1 dzień
Cześć.
Nie wiem, czy jesteś gdzieś tam, w eterze, czy się odnajdziemy?
Jeśli trafiłaś na ten tekst, to prawdopodobnie nie chciałaś i nie chcesz być mamą. Może rozpaczliwie obmyślasz plan awaryjny…, nie widzisz innej drogi.
Nie sprawię, że poczujesz się lepiej. Ale może zajmę Cię trochę myślami.
Za oknem życie jak co dzień. Ludzie zajęci swoimi sprawami. Ktoś wie, co czujesz?
Jestem Weronika.
Jak Cię utulić?
2 dzień
Spałaś?
Z kimś już rozmawiałaś? Coś zdecydowałaś?
Niedawno skoczył kurs franka. Pamiętam, jak długo zastanawialiśmy się z mężem nad kredytem na dom. W złotówkach, w euro, czy we frankach? Przecież to decyzja na najbliższe 30 lat. Nie można było zdecydować o tym w ciągu dnia, ani dwóch. Musieliśmy mieć czas na zastanowienie. Rozważyć różne opcje. Oswoić temat.
Ty też stoisz teraz przed życiową decyzją. Nawet bardzo długoterminową. Właściwie nieodwracalną. Na pewno wymaga czasu i zastanowienia. Nikt Cię nie goni. Tyle Ci się należy – trochę czasu na pomyślenie. W spokoju. Aż opadną emocje.
Nie spiesz się.
5 dzień
Kilka dni minęło. Jak się czujesz? Wybierasz się do lekarza?
Lekarz zna pewnie odpowiedź na wiele Twoich pytań. Zna też potrzebne adresy. Może „pomógł” już wielu kobietom pozbyć się problemu… Podał adres i na tym koniec. Nie wie, co teraz dzieje się z jego pacjentkami. Jak sobie radzą same ze sobą. A może nie radzą.
On dalej tylko podaje adresy.
Boisz się?
Czego najbardziej?
Że jesteś za młoda i chciałaś jeszcze poszaleć?
Że twój mężczyzna jeszcze nie jest tak na 100 % twój?
Że znajomi będą mieli temat do obgadywania?
Porodu? Że może stracisz figurę?
Wiesz, od dziecka bałam się porodu. Może przez to, że niektóre filmy zawierały sceny rodzących kobiet i ich krzyk był bardzo sugestywny? Nie wiem. W każdym razie już będąc mężatką starałam się o dziecko a jednocześnie obawiałam porodu. Wkrótce okazało się, że moje zajście w ciąże „nie jest niemożliwe, ale mało prawdopodobne”. Ostatecznie nie musiałam rodzić. Strach, który czaił się wiele lat, był niepotrzebny.
Twoje Małe to wielki znak zapytania. Teraz jest, chociaż go nie chcesz. Za chwilę może się okazać, że samo odejdzie… To się zdarza. (Chociaż ja bardzo tego nie chcę!) Może nie trzeba usuwać go siłą?
9 dzień
Jesteś, zaglądasz do mnie? Jak minęły ostatnie dni? Czujesz zmęczenie? Czy może złość? Wiesz, że teraz wolno Ci mieć humory, zachcianki i różne takieJ
Zawsze byłaś ważna. Ale teraz jesteś ważna podwójnie!
Mam nadzieję, że jeszcze jesteś.
Bo wiesz, to dziecko w Tobie to w dużej mierze Ty. Twoje ciało, Twoje upodobania, może Twoje zdolności, głos, śmiech… Rozpoznawałabyś w nim siebie…
Na szczęście Twoje dziecko to nie Twój klon. Mimo podobieństwa – raczej Tajemnica. Do odkrywania przez całe życie.
To chyba może być pociągające?
15 dzień
Nie zapomniałam o Tobie. Chciałam Cię trochę zostawić w spokoju.
Myślałaś wcześniej o dziecku? Kiedy chciałaś je mieć? A Twoi rodzice? Myślisz, że byliby w stanie zaakceptować, że zostaną dziadkami? Czy masz już rozmowę z nimi za sobą?
Pewnie by się okazali lepszymi dziadkami niż rodzicami. Przeważnie tak jest. Dopiero wtedy stać ich na czułość, cierpliwość, rozpieszczanie…
Wcześniej czy później pokochaliby Twoje dziecko. Na bank 🙂
No, chyba że to nie są wcale Twoi najbliżsi?
Masz przyjaciół?
Jedną serdeczną przyjaciółkę?
Kogoś życzliwego? Poszukaj, może warto zadzwonić, odwiedzić, odnowić kontakt?
