(oczami rozdrażnionej czytelniczki)
Eucharystia stała się (…) jego Słońcem, które kontemplował pełen zachwytu, Słońcem jaśniejącym na mistycznym nieboskłonie, do którego postanowił wejść za wszelką cenę – to zdanie stanowi punkt zaczepienia dla całej książki – tak jak Eucharystia była punktem zaczepienia dla Carla – z niej czerpał energię. W ten sposób wyjaśnia się źródło nasłonecznienia, naświetlenia – prześwietlenia – całej historii (może stąd wziął się również złotawo-pomarańczowy kolor okładki…?). Istotnym elementem słoneczności jest POWIETRZE. Najłatwiej energię ze słońca czerpać na zewnątrz. Jest to ciepło kojarzące się raczej z głębokim oddychaniem i otwartą przestrzenią, niż z zaduchem czy zamknięciem.
A trzeba przyznać, że jest w nas, w ludziach w ogóle, coś takiego, co sprawia, że czujemy się nieszczęśliwi, albo szczęśliwi, ale nie do końca. Jesteśmy wiecznie nienasyceni, jakby niedogrzani i niedopowietrzeni.
I udajemy, że to nie z nami jest coś nie w porządku tylko ze wszystkim wokół. Patrzymy i stwierdzamy, że z tym jest coś nie tak, tamten mógł inaczej i byłoby lepiej, ona mogłaby ładniej…, i On też mógł wszystko jakoś LEPIEJ ułożyć. Tylko nie widzimy, że to wszystko, to jest tak naprawdę za dużo. A może widzimy, tylko nie przyjmujemy do wiadomości, bo to nas przerasta i nie potrafimy sobie poradzić, więc udajemy.
Mówimy, że – to już znamy, tamto widzieliśmy, zbyt zwykłe, nudne, pospolite, nie interesuje nas, czy raczej „nie leży w kręgu naszych zainteresowań”. Potrzebujemy więcej, chcemy od świata więcej, ż ą d a m y więcej – coraz to nowej, bardziej niezwykłej, bardziej szokującej, najbardziej.
Z tym, że nie zwracamy uwagi, że po drodze tak naprawdę omijamy ten świat. On nam się wymyka, a nam nie chce się go gonić. Nie mamy siły. Lądujemy w ciasnym pokoiku, zamykamy wszystkie okna, barykadujemy drzwi, podkręcamy ogrzewanie i zastanawiamy się, dlaczego jest nam duszno i źle.
Tymczasem wymiana energii (a energia to przecież ciepło – nie duchota) ma swoje prawa. Przede wszystkim energia nie znika, nie ulatnia się – cały czas krąży. I potrzebuje świeżego powietrza, można by rzec – „jak powietrza”. Nośnikiem – tym najważniejszym – jest wrażenie.
Czytamy że, Carla fascynował (…) zapał Franciszka albo że był pod ogromnym wrażeniem nabożeństwa do aniołów, jakie miał Ojciec Pio. Carlo czerpał swój zapał z przykładu innych – świętych, którzy również – z tym, że wcześniej – postępowali z zapałem. Carlo chłonął tę energię i z żarliwym entuzjazmem przekazywał zaczerpnięte ciepło dalej – pomagając, nawracając – bo energia nie może, nie potrafi pozostać w miejscu, dąży do tego by być przekazana. Niemożliwe jest to jednak bez entuzjazmu, czyli poczucia, że to co się robi jest właśnie w tym jednym momencie najważniejszą rzeczą na świecie, którą trzeba wykonać za wszelką cenę. I jednocześnie – rzeczą zupełnie niesamowitą.
Gdyby wszyscy zdawali sobie sprawę, jakim ogromnym szczęściem obdarzył nas Pan, dając na pokarm, czyli Hostię Świętą, chodziliby do kościoła codziennie (…), a nie zajmowali się tyloma niepotrzebnymi sprawami!
Czytaj też: Zachwycający Mediolańczyk
Foto: www.carloacutis.com
[…] Czytaj też: Zachwycający Mediolańczyk Zachwycający Mediolańczyk 2 […]