Tyle było planów, kalendarz zapchany, ciągłe zajęcia. A tu Pan Bóg wcisnął stopklatkę.
Kilka lat temu mój spowiednik mnie spytał – kim byś była jakby ci wszystko odebrano? Męża, dzieci, rodzinę, dom, pracę, przyjaciół? Czy wtedy też byś w sobie widziała piękną i ukochaną córkę Boga? Już samo wyobrażanie sobie takiej sytuacji było dość przerażające?
Ostatnie dni dają mi do myślenia. Dopiero teraz powoli okazuje się, ile warte jest to wszystko czym się otaczamy i na czym budujemy swoje życie. Wychodzi w tym, co nas boli najbardziej, czego nam najmocniej brakuje. Czy boli mnie tak bardzo utrudniony, czy czasem wręcz uniemożliwiony dostęp do Sakramentów? Czy trudno jest mi się z tym pogodzić,zwłaszcza w perspektywie Świąt Zmartwychwstania i Wielkiego Tygodnia? A może najbardziej bolesne jest to, że muszę przebywać z rodziną tyle godzina razem?
Jeszcze nie tak dawno temu mówiłam dzieciom, żeby doceniły to co mamy, dużo kościołów, księży,spowiedź o praktycznie dowolnej godzinie. Opowiadałam o tych, co jadą kilkaset kilometrów na niedzielną Mszę. A teraz możemy doświadczyć podobnych rzeczy.
Rodzinnie okazuje się, że to jest zaskakująco dobry czas. W końcu go mamy. Życie toczy się jakby spokojniej. Gdyby jeszcze nie powód tej sytuacji, można by rzec, chwilo trwaj.
Jak trwoga jednak to do Boga, więc pobożność wśród dużych i małych wzrasta znacząco u nas w rodzinie. Nawet dwuipółatek nauczył się śpiewać suplikację.
Nie wiem, co będzie dalej. Chyba nikt tego nie wie. Nie wiem jaki jest sens tego co się dzieje, nie rozumiem. Modlę się, byśmy umieli dobrze odczytać znaki czasu.Wczoraj przypadkiem (?) wpadła mi w ręce taka modlitwa. Zaczęłam ją czytać i strach mnie ogarnął początkowo. Ale po nim przyszedł spokój i ufność, że jestem w Najlepszych Rękach. Dzielę się ta modlitwą, bo myślę że warto.
Akt przyjęcia śmierci ( do częstego odmawiania)
O Jezu, uwielbiając Twoje ostatnie tchnienie, błagam Cię, przyjmij ducha mego. Nie wiedząc obecnie, czy w ostatniej chwili zachowam przytomność umysłu, już teraz ofiaruję Ci moje konanie i wszystkie cierpienia mej śmierci. Tyś Ojcem i Zbawicielem moim. W Twoje ręce oddaję duszę moją.
Pragnę umierać w zjednoczeniu z Tobą konającym na krzyżu, a ostatnie uderzenie mego serca niech będzie aktem czystej miłości dla Ciebie.
Panie, Boże mój! Już teraz z zupełnym oddaniem się i gotowością przyjmuję każdy rodzaj śmierci, jaki podoba Ci się zesłać na mnie, ze wszystkimi jej cierpieniami, jako wynagrodzenie za moje grzechy.
Za odmawianie tego aktu wierny otrzymuje odpust zupełny w chwili śmierci. [Odpust ustanowiony przez papieża św. Piusa X ]
Leave a Reply