20 dzień
Niedawno przyjaciółka wróciła z pielgrzymki do Gwadelupy. Przywiozła mi obrazek z Matką Bożą – indiańska dziewczyna w sukni podwiązanej wysoko nad stanem wstążką – jakby była w ciąży. Jest patronką kobiet w ciąży. Także TwojąJ
Swoją drogą Matka samego Boga, a nie miała nawet gdzie urodzić. Żadnej taryfy ulgowej.
Myślę, że bardzo dobrze Cię rozumie. Nawet jak w to / w Nią nie wierzysz, to Ona i tak wie o Twoim istnieniu. I o istnieniu Twojego dziecka.
21 dzień
Wiesz, zastanawiam się, czy jeszcze tu zaglądasz, czy może już nie masz po co? Czy Ci teraz ciężko, czy już lżej? Czy jesteś z tych „silnych kobiet”, które nie oglądają się za siebie i żyją kolejnym dniem bez refleksji, żeby nie bolało…
A może w najbliższych dniach dopiero ma odbyć się zabieg?
Jeśli tak, nie łudź się, że Ci ulży..
Jestem przekonana, że usunięcie ciąży NIC nie rozwiązuje, nie otwiera żadnej dobrej perspektywy, nie uwalnia od normalnych życiowych kłopotów a już na pewno nie przynosi ulgi! Odwrotnie – obciąża myśli, zapada w sumienie jak głaz, którego nie można się pozbyć. Żyje się z głębokim bólem, z ciągłymi rozterkami, czy nie można było zrobić inaczej, w końcu z tęsknotą za dzieckiem, którego się nie poznało.
Tak mówią kobiety, których nikt nie próbował powstrzymać…
Wiesz, możesz przemęczyć się te kilka miesięcy, z wszystkimi obawami i niewygodami, możesz przejść trud porodu (dla mnie to szczyt męstwa!) a potem … oddać dziecko.
To tylko kilka miesięcy. Już nawet nie 9. Potem kto inny może się nim zająć. Jest tyle możliwości! Myślałaś o tym?
Każdy jakoś płaci za błędy, czy chwile nierozwagi w życiu. Konsekwencjami nie obarczamy osób trzecich. A co dopiero dziecko, które nie ma pojęcia, że się poczęło…
22 dzień
Mam dwójkę adoptowanych dzieci i nigdy nie potępiłam w myślach ich mam. Czuję wdzięczność, zwłaszcza 26 maja. Dzięki temu, że urodziły i zrzekły się praw rodzicielskich mogłam zostać mamą.
Teraz, bez ich i moich dzieci, nie wyobrażam sobie życia!
Twoje maleństwo też może być tak kochane.
I Tobie też ktoś może w sercu dziękować za dar dziecka.
Wyobrażasz sobie?
26 dzień
U mnie szaro, buro, mąż z grypą, dzieci zajęte swoimi sprawami.
Tak się zastanawiam, czego Ci potrzeba, żebyś mogła nabrać ufności do swojego macierzyństwa.
Może szczera rozmowa z mądrą koleżanką, panią psycholog, księdzem? Może szkoła rodzenia? Nie wierzę, że chodzą tam sami szczęśliwi…
Wiesz, dla mnie fakt, że nosisz w sobie małe życie – to wyróżnienie, powód do dumy, przepustka do olbrzymiej rodziny Matek.
Zanim adoptowaliśmy pierwsze dziecko, odwiedzało nas często małżeństwo z małą córeczką. Lubiliśmy mieć z mężem porządek, źle się czuliśmy, gdy gdzieś była jakaś warstwa kurzu, czy ślady palców. Taki poukładany, kontrolowany, lśniący czystością świat. I czuliśmy się tacy wartościowi!
A tu pewnego dnia przyszedł do nas w gości mały brzdąc z rozmiękczoną chrupką w ręce, dotykał oblepionymi palcami naszych mebli, wspinał się na tapczan wycierając buzię w narzutę … Zgrooza! Aż mi serce sztywniało.
Potem, gdy też zostałam mamą, zrozumiałam, że to serce, to jeszcze nie było serce.
Wiesz o czym mówię?
32 dzień
Twoje Małe już chyba nie jest takie małe? Widać już coś na usg?
Dopadł mnie kryzys.
Piszę Ci, że warto być Mamą a tymczasem sama mam dość 🙁
Tyle trudu z tymi dziećmi, tyle w nich krnąbrności, głupiego uporu i mojej bezsiły!
Czy rodzicielstwo ma jakiś sens, że cała ludzkość się w to bawi??
Przesadziłam. Przecież są ludzie, którzy świadomie odsuwają myśl o dziecku, albo się na nie w ogóle nie decydują. Ci to mają luz.
Wiele lat luzu!
I chyba wcale ich nie boli, że nie należą do grupy Rodziców, utrudzonych, zaganianych, przygniecionych czasem odpowiedzialnością do samej ziemi.
Jednak większość pragnie dzieci. Dlaczego? W tym musi być jakiś sens.
Ale dzisiaj nie mam siły się nad nim zastanawiać.
40 dzień
Martwię się. Jeśli rozważałaś usunięcie ciąży, to znaczy, że ojciec dziecka nie stanął na wysokości zadania.
A może tylko się przestraszył, jak ty?
Może pomału razem przezwyciężycie strach?
Wspólne przeżywanie trudu bardzo zbliża.
Może warto zadzwonić? Spotkać się i porozmawiać? Wykrzyczeć?
A potem się przeprosić i zostawić przeszłość za zamkniętymi drzwiami.
Ten kawałek życia nie wyszedł wam może najlepiej – ale za to macie dziecko i wiecie już, na co was stać… To ważne doświadczenie. Można na nim coś dobrego zbudować.
A kolejny kawałek życia może być naprawdę bardzo odkrywczy! Bo dopiero przy dziecku wychodzą na jaw nasze mocne i słabe strony.
45 dzień
I pomyśleć, że gdybym posiedziała chwilę na oddziale patologii ciąży, spotkałabym kobiety, które całymi tygodniami leżą i drżą o swoje nienarodzone dziecko. Byle doczekać te parę tygodni, dni…
Większość z nich nie musi pewnie swojej ciąży ukrywać; ma rodzinę, wsparcie od swoich najbliższych i przyjaciół. Nie mają Twoich problemów.
Jednak gdyby któraś z nich opuszczała szpital zapłakana, zazdrościłaby ci.
Jak córka mojej znajomej, która straciła bliźniaki. W czwartym miesiącu. Jak płacze!
55 dzień
Dzisiaj w wiadomościach usłyszałam, że jakaś kobieta domaga się zadośćuczynienia, bo lekarz uniemożliwił jej dokonanie aborcji płodu, u którego stwierdzono wady rozwojowe.
Dziecko urodziło się z licznymi deformacjami i krótko po porodzie zmarło. Było poczęte in vitro…
Ktoś się uparł, żeby dziecko mieć, a potem się uparł, żeby je usunąć.
Zastanawiam się, co tą biedną kobietę tak naprawdę boli? – Bo przecież nie strata dziecka…
To, że musiała je urodzić? Zobaczyć, jak wygląda? Że chciała ładnie a wyszło brzydko?
Rozumiesz ją?
60 dzień
Wielki Tydzień. Pieta. Matka Boża patrząca na okrucieństwo wyrządzane jej Synowi. Ból niemożliwy do udźwignięcia. Nazwany „mieczem boleści”.
Wybacz, że zapytam. Wiesz, jak się usuwa ciążę???
Nie chciałabyś tego na pewno dla swojego dziecka.
Tyle kobiet oszukano, mówiąc, że tak będzie lepiej.
Niedawno w nocy nie mogłam zasnąć i przyszedł mi do głowy obraz Maryi w kręgu z gromadą maluchów. Chodziły w kółko trzymając się za ręce i śpiewały. Takie „niebieskie kółko graniaste”. Z zastępczą mamą.
Przecież kiedyś i tak nastąpi Spotkanie.
64 dzień
Który to już tydzień Twojego macierzyństwa? Trochę się gubię. Jak robiłaś test musiał już być pierwszy miesiąc. Więc dotrwałaś do końca pierwszego trymestru. (Powiedz, że dotrwałaś???) Tak bardzo chciałabym Ci pogratulować! Tyle mozołu, zwłaszcza psychicznego. Jeśli przetrwałyście (Ty i twoja Kruszyna) razem trzy miesiące, to naprawdę jest się z czego cieszyć!J
Wiesz, wiosna idzie, mam wrażenie, że cała przyroda ma teraz zwiększone zapotrzebowanie na wodę, słońce, coś pozytywnego.
Myślę o Tobie i Twoim dziecku.
Znam dziecko, którego mama ukrywała swoją ciążę. Mało jadła i chyba się ciasno ubierała. Urodziło się malutkie, niedożywione. Przez kilka pierwszych lat jadło bardzo łapczywie. I nie lubiło być przytulane, bo je to krępowało.
Zaczynam mieć coraz silniejszą nadzieję, że pomału Twoja wrogość i złość kierowana w stronę dziecka zakiełkują czymś zupełnie nowym – może odrobiną troski, może minimalną akceptacją?
70 dzień
Kiedyś, gdy bardzo źle obeszłam się ze swoim dzieckiem i miałam potężne wyrzuty sumienia, koleżanka pocieszała mnie mówiąc, że adoptowanemu dziecku nie jest się w stanie zrobić takiej krzywdy, jaką można wyrządzić swojemu biologicznemu dziecku. Że istnieje granica, której rodzic adopcyjny nie przeskoczy. Pomyślałam wtedy – „całe szczęście”! Bo sama się przeraziłam, że aż tak mogę się zdenerwować…
I powiem Ci, że nie wiem, czy ta koleżanka miała rację. Patrząc z perspektywy czasu wiem, że nerwy czasem sięgały zenitu i chyba bez znaczenia było to, czy było to rodzone dziecko, czy adoptowane. Nie odczuwałam żadnej granicy, poza zwyczajnym głosem sumienia i rozsądku.
Po co o tym piszę? Dzisiaj jest Święto Miłosierdzia. Więc przypomniałam sobie, że wiele rzeczy musiał mi już Pan Bóg przebaczyć. Mimo, że bardzo kocham swoje przybrane dzieci.
Każdemu z nas musiał już Pan Bóg bardzo wiele wybaczyć.
71 dzień
A propos wczorajszego wpisu – przy moim dziecku w szpitalu leżał obrazek z Matką Bożą. Jestem przekonana, że jego biologiczna mama nie raz się za nie modliła. A więc i za mnie… Może wypraszała mi siły, gdy zupełnie mi ich brakowało?
To jest jakaś Droga.
Można oddać dziecko i pozostać z pustką. Zapełnić ją mniej wyczerpującymi „sprawami”.
Można je jednak dać komuś w opiekę i jednocześnie, z daleka, towarzyszyć i wspierać. W modlitwie.
Przez całą jego, Twoją, naszą, długą Drogę.
95 dzień
Moje dziecko już po maturze. Niesamowite. Tyle rodzicielskich obowiązków już za mną – wizyt lekarskich, wywiadówek, wożenia na zajęcia, odrabiania lekcji, uczenia porządku…
I jakoś nie czuję ulgi. Jakby zasunęła się jakaś kotara i parę chwil dalej pojawiła nowa, za którą znowu jest tyle niewiadomych…
Czy znajdzie swoje powołanie? Czy będzie szczęśliwe? Czy będę umiała pomóc, gdy zajdzie potrzeba?
Jak wyglądałoby moje życie bez tych trosk?
Niedługo być może będę przeżywać „syndrom opuszczonego gniazda”.
Coś mi mówi, że będę tęsknić za całą tą intensywną codziennością wypełnioną myśleniem o dzieciach…
Jak większość mam.
105 dzień
Wybacz, ostatni wpis był właściwie o mnie, nie o Tobie.
To już chyba koniec 5 miesiąca?
Bliżej rozwiązania niż dalej…
Ciągle mam nadzieję, że polubiłaś już trochę swoje Maleństwo. Że już czujesz, jak się rusza i słyszysz bicie jego serca. Wierzę, że nie chcesz go skrzywdzić.
Słyszałaś o Mary Wagner?
To młoda Kanadyjka, która od wielu lat próbuje powstrzymywać kobiety przed usunięciem ciąży. Odwiedza kliniki aborcyjne, próbuje rozmawiać i wręcza białe róże. Jej determinacja jest godna podziwu. Jakby dla przeciwwagi determinacji pacjentek. Mary była wielokrotnie aresztowana za „zakłócanie porządku”, ale po każdej odsiadce wraca do swojej misji.
Dlaczego?
Bez wielkich krzykliwych demonstracji, bez nagłośnienia w mediach, bez zbiórek do puszek, cicho poddająca się represjom i powracająca na swój posterunek.
Szczerze ją podziwiam. To dzięki niej zaczęło mi zależeć na „mamach w kryzysie”. Dzięki niej pomyślałam o Tobie. I ciągle myślę.
127 dzień
Jakoś w tym czasie dziecko podobno otwiera oczy. Ale niewiele widzi. To może głupio zabrzmi, ale jakoś podskórnie myślę, że ono tymi oczami „czuje”.
Gdy spojrzy w Twoje oczy – co zobaczy? Wierzę, że czułość.
Jak odbierałam swoje dziecko z domu dziecka, byłam zupełnie nieprzygotowana „technicznie” – nie wiedziałam, jak się zakłada pieluchę, jak się je trzyma, karmi… Informacja, że możemy z mężem przyjechać i wziąć je do domu przyszła nagle. Nie mieliśmy nawet kupionego łóżeczka. Pożyczyliśmy becik od zaprzyjaźnionego małżeństwa, kupiliśmy ubranka i wszystko, co niezbędne na pierwsze dni, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
Gdy wracaliśmy mąż prowadził, a ja siedziałam z tyłu trzymając na kolanach becik z maleństwem, które nie odrywało ode mnie oczu.
Ja też się wpatrywałam w jego oczy. Wszystko we mnie mówiło, że je kocham.
Myślałam, że to emocja. Tylko na tamten czas. Uniesienie spowodowane wydarzeniem.
Ale ta emocja do dzisiