Mąż w pracy zajęty swoimi sprawami, żona w drugiej pracy, dzieci w szkole. Wieczorem logistyka, kogoś gdzieś odwieźć czy odebrać, coś kupić, załatwić, zadzwonić. Czasu na relacje zwyczajnie brak. Na bycie ze sobą, rozmowę z mężem, dziećmi, zabawę. W weekend nadrabiamy zaległości z tygodnia i poza krótkim urlopem tak nam mijają miesiące i lata. Czy to tak musi być? Czy naprawdę inaczej nie można? Czasem jest to konieczność, innym razem być może są też inne możliwości. Korzystamy z nich lub wręcz przeciwnie uciekamy od nich w rozliczne zajęcia;-)
Byłam kiedyś na pewnej konferencji, gdzie usłyszałam zdanie, które mi zapadło do serca. Demontaż rodziny w USA rozpoczął się wraz z pójściem kobiet do pracy poza domem. Dzieci zostały oddane pod opiekę do przedszkoli, szkół, nianiek, ojciec pracował coraz dalej, matki nie było całymi dniami w domu. Gdzie tu czas, gdzie wychowanie? Potem poszło już lawinowo, poszukiwanie nowych bodźców, pogoń z pieniądzem. Prelegent opowiadał również, że poziom życia przeciętnej amerykańskiej rodziny zasadniczo się nie zmienił od trzydziestu lat. Tyle, że wcześniej na ten poziom zarabiał tylko ojciec a teraz zarabiają oboje rodzice.
Owszem, mamy inne czasy, inne sytuacje życiowe. Ale przyznać trzeba, że rodziców w wychowaniu nie zastąpi nikt. A żeby wychowywać trzeba mieć na to czas. Na rozmowy, na zabawy, na wycieczki czy wyjazdy na bycie ze sobą. Tymczasem chcemy życia instant, które zapewni naszym dzieciom wszystko w pigułce. Zajęcia dodatkowe, lato, zima w mieście pod opieką „wykwalifikowanej kadry”. Wychowanie w oderwaniu od rodziny nie istnieje, może być tylko jego marną namiastką.
W pewnej reklamie pytano dzieci i rodziców (osobno) z kim najbardziej w świcie chcieliby zjeść kolację.
Odpowiedzi są zaskakujące (a może nie). Na ile te scenki były aranżowane a na ile prawdziwe nie wiem. Ale dobrze to pokazuje czego pragną dzieci najbardziej. Czasu, który by mieli dla nich rodzice.
A tymczasem:
Nie za bardzo wiadomo jakże się to dzieje
że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma
i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba
nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy
kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej
jeśli kochasz czas zawsze odnajdziesz
nie mając nawet ani jednej chwili
na spotkanie list spowiedź na obmycie rany
na smutku w telefonie długie pół minuty
na żal niespokojny i na rozeznanie
że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi
bo w życiu jest tylko morał niemoralny
Ks. Jan Twardowski
Oczywiście, pracujące mamy są złe, a niepracujące dobre. Naprawdę, nie wszystkie matki pracują od świtu do nocy i zaniedbują rodzinę. Niech Pani nie wzbudza w nas poczucia winy, ludzie miewają do spłacenia kredyty albo, o zgrozo, ambicje zawodowe. Czy np. kobieta, która jest lekarzem, powinna nie pracować zawodowo? Przecież to absurd!
Może nie powinnam się wypowiadać, bo co ja się moge znać, skoro ani dzieci, ani męża, ani pracy zawodowej na stałe. Wydaje mi się jednak, że Autorce nie chodzi o wzbudzanie poczucia winy, a raczej – na zwrócenie uwagi na coraz mocniej widoczny problem. Pracowałam przez kilkanaście lat w szkole. I, proszę mi uwierzyć, naprawdę dzieci były przywożone pięc minut przed otwarciem szkoły, a zabierane – czasem i godzinę po wyznaczonym czasie. Nie odpowiem na pytanie, dlaczego. Wiem i jestem przekonana, że kredyty i ambicje zawodowe są ważne. Ale – nie wydaje mi się, żeby mogły być wazniejsze od dzieci i rodziny. A tak to niestety czasem zaczyna wyglądać. Pozdrawiam serdecznie autorkę komentarza i Autorkę naprawdę dobrego artykułu.