Wiara

Walka dobra ze złem

Patrząc na nią, na jej piękną twarz, mogłam zauważyć jak diabeł walczy o jej duszę z Panem Bogiem.

Czy zauważyli Państwo jak czasami dobro ze złem prowadzi walkę o jakąś duszę? My, starzy grzesznicy, widzimy to najwyraźniej. A miałam na to namacalny dowód. Poznałam pewną młodą panienkę. Była śliczna, wrażliwa, mądra. Niestety czuła się nieszczęśliwa, bo w jej rodzinie były konflikty i trudno jej się żyło z własnymi domownikami. Ale poznała ślicznego, mądrego i wrażliwego młodzieńca, spodobali się sobie, a ponieważ jego rodzina miała dom, to ta panienka zamieszkała razem z nimi. Opowiadała z zachwytem jak to jego mama jest mądrą i kulturalną osobą, wrażliwą i wykształconą, która ją traktuje jak własną córkę, i jest dla niej bardzo dobra. A nie to co jej rodzice, gdzie tatko popijał, a mama była nerwowa pewnie i z tego powodu, i nie przebierała czasem w słowach. Jednym słowem – znalazła swoje miejsce i wreszcie była szczęśliwa. Niestety – jak wiadomo – szczęście nigdy nie trwa wiecznie, i młodzieniec się odkochał. Nie pamiętam już czy znalazł sobie inną panienkę na mieszkanie, czy może mamusia mu znalazła. W każdym razie moja panienka została na lodzie. Z połamanym doszczętnie sercem, bo to była jej pierwsza miłość, I do tego pierwszy raz skonsumowana.

I ten problem przyniosła właśnie do mnie, bo była na granicy samobójstwa, a ja akurat służyłam wtedy jako deska ratunkowa dla nieszczęśliwych ludzi z problemami. Co prawda służyłam jako ta deska ratunkowa tylko przez telefon, ale wyjątkowo zgodziłam się ją przyjąć doceniając wagę problemu. Siedziałyśmy więc w mojej dyżurce na służbowej kanapie i wypłakiwała mi swoje żale. Sięgnęłam do bagaży całego mojego doświadczenia życiowego, żeby jakoś odwrócić jej myśli od rozwiązań ostatecznych, No i trochę wlać oleju do jej biednej głowiny, bo przecież sytuacja była typowa, ale dziewczyna spotkała się z tym pierwszy raz w życiu, i nie miała żadnego doświadczenia z takim nieszczęściem.

Nie będę tu opowiadała co jej opowiadałam. Można sie domyślić tylko że trochę nią potrząsnęłam przedstawiając realia tej sytuacji. A ona na przemian – albo się ze mną zgadzała, albo znów się załamywała w stylu „Ale jak go tak kocham!” i znów – buuuuu! – uderzała w płacz. Tak spędziłyśmy chyba ze trzy godziny. No i poszła do domu, i do swoich rodziców, jakby już wyciszona. Potem jeszcze się z nią spotkałam kilka pojedynczych razy, wciąż miała w sercu niegojącą się ranę. Ale dlaczego tak to opowiadam? Bo patrząc na nią, na jej piękną twarz, mogłam zauważyć jak właśnie ten diabeł walczy o jej duszę z Panem Bogiem. To było widoczne. Jak na dłoni. Po prostu jej twarz się jakby mieniła. Gdy już dawała się przekonać że była wykorzystana i nie ma co żałować, tylko trzeba szukać innego celu w życiu, wtedy była śliczna i spokojna. Ale wystarczył moment, by pomyślała o tym chłopaku, jak to go kocha, a wystarczyło bym na chwilkę zostawiła ja samą, to już wysyłała mu smsy, jak tęskni i rozpacza, i natychmiast stawała się jakaś obca i – no, wprost nieładna, a nawet jakby groźnie wyglądająca. W Kabarecie Moralnego Niepokoju pokazano kiedyś podobną sytuację gdy diabeł z aniołem walczyli o pewna duszyczkę. To było to samo. Podobnie jest z pewnym młodzieńcem, uzależnionym od Internetu. Gdy siedzi w swoim laptopie, jest opryskliwy, niedobry, nawet niegrzeczny, jakby jakiś zły duch w niego wstąpił. A wystarczy że się oderwie, znajdzie jakiś inny chwilowy cel, a już szczególnie gdy czegoś potrzebuje, nagle robi się z niego prawdziwy aniołek, nawet słodko się uśmiecha gdy wyciąga łapkę po moniaczki.

Rozejrzyjmy się wokół siebie. Wcale nie jest trudno zauważyć kto jest w danej chwili pod czyim wpływem, Czy pod wpływem dobrego czy złego. Niestety cały problem polega na tym, że dana osoba sama tego nie widzi, pod czyim jest władaniem. Jeśli oczywiście nie ma odpowiednio wykształconego sumienia.

Nie powiem żebym była mistrzem pod tym względem, ale często udaje mi się zauważyć co akurat w danym momencie przeważa w moim własnym sercu. A poznać to można po tym, czy to serce jest spokojne, czy nie. I podjąć odpowiednią terapię. W poście są to po prostu różne umartwienia. Lub choćby nie uleganie pokusom.

Foto: jiunn kang too/Flickr/CC BY-SA 2.0

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: