Pewna zakonnica pracująca, opiekująca się osieroconymi dziećmi w czasie okupacji, kiedy nie miała już co im dać do jedzenia, bo zostało zaledwie kilo ziemniaków, poprosiła swoją przełożoną czy może kilka z nich zanieść św. Józefowi pod figurę z prośbą o pomoc. Dość natrętnie ją prosiła i w końcu, choć niechętnie matka przełożona wyraziła zgodę, głównie dla świętego spokoju.
Dzień czy dwa później, przy domu sióstr zatrzymała się furmanka powożona przez Niemca, który stwierdził, że nie ma co zrobić z ziemniakami, bo część z nich zgniła i zrzucił te ziemniaki na podwórku u sióstr.
Wielkie było zaskoczenie Matki generalnej. Wyraziła je zresztą rozmawiając z tą siostrą i mówiąc, że chyba jednak słabo się modliła skoro połowa ziemniaków jest zgniłych do wyrzucenia. Na co tamta odparła cicho, że trochę żal jej było dać dobre ziemniaki św Józefowi i z dwóch, które zaniosła jeden był zgniły. Jaką jednak wiarę mieć musiała, że odjęła od ust dzieciom ostatnie ziemniaki i zaniosła z pokorną modlitwą Św. Józefowi prosząc, by wyratował ich z tej biedy. Logika wskazywałaby raczej, żeby ugotować coś z tego co jest i iść poszukać innego jedzenia, prosić o nie. Ludzka logika. Bo Boża logika jest zupełnie inna, tylko nam się często zdaje, że wiemy co jest dla nas najlepsze.
Tę historię opowiedział kiedyś śp. ks Piotr Pawlukiewicz na jednym ze swoich kazań. Przyszła mi ona teraz do głowy, w tym ciężkim okołowyborczym czasie, kiedy się zastanawiam jakich wyborów dokonujemy jako Naród i jak bardzo zawierzamy to wszystko Panu Bogu. Czy potrafimy mu oddać wszystko i zaufać?
Czytam różne deklaracje znajomych na facebooku, słucham często bliskich mi osób i mam w głowie wielki znak zapytania. Jak może komuś, deklarującemu się jako katolik (praktykujący a często i we wspólnocie) składać się w całość wybór osób jawnie negujących podstawowe wartości, szydzących z nauki Kościoła, chcących deprawować najmłodszych, jak to się może składać w całość z praktykowaniem wiary katolickiej, z byciem we wspólnocie, czy z coniedzielną Eucharystią. W odpowiedzi słyszę często, że chcę włożyć Boga wszędzie, a tu ważne są inne kwestie – gospodarcze, polityczne. Z pewnością tak, ale jeśli od wartości podstawowych nie zaczniemy to marnie skończymy. I żadne teksty o tolerancji nic tu nie zmienią. Znieczulanie sumień zaczęło się wiele lat temu i nawet nie zauważyliśmy jak przyjmujemy jako normalne rzeczy, które wcześniej szokowały i zniesmaczały większość.
Prawdopodobnie nie ma kandydatów idealnych, a tym bardziej takich, którzy mają szansę realnie rządzić. Ale czy to znaczy, że mamy wybierać tych, którzy są lata świetlne od nauki Kościoła. Choćby nawet deklarowali się jako wierzący. Moim zdaniem nie.
Głosuj ze swoim sumieniem chciałoby się rzec. A co jeśli to sumienie jest źle uformowane, jeśli z jednej strony deklaruje się jako katolik, a z drugiej popiera ideologię gender, zabijanie nienarodzonych, czy permisywną edukację seksualną? Czy wtedy też mamy głosować zgodnie ze znieczulonym sumieniem? Ktoś stawia krzyżyk przy nazwisku kandydata, który zapowiada związki partnerskie oraz promuje marsze LGBT, a potem idzie do kościoła, przyjmuje Eucharystię i nie widzi w tym żadnej sprzeczności. Dokąd nas to zaprowadzi? Jeśli nasze sumienie daje nam przyzwolenie na taki dysonans to oznacza tylko, że jak najszybciej należy się tym sumieniem zająć w konfesjonale. I zdecydować czy chce się być katolikiem czy nie.
A ja dodam tylko, że ta historia z ziemniakami ma swoje źródło w Niegowie, w domu generalnym Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego i jest przekazywana kolejnym pokoleniom.