Kiedy dziecko zaczyna sprawiać kłopoty wychowawcze, wtedy dorośli – rodzice, nauczyciele, wychowawcy czy psychologowie szukają genezy problemów bądź w niezaspokojonych potrzebach wyższego rzędu, bądź w zaburzeniach psychicznych.
Podróże kształcą. Czasem w nieoczekiwany sposób.
Jeden z wakacyjnych tygodni spędziłam w gospodarstwie agroturystycznym ze stadniną koni i miałam tam okazję przejrzeć podręcznik ujeżdżania i hodowli koni. Już w pierwszym rozdziale podręcznika podkreśla się fakt, iż jednymi z najważniejszych potrzeb koni są ruch i zabawa.
„W wyniku ograniczenia mu możliwości ruchu i zabawy w odpowiedniej dla niego ilości staje się nerwowy, naładowany energią, której nadmiar wyładowuje w przeróżny sposób. Zachowania te są błędnie odbierane jako <<robienie człowiekowi na złość>>”*.
Czytałam i myślałam: Czy to aby na pewno jest o koniach? A gdyby tak zamienić słowo „konie” na „dzieci”?
Po powrocie do domu zaczęłam przeglądać literaturę popularnonaukową na temat wychowania i psychologii wieku dziecięcego. Nigdzie nie znalazłam tak dobitnie sformułowanej tezy, że fundamentalnymi potrzebami dziecka są ruch i zabawa. Zbyt oczywiste?
Czy psychologia zajmuje się w ogóle potrzebą ruchu i zabawy u człowieka? Według modelu hierarchii potrzeb człowieka zwanego piramidą potrzeb, autorstwa Abrahama Maslowa, fundamentem niezbędnym do zaistnienia potrzeb wyższego rzędu (bezpieczeństwa, przynależności i szacunku oraz potrzeby poznawcze i estetyczne, samoaktualizacja i transcendencja) są potrzeby fizjologiczne. Wśród wymienionych przez Maslowa potrzeb fizjologicznych, czyli potrzeby jedzenia, picia, wydalania, snu, a nawet seksu, nie znajduję potrzeby ruchu. Czyżby Maslow o niej zapomniał?
A co z potrzebą zabawy? Też nie widać jej na liście potrzeb ani wyższego, ani niższego rzędu.
Oczywiście jeśli dokładnie przyjrzymy się potrzebom wymienionym w piramidzie, dojdziemy do wniosku, że ruch i zabawa same w sobie nie są potrzebami, lecz raczej środkami do realizacji potrzeb niższego i wyższego rzędu. Ale… czy aby na pewno? A jeśli warunki życia pozwalają zaspokajać niektóre potrzeby bez użycia tych środków? Przecież w dzisiejszych czasach, aby zjeść obiad, nie trzeba gonić gazeli przez pięć godzin. Czy nie należałoby zmienić podejścia i potraktować ruch i zabawę jako potrzeby same w sobie?
Kiedy dziecko zaczyna sprawiać kłopoty wychowawcze, wtedy dorośli – rodzice, nauczyciele, wychowawcy czy psychologowie szukają genezy problemów bądź w niezaspokojonych potrzebach wyższego rzędu, bądź w zaburzeniach psychicznych.
Pomimo, a może właśnie dlatego, iż nie jestem naukowcem, ośmielam się zapytać:
Szanowni badacze! Nie zapomnieliście przypadkiem sprawdzić, czy przyczyną zaburzeń diagnozowanych jako ADHD lub depresja nie jest lekceważenie potrzeby ruchu i zabawy?
Czyż nie jest dziwne, że ponieważ mamy szczęście żyć w czasie i miejscu, w którym zaspokojenie potrzeb fizjologicznych wydaje się oczywiste, to nie bierzemy pod uwagę możliwości, iż mogą one pozostać niezaspokojone?
Dlaczego zapominamy, że siedzący tryb życia to stosunkowo młody „wynalazek” w historii ludzkości, że żywiołem i codziennością ludzi był zawsze ruch – polowania, wędrówki, praca fizyczna? Dzieci i młodzież, które natura obdarzyła niezrównaną energią, nie mogą się zdrowo rozwijać, nie mając możliwości swobodnego, nieskrępowanego poruszania się. Dlaczego każemy im siedzieć w bezruchu na lekcjach czy innych zajęciach przez kilka godzin dziennie? Przecież można uczyć się, spacerując po lesie. Dyskutując. Bawiąc się. Pracując. Podróżując. Zwiedzając muzea. Można też czytać książki bujając się w hamaku. Można uczyć się, robiąc mnóstwo rzeczy, z których chyba najmniej efektywną jest siedzenie w szkolnej ławce.
Wspaniale jest obserwować dzieci na wakacjach, które, jeśli dać im możliwość swobodnej zabawy na świeżym powietrzu, udostępnić przestrzeń i zróżnicowane wiekowo towarzystwo, wykazują niebywałą energię, kreatywność i chęć do nauki.
Jakkolwiek by to zabrzmiało: Są szczęśliwe jak konie na wolności.
*(cytat za http://equarius.pl/zachowanie-koni/)
Photo credit: photophilde / Foter / CC BY-SA
Super wpis! I to stwierdzenie, jakże oczywiste, a mimo to dla wielu rodziców nieoczywiste! Co najlepiej widać po pustych placach zabaw w weekendy!
[…] „Szczęśliwe jak konie” […]