Powoli kończy się już październik, nazywany jednym z dwóch miesięcy „maryjnych” (obok maja), ale jeszcze kilka dni mu pozostało, dlatego poniższy wpis będzie mimo wszystko „na bieżąco”. Są dwa impulsy, które mnie do jego napisania skłoniły: z jednej strony lektura Listu Apostolskiego św. Jana Pawła II Rosarium Virginis Mariae (z 16 październiika 2002 roku), a z drugiej – doświadczenie nabożeństw różańcowych w parafii, w której pracuję; domyślam się, że wyglądają one jak w zdecydowanej większości polskich kościołów. Jako organista jestem na tych nabożeństwach codziennie, i – mam nadzieję, że nikogo nie zgorszę za bardzo – nie potrafię w nich dobrze uczestniczyć.
Ale po kolei.
Różaniec, wbrew pozorom, nie jest prostą (łatwą) formą modlitwy. Owszem, jest dość prosty, jeśli chodzi o swój układ, budowę, która sprowadza się, do powtarzania określonych modlitw – i tyle (nieco upraszczając historię, stąd też trochę się on wywodzi: 150 odmówionych Zdrowaś Maryjo to podobieństwo do 150 psalmów w oficjum brewiarzowym, które odmawiali jedynie duchowni). Dlatego na różańcu może modlić się dosłownie każdy – włącznie z niepotrafiącymi jeszcze czytać dziećmi, które są ozdobą większości nabożeństw różańcowych. Sam pamiętam, gdy byłem małym ministrantem, jaka to była frajda móc trzymać w swoich rękach mikrofon i prowadzić całą „dziesiątkę”. Później jednak, gdy się jest już trochę mniej dzieckiem, a bardziej dorastających nastolatkiem i dalej, dziesiątka przez mikrofon przestaje wystarczać, a sam różaniec jest coraz mniej atrakcyjną formą spędzenia wolnego czasu – nawet, jeśli ktoś chce go przeznaczyć na modlitwę. To dlatego, że jako głęboka modlitwa jest trudny do nauczenia, przyzwyczajenia się. Różaniec łatwo jest „wyklepać”, ale trzeba nieco się wysilić, żeby nas nie znudził.
Pamiętam, gdy wspomniany list Jana Pawła II się ukazał – pamiętam nawet dokładnie moment, gdy tę małą fioletową książeczkę kupiłem sobie w księgarni na Starym Mieście, korzystając z dłuższej wolnej chwili – usiadłem na ławce i… dosłownie pochłonąłem ją w całości. To była dla mnie prawdziwa rewolucja, coś zupełnie nowego, uporządkowanie mnóstwa spraw i rozwianie wątpliwości, przedstawienie różańca w sposób, o jakim nie miałem pojęcia, bo nikt mi go dotychczas tak nie ukazał. Nagle różaniec przestał być modlitwą trudną, trochę nudną, automatyczną, kojarzącą się z monotonnym powtarzaniem formuł – a stał się czymś rzeczywiście atrakcyjnym, pociągającym, głębokim i dynamicznym!
Foto: Nicholas Liby/Flickr/CC BY-ND 2.0
Leave a Reply