Społeczeństwo

Życie wieczne w sieci czyli o handlowaniu wizerunkiem Twojego dziecka

Często bez zastanowienia wrzucamy zdjęcia naszych dzieci na różne portale społecznościowe, chcąc pochwalić się ich osiągnięciami. Raz wrzucone zdjęcia z internetu nie znikają, a w regulaminach portali można bardzo drobnym druczkiem przeczytać, że mogą z nimi zrobić co chcą.

Jeśli jest to nasza świadoma decyzja to pół biedy. Gorzej jeśli robimy to bez wiedzy co się z tym wiąże albo, co gorsza, jesteśmy do tego zmuszani (często nieświadomie a zawsze bezprawnie) do „sprzedania” wizerunku naszych dzieci czy nas samych.

Antidotum

Kilka przykładów zaledwie z ostatnich kilku miesięcy.

Zajęcia biblioteczne z pierwszej pomocy. Do zajęć dołączony drobnym druczkiem regulamin, gdzie stoi wprost, że udział w zajęciach oznacza zgodę rodziców na wykorzystanie wizerunku dziecka, w tym, do bliżej nieokreślonych oraz promocyjnych celów.

Jestem szczególnie wyczulona na tego typu sytuacje więc poinformowałam panią, że bierzemy udział w zajęciach i na to wyrażam zgodę natomiast nie zgadzam się na jakiekolwiek wykorzystanie wizerunku mojej rodziny. Zdziwienie! Ależ my tylko zrobimy zdjęcia, i umieścimy na stronie biblioteki (co z tego, że zgoda jest znacznie szersza). Poza tym czy jako rodzic muszę się zgadzać by zdjęcia moich dzieci widniały na stronie biblioteki czy gdziekolwiek indziej? Naprawdę muszę? Mogą mnie wyprosić z takich zajęć?

Drugi przykład – zapisujemy dzieci do domu kultury. Analogiczna sytuacja, zapisanie jest równoważne ze zgodą na wykorzystanie wizerunku do celów własnych, reklamowych, promocyjnych, w mediach drukowanych i internecie. Oraz na wykonywanie z udziałem dziecka badań ankietowych i innych (nie wiadomo jakich w sumie). Oczywiście wszyscy po drodze wykazują wyuczoną bezradność – to prawnicy miasta tak wymyślili, nie możemy nic zmieniać, jest pani pierwsza (która się czepia w domyśle), wszyscy to podpisują (tak i na pewno czytają…)

Skreślenie przeze mnie tego punktu wywołuje stanowczy opór pani sekretarki, która odmawia przyjęcia dokumentów.

Drąż i walcz o swoje

Nie byłabym jednak sobą gdybym nie drążyła dalej. Pierwszy telefon do wydziału oświaty w dzielnicy, upewnia mnie w tym, że mam rację a niestety sławetni prawnicy miasta nie mają pojęcia o ustawie o ochronie danych osobowych. I niezgodnie z obowiązującym prawem stworzyli formularze rejestracji dzieci na zajęciach. Zapewne myśleli, że cytując 2 linijki paragrafów na owej zgodzie się uwiarygodnią i nikt się nie ośmieli tego kwestionować. No cóż. Złamałam system;-)

Rodzicu, czytaj dokładnie to co podpisujesz. Nie masz obowiązku zgadzać się na wykorzystywanie wizerunku Twojego dziecka. Jedyne na co musisz się zgodzić to udział w zajęciach, na chodzenie do przedszkola, wyjazd na obóz czy wycieczkę. Nic więcej.

W świecie idealnym

Mało ludzi jest świadomych, że nie wolno łączyć w jednej klauzuli kilku zgód. Oznacza to, że każda zgoda musi być udzielona osobno. Przykładowo pod zgłoszeniem dziecka na zajęcia do biblioteki mogłoby to wyglądać tak, że najpierw byłaby zgoda rodzica na udział w zajęciach i miejsce na podpis. Kolejno zgoda na wykorzystanie wizerunku i miejsce na drugi podpis. Dalej inne zgody np. na udział w badaniach. Pod każdą miejsca na podpis. Tam gdzie się zgadzamy podpisujemy, lub zostawiamy wolne jeśli zgody nie wyrażamy. Proste?

Utrudniamy pracę instytucji?

Tak właśnie usłyszałam kontestując konieczność udzielenia zgody łączonej en bloc od jenej pani dyrektor instytucji miejskiej. Razem ze sprytnym wywieraniem na mnie wpływu, że w takim razie będzie wypraszać moje dzieci z zajęć albo odsuwać je na bok (w domyśle piętnować) w sytuacji robienia zdjęć. A przecież rodzic nie chce krzywdy swojego dziecka, prawda? Czy to naprawdę takie trudne po prostu nie zamieszczać zdjęć na których są ludzie, którzy na to swojej zgody nie dali?

Zdziwiony? Czemu?

Dziesiątki nieświadomych rodziców podpisują coś czego nie czytali albo co im się wydaje, że muszą. I mogą się potem zdziwić jak mój znajomy kiedy zdjęcie jego córki zawisło na reklamie szkoły językowej. Wszak podpisał zgodę.

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: