Druga sobota czerwca. A właściwie już piątek wieczór.
Rekolekcje dla kobiet w Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym w Nałęczowie, na uroczym wzniesieniu zwanym „Jabłuszkiem” to stały punkt w ciągu mojego całego roku. Już sobie nie wyobrażam, że mogłabym tam nie pojechać. Tak układam swoje sprawy, żeby ten weekend móc przeznaczyć na udział w tym wydarzeniu.
Rok temu byłam pierwszy raz. Była walka o ten wyjazd, o to, żeby tam wytrzymać. Tym razem – czułam się jak w domu.
Kiedy powiedziałam znajomej, że tematem rekolekcji były „Portrety kobiet w Biblii”, to spytała, czy malowaliśmy obrazy. Skojarzenie – dobre. I – niedalekie od prawdy.
Obrazy kobiet, jakie występują w Piśmie Świętym, mogą być po trosze obrazami każdej z nas; kobiet, które szukają swojego miejsca w życiu i które szukają – źródła tego życia – w Bogu. Nie ważne, ile kto ma lat. Ważne, czy szuka naprawdę. Tak ja to widzę.
Zaczęło się od Mszy Świętej. Spokojnie, dobrze, ufnie. Czułam, że to jest to miejsce, gdzie powinnam być i dokładnie ten czas. Tu i teraz. Niesamowite uczucie.
Potem pierwszy wykład Magdy Grabowskiej – i pierwsze spotkanie w grupie dzielenia. I od razu – pierwsze poruszenia serca, łzy, myśli, które zapadły w pamięć, świadectwa dziewczyn. To niezwykłe, jak bardzo potrafimy sobie pomóc, dzieląc się jedynie swoim życiem i swoim doświadczeniem.
Bardzo intensywny czas (od piątku wieczorem do południa w niedzielę), właściwie do ostatniej chwili wykorzystywany na wykłady, modlitwę, rozmowy i dzielenie – i na słuchanie Słowa, które daje życie. Wróciłam – zmęczona, taka jak po ciężkiej, intensywnej pracy. Jak to nazwałam w jednej rozmowie: „ze Słowem Bożym pod powiekami”. Cenne. I bardzo wartościowe.
A co z tym malowaniem obrazów?
Niezależnie od tego, ile mamy lat, skąd pochodzimy, gdzie pracujemy i jaki jest nasz stan cywilny – każda z nas może w sobie odnaleźć siebie w Biblii. To nie jest przesada. Odnalazłam w sobie i Marię Magdalenę, i syrofenicjankę; jest we mnie też coś z samarytanki (tej od studni). I to nie chodzi o spektakularne nawrócenia. Bardziej o krok, czasem tylko jeden, naprzód, w kierunku pełnienia woli Bożej. Żeby mimo wszystko, ale jednak – nie na przekór. Kto może pojąć, niech pojmuje.
Przy stworzeniu świata powiedziano, że „na obraz i podobieństwo Boże”. Więcej nie trzeba. Tak się dać formować i tak się pozwalać Panu Bogu „ciosać” i hartować, żeby ten obraz i to podobieństwo było jak największe.
PS. Nieustająco i wciąż – zachęcam i zapraszam do udziału w „tym naszym Nałęczowie”. Zawsze – drugi weekend czerwca. Zgłoszenia pod adresami: monicao.jesienna@gmail.com lub kid.klimek@wp.pl
Zaręczam, że warto. I że nie ma się czego bać.
fot. Agnieszka Wolińska
Leave a Reply