Przeczytałam artykuł na naszym portalu -> https://wrodzinie.pl/mikolaj-nieswiety/ o tym, że wmawianie dzieciom historii o Św. Mikołaju jest złe i zebrało mi się na wspomnienia.
– Mamo, powiedz szczerze – wypytywała się 7 lat temu moja 9-latka, która słusznie zaczęła od pewnego czasu mieć uzasadnione wątpliwości – jak to możliwe, że św. Mikołaj w tym samym czasie jest w tylu miejscach naraz? Ale pytam poważnie.
– Nie wiem tego córeczko.- odpowiedziałam – Ale też nie wiem, jak jest to możliwe, że Pan Jezus przychodzi w postaci chleba i wina we wszystkich kościołach na świecie, w których w tym czasie odprawiana jest Msza św. I do tego słyszy modlitwy wszystkich ludzi jednocześnie.
Zamyśliła się, ale przyjęła moje rozumowanie za sensowne.
– Może i my kiedyś będziemy mieć takie umiejętności jak pójdziemy do Nieba. – dodała.
W moim domu nie traktujemy poważnie grubego człowieczka w czerwonych portkach i z czerwoną szlafmycą na głowie, pohukującego i ponoć mieszkającego w Laponii. Jest i był to tylko dla dzieci rodzaj zabawy szkolnej. Sowiecka Rosja miała swojego Dziadka Mroza i Śnieżynkę, a laicki świat ma swojego głupawego Krasnala z zaprzęgiem reniferów. Katolickie i prawosławne rodziny natomiast mają do dyspozycji prawdziwego świętego Mikołaja – postać historyczną – biskupa Miry, który istniał i rzeczywiście zajmował się działalnością na rzecz biednych. Moi chłopcy i córa wierzyli właśnie w takiego św. Mikołaja – szlachetnego biskupa, który obecnie mieszka w Niebie i przychodzi raz do roku do grzecznych dzieci z prezentami. Pisali do niego listy i byli przekonani bardzo długo o Jego corocznej akcji tu na Ziemi.
Łatwo było mi wytłumaczyć wierzącym dzieciom taką ingerencję świętego, mieszkającego na stałe w Niebie. Skradał się ów Dobrodziej i albo dzwonił dzwoneczkiem w ogrodzie i zostawiał prezenty pod drzwiami, albo podrzucał bezpośrednio obok łóżka.
Gdy już byli na tyle duzi, że poddawali w wątpliwość wizyty świętego, braliśmy każdego z nich na uroczystą rozmowę i mówiliśmy, że musimy im zdradzić „Wielką Tajemnicę Dorosłych”. Mówiliśmy o tym, że oczywiście święty istnieje, ale my jesteśmy jego rękami i spadkobiercami jego dzieła. To my robimy prezenty, aby kontynuować pracę św. Mikołaja. Za każdym razem rozmowa była dobrze przyjęta, choć młodszy po paru latach stwierdził, że żałuje, iż zbyt wcześnie się o tym dowiedział.
Gdy chłopcy wyrośli i stali się mężczyznami napisali do św Mikołaja swój pożegnalny list. Wzruszający. Dziękowali za wieloletnią opiekę, za wszystkie prezenty, za wszystkie piękne chwile, które przeżyli ciesząc się niespodziankami. Dziękowali nam, rodzicom za to wszystko, żegnając się poniekąd z dziecięcym światem i wkraczając w swoją świeżo upieczoną dorosłość. Nie muszę Wam mówić, co czują rodzice, gdy czytają taki list…
-Kochanie – zapytałam 7 lat temu na koniec naszej rozmowy córeczkę – czy pomimo wątpliwości wierzysz jednak, że św. Mikołaj istnieje?
-Tak, bardzo wierzę. – Odparła.
Za każdym razem zadawała Mu ważne pytania i zostawiała długopis, aby pilnie odpowiedział. I On odpowiadał. Musiał. Taka Jego rola. Nie żałujcie dzieciom wierzyć w świętego, niech Go kochają i niech przeżywają te przepiękne chwile oczekiwania ile tylko zechcą… Niech ich dzieciństwo będzie piękne i cudowne, również dzięki św. Mikołajowi, biskupowi Miry. Niech oczekują jego przyjścia. My przecież też oczekujemy ponownego przyjścia Jezusa na ziemię.
Obraz Jill Wellington z Pixabay
Zgadzam się absolutnie! Jak można dopatrywać się czegoś złego w tym, że dzieci wierzą w świętego Mikołaja?