujący najczystszą miłością i pokojem to dobry moment, aby przystanąć w zasłuchaniu w to, co jest we mnie. Bo jeśli coś przeszkadza, właśnie teraz jest czas, który dostajemy, aby w oczekiwaniu na coś więcej niż rozmigotane światełka, choinkę i zastawiony stół, uświadomić sobie własne braki lub nadmiar złych emocji, które frustrują i przygnębiają, i aby zrobić choć jeden mały krok ku przemianie tego, wypływa ze mnie i dotyka moich dni, nie przynosząc radości. Pogubiły mi się dni, ale je odnajdę, pozbieram starannie i zachowam z nich to, co w sobie poukrywały…

 

fot. Beata Soczyńska

O autorze

Monika A. Oleksa

Pisarka, eseistka, blogerka. Lektor języka angielskiego i businesswoman. Od dwudziestu lat żona Marcina. Mama dwóch nastolatków. Marzycielka z duszą wrażliwą i otwartą na drugiego człowieka. Pisanie jest jej pasją od zawsze.Debiutowała w 2002 roku  zbiorem opowiadań „Uśmiech Mima”. Pierwsza powieść „Miłość w kasztanie zaklęta” ukazała się w 2011 roku, kolejne: "Ciemna strona miłości”, "Samotność ma twoje imię", „Niebo w kruszonce” i „Spacer nad rzeką”. Blog autorki http://magialiterczarslow.blogspot.com/

Leave a Reply

%d bloggers like this: