Dyskutując ostatnio w zaprzyjaźnionym gronie na temat tego, czemu tak ciężko znaleźć czas na modlitwę osobistą, czemu wybieramy rzeczy łatwe i przyjemne uświadomiłam sobie, że powodów takiego stanu należy szukać dużo wcześniej i dużo głębiej niż zwykłe „nie mam czasu” czy „jestem taka zaganiana”. W zasadzie moje obserwacje zaczęły się w czasie przedświątecznych przygotowań. Dzieci zapragnęły robić pierniczki. Już snułam wizję uwalonej mąką kuchni, kiedy usłyszałam siebie odpowiadająca im, że czemu nie, w sumie możemy zrobić. Mój udział ograniczył się do pomocy czysto organizacyjnej na początku, a potem to był samograj. Nagle okazało się, że mimo, iż zadanie wymagało poświęcenia dużo czasu, to był to czas dobrze spędzony i bardzo owocny.
I tu powoli kieruję się w stronę sedna. Nasze dzieci często nie są uczone czekania i cierpliwości, coś się zepsuje – hop kupujemy nowe, chcesz książkę, ok – za godzinę jesteśmy w księgarni. My dorośli też mamy z tym często problem, bo przecież wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Życie instant. Kasze w torebkach, pizza z zamrażalnika, pierogi w paczce, płatki bez gotowania. Już, szybko tu i teraz. Kto dziś piecze chleb (no dobrze, ja się przyznaję), kto, zwłaszcza w mieście kisi kapustę (też się mi się zdarza), kto szyje, ceruje, naprawia zamiast kupić kolejną rzecz. Przecież ciągle nie mamy czasu, ciągle coś nas goni. Jak bezproduktywna musi wydawać się na tym tle modlitwa czy adoracja. Nie umiemy na co dzień żyć bez bodźców, są ludzie, którzy mają pół dnia włączone radio byle coś grało, w samochodzie też nie może być ciszy. To jak tu usiąść na kwadrans, wyciszyć się (!!!), wsłuchać się w Słowo Boże, zastanowić nad tym co tu i teraz do mnie mówi Pan Bóg i czego ode mnie oczekuje.
Nie mamy czasu dla rodziny , dla dzieci, na rozmowę z własnym mężem (!!!) Wmówiono nam, że praca po 10 godzin jest normą, że jak kończysz o 17-tej to powinieneś być zadowolony, że jak masz dwa weekendy wolne to pełnia szczęścia. I destrukcja naszych serc, destrukcja rodzin trwa.
Komunikujemy się tylko na zasadzie poleceń: kup, zrób, przywieź, odwieź, opłać. To jak mamy znaleźć czas na spotkanie z Bogiem??? Dobrze wiemy, że tłumaczenie, że nie mam czasu jest oszustwem. Czas mam na to na co chcę. Mam czas na godzinę na komórce, albo na pół godziny na What’sAppie. To i na modlitwę i adorację czas znajdziesz.
Przyjaciele ze wspólnoty z małego miasta na północnym krańcu Polski, mają „dyżury” co tydzień w Kaplicy Adoracji Najświętszego Sakramentu. Każdy ma wyznaczoną godzinę, rzuca wszystko i idzie na adorację. Można? Można!
Kiedy ostatnio miałeś/miałaś taki czas?
I co zrobisz by go znaleźć już dziś?
Leave a Reply