Społeczeństwo

Sprawa serca

Te dzieci mnie zawojowały. Najpierw nauczyły pokory, a potem wypełniły mój świat.

Początek lipca. Zaczęliśmy coroczne półkolonie dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo – to już siedemnasty rok, ja sam prowadzę je od siedmiu. Odwiedza mnie dziennikarka z lokalnej gazety.

Witam Pana panie Prezesie – mówi – znowu rozpoczęliście turnus ile tym razem jest podopiecznych?

Witam pani Aniu. Cieszę się że znowu będzie Pani o nas pisała. W tym roku zapisanych jest trzydzieścioro pięcioro dzieci – większość to stali bywalcy.

Jakie atrakcje przygotował Pan w tym roku?

O, będzie ich wiele. Przewidujemy dwie wycieczki: jedna do gospodarstwa agroturystycznego (tam są cudowne warunki do zabawy), druga to zwiedzanie miasta tramwajem (też bardzo duża atrakcja). Poza tym konkursy, zabawy na boisku i najważniejsze: przygotowanie spektaklu na zakończenie turnusu.

Który to już raz prowadzi Pan półkolonie?

Siódmy raz. Kiedy przychodzi listopad zaczynam szukać pieniędzy – dzwonię po różnych firmach i po prostu proszę by wpłacili ile mogą. Szukam tak do maja, ale często trafiam na ścianę – bo wiele firm odmawia, albo w ogóle nie reaguje. Jednak ja się nie załamuję – szukam dalej.

Przyjmujecie dzieci za darmo. Ile Pan musi zebrać, aby zapewnić im spokojny wypoczynek?

Zeszły rok kosztował nas 26 tys. zł i tyle muszę uprosić. Kiedy patrzę na opiekunów dzieci – rodziców, a nierzadko dziadków – to nie mógłbym wziąć od nich choćby jednego grosza. Te półkolonie muszą być za darmo. Trochę muszę się nagimnastykować, ale to się udaje.

Podziwiam Pana. Jest Pan na emeryturze, po wypadku. Nie ogrania Pana zniechęcenie?

Pani się dziwi, ale kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tymi dziećmi one mnie zawojowały. Najpierw nauczyły pokory, a potem wypełniły mój świat – dziś nie myślę o niczym innym tylko, żeby zebrać pieniądze na ich wypoczynek. W tym czasie opiekunowie mają czas na swoje sprawy, których nie mogą załatwić gdy są z dziećmi. To jest im bardzo potrzebne.

Jest Pan jest szczęśliwy kiedy o tym mówi.

Tak i to bardzo, bo tu odnajduje swoje człowieczeństwo. Czuję się spełniony. Traktuję swoich podopiecznych jak zwyczajne dzieci. Każdy kto ma odrobinę człowieczeństwa będzie przyjmował je jak normalne zdrowe dzieci. One nauczyły mnie szacunku do siebie, pokory wobec ich schorzeń. U nich nie ma fałszu. Jak można ich nie pokochać? Proszę zobaczyć – są tu dzieci z różnymi chorobami, a jakie są tolerancyjne, jak sobie nawzajem pomagają! Tu nie ma rywalizacji. U nas panuje rodzinna atmosfera, nie zobaczy Pani różnicy między wychowawcą, a uczestnikiem turnusu.

Jak Pan to osiągnął?

Po prostu moi wychowawcy też kochają te dzieci i dają im swoje serce. Kiedy okaże się im odrobinę serca i ciepła to one oddają w dwójnasób. Gdyby przyszła Pani rano, to zobaczyłaby Pani jak dzieci witają swoich wychowawców i mnie – serce się raduje. Dlatego półkolonie będę organizował każdego roku dopóki starczy mi sił i nie znajdę kogoś kto mnie zastąpi.

Photo credit: Honza Soukup / Foter / CC BY

 

O autorze

Grzegorz Rutkowski

Były oficer pokładowy, w swojej 35-letniej karierze 10 razy opłynął świat dookoła. Obecnie na emeryturze. Działa społecznie przy parafii Matki Bożej Jasnogórskiej w Szczecinie. Prowadzi półkolonie dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo. Razem z żoną Ewą mają córkę Magdę, zięcia Mirka i dwoje wnucząt.

Leave a Reply

%d bloggers like this: