Społeczeństwo

Twarz imigranta

Jest takie opowiadanie Andrzeja Pilipiuka, które rozpoczyna się od wiadomości watykańskich nadawanych z Nowego Rzymu leżącego w Ameryce Środkowej. Następnie przechodzimy do głównych bohaterów czyli braci ciotecznych związanych z rodzinnym konsorcjum wydobywającym w Stanach ropę naftową. Jeden z nich proponuje poszukiwania na Starym Kontynencie. Drugi ma obawy, bo kalifaty europejskie są niebezpieczne dla nie-muzułmanów. Przypomina, że w ciągu ostatnich dwóch lat zaginęło tam w niewyjaśnionych okolicznościach kilkunastu inżynierów bądź innych specjalistów. Państwa te są zacofane,  łatwo narazić się władzom, ludność wroga a i nowoczesnego sprzętu jako wynalazków sprzecznych z Koranem nie można używać. Jednak daje się namówić. Wyruszają do kalifatu Lechistanu.

Już na miejscu okazuje się, że ten który nalegał na wyprawę ma niezwykle dobre kontakty wśród miejscowych. Zwłaszcza tych wyróżniajacych się jasnymi włosami, niebieskimi oczami i mówiących jakimś innym narzeczem. Po kolejnych kilku stronach okazuje się, że sprzęt geodezyjny był potrzebny do odszukania ruin dawnego Kościoła i relikwii niedawnych męczenników a tenże dobrze zorientowany jest świeżo wyświęconym biskupem tych ziem i tak jak jego poprzednicy pozostanie tam incognito. Dla świata zachodniego zaś będzie kolejnym zaginionym. Chrześcijaństwo po raz kolejny zeszło do katakumb.

Czytając powyższe kilka lat temu miałam ponure przeczucie, że to wizja mogąca się spełnić w przyszłości. Nie wiedziałam tylko, że będę to oglądać. Myślałam, że mamy więcej czasu.

Jeśli faktycznie w naszych czasach Chrystus ma twarz imigrantów, to ja nie jestem w stanie Go przyjąć. Ostatnie wydarzenia pokazały mi jak wielkim tchórzem jestem, jak drżę o moje dzieci. Jak daleka jest ode mnie postać matki Machabeuszy, która wierząc bezgranicznie Bogu dodawała odwagi swym siedmiu synom podczas ich męczeńskiej śmierci. Ta prawda o mnie mi się nie podoba, ale tak właśnie jest. Brak mi rozeznania gdzie kończy się miłosierdzie a gdzie zaczyna głupota.Podczas pierwszej wojny światowej czyli zaledwie sto lat temu Niemcy, by osłabić Rosję przewieźli na jej teren w zamkniętym wagonie człowieka, którego znamy jako Lenina. Za co był odpowiedzialny, ilu ludzi w wyniku jego przywództwa zamordowano, ilu zniknęło, ile lat Europa krwawiła chyba nie trzeba przypominać. Minęło ledwie dwadzieścia lat i Niemcy dały Europie Hitlera.

Teraz dają „imigrantów”. Podobno historia jest nauczycielką życia. Czy naprawdę nikt nie zauważył, że ich „darów” należy się strzec?
A ja mogę się tylko modlić o rozeznanie i miłość do bliźniego.

Photo credit: Foter / Public domain

O autorze

Justyna Walczak

Z wykształcenia lekarz, mama 10 dzieci. Pisze ciągle (na blogu), czasami publikuje we Frondzie. Ma na swoim koncie książkę "Dom pełen kosmitów". Czasami towarzyszy przy porodach domowych.

1 Komentarz

  • „Jeśli faktycznie w naszych czasach Chrystus ma twarz imigrantów, to ja nie jestem w stanie Go przyjąć”. Bardzo poruszające i odważne wyznanie. Tylko, czy trzeba namawiać innych, żeby Go też nie przyjmowali?

Leave a Reply

%d bloggers like this: