W miarę regularnie, od wielu lat, oddaję krew. Na swoim koncie mam już ponad dwadzieścia litrów. Poniżej przedstawiam sześć powodów, które (odczytane we właściwy sposób) przekonają Was, że to bez sensu ?
1. Robienie dobra
Gdy oddajesz krew, masz takie nieznośne poczucie, że zrobiłeś coś dobrego, najczęściej dla kogoś, kogo nie znasz. Oddajesz część siebie, żeby uratować czyjeś życie. Taka bezinteresowność może uwierać – gdyby to się chociaż wiązało z jakąś stratą (np. oddać komuś rękę – o, to by było coś), ale w przypadku krwi, lub innych jej składników, wszystko się odtwarza, i już po jakimś czasie można oddać znowu! Kto to wymyślił…
2. Czas
OK, zdecydowałeś się komuś bezinteresownie pomóc, podzielić się swoją (błękitną czy czerwoną, wszystko jedno) krwią – niech to będzie jakiś skomplikowany i długi zabieg, na miarę Twojej wspaniałomyślności. Ale wybierasz się do punktu krwiodawstwa i okazuje się… że cała wizyta zmieści się spokojnie w trzech godzinach (to i tak maksymalnie, z oddaniem płytek krwi i długą kolejką). I idziesz do domu, żadnej hospitalizacji, nic!
Na dodatek całe oddanie krwi nic nie boli i jest całkowicie bezpieczne. Sterylna igła, profesjonalna pielęgniarka. Można poczuć ukłucie podobne zwykle do tego, jakie serwuje nam komar (chyba, że masz problem z żyłami, wtedy możesz poczuć się przez sekundę jak męczennik). Ubiorą Cię w jakiś śmieszny zielony fartuch (nikt nie wie, czy wiązać to to, czy nie), wsadzą na wygodny fotel, jeszcze dadzą wcześniej pić i jeść!
3. Procedury, badania
Wszystko jest do bólu rutynowe i ustalone krok po kroku. Nudne to, wymaga też trochę zachodu. Najpierw długi formularz. Rety, około trzydziestu pytań! W tym takie, czy ostatnio przechodziłem jakąś chorobę, czy byłem u dentysty, czy mam tatuaż, jakie leki przyjmuję… Prawdziwa udręka.
Następnie trzeba oddać próbkę krwi do laboratorium. Robią tam m.in. pełną morfologię, której wyniki można sobie później wziąć. O ile będziemy o tym pamiętać, rzecz jasna.
Później lekarz. Zmierzy ciśnienie i temperaturę, posłucha serca, płuc, przeprowadzi wywiad. No, naprawdę, ile można mnie sprawdzać?
Rozumiesz? Wszyscy chcą mieć pewność, że Twoja krew rzeczywiście jest wartościowa, że jesteś zdrowy i możesz pomóc (a nie zaszkodzić). Przy takiej okazji można odkryć i u Ciebie jakąś chorobę, której poza krwiodawstwem może nie byłoby okazji w porę zauważyć. Czy to nie zbyt nachalne?
4. Czekolada
Po oddaniu krwi (albo innych składników) dostajesz osiem tabliczek czekolady. Osiem tabliczek! Tak po prostu. Waży to trochę, nie powiem, do kieszeni trudno wsadzić. Na dodatek są w różnych smakach, mleczna, bakaliowa, jakaś tam z orzechami…. Tak jakby nie można było nie utrudniać życia i dać samą gorzką.
Na szczęście w Warszawie trochę odstraszają tą czekoladą, bo nie jest od jakiegoś czasu najwyższej jakości – mnóstwo cukru i mniej masy kakaowej sprawia, że nawet do przetworzenia średnio się nadaje. Ale to tak na marginesie.
5. Zwolnienie z pracy
Jakby tego wszystkiego było mało – jeśli pracujesz, to za oddanie krwi możesz dostać zaświadczenie, równoważne ze zwolnieniem z pracy na cały dzień. Dasz wiarę, że nikt nie pyta, czy faktycznie jest to uzasadnione, nikt nie pyta, czym dokładnie się zajmujesz? Stąd w piątkowe poranki kolejki do stacji krwiodawstwa są największe. To naprawdę uciążliwe, spędzić tam ze dwie-trzy godziny, a później mieć cały dzień wolnego.
6. Przywileje
To nie koniec! Żeby jeszcze bardziej skomplikować krwiodawcom życie, można skorzystać z wielu przywilejów, jakie oferują różne osoby i miejsca, np. w ramach akcji „Dawcom w darze” (zwykle są to rabaty na wybrane produkty lub usługi). Trzeba wejść specjalnie na tę stronę, żeby sprawdzić, z czego moglibyśmy skorzystać. Teraz jeszcze wymyślono jakieś karty lojalnościowe, za każde oddanie krwi dostaje się punkty, które później można wymieniać na różne gadżety (typu zakładka do książki, kubek, koc termiczny) – jakby mało było do noszenia poza książeczką!
Mało tego – możemy skorzystać z ulgi dla krwiodawców, przy okazji rozliczania naszego PITa. W tym celu trzeba specjalnie poprosić panią w recepcji o zaświadczenie, ile w poprzednim roku oddaliśmy krwi, a to jest przeliczane na kwotę, którą możemy odliczyć sobie od dochodu. Czyli do PITa musimy dołączyć dodatkowy załącznik, przepisać tę kwotę, nie pomylić się… Niby w programach, wspierających rozliczenie, to wszystko odbywa się automatycznie – ale to jednak dodatkowa czynność, prawda?
Chyba najpowszechniejszym przywilejem, kojarzonym z krwiodawcami (tymi długoterminowymi) są darmowe bilety w komunikacji miejskiej (każde miasto ustala te zasady po swojemu). Na przykład w Warszawie mężczyźni mają gratisowe przejazdy po oddaniu 18 litrów (kobiety po 15). Uzyskałem już ten przywilej (ile to się trzeba naliczyć tych mililitrów w książeczce…) i – uwierz mi – to naprawdę kłopotliwe pamiętać, że nie trzeba kupować biletu, żeby jeździć autobusem, tramwajem, pociągiem lub metrem, ale że mamy zakodowaną kartę na pięć lat. Na pięć lat! – czyli co pięć lat trzeba ten zapis na karcie odnawiać…
Jeśli pomimo wyżej wymienionych dolegliwości, związanych z honorowym krwiodawstwem uważasz, że jednak jesteście w stanie je znieść – Twój wybór. Zajrzyj tutaj i znajdź najbliższą stację krwiodawstwa. Ach, nie wspomniałem chyba, że te wampiry zwrócą Ci nawet koszty przejazdu do nich?
Czytaj też: Podziel się tym, co najcenniejsze
Ja bym bardzo dużo dała za paczkę z samymi gorzkimi 😉
Niestety w tej chwili zostają mi tylko 2, wszystkie pozostałe rozdaję. Chociaż raz udało mi się wymienić 🙂
A tak serio – mój tata dzięki oddawaniu krwi dowiedział się, że jest chory. Gdyby nie poszedł, kto wie, jak by się skończyło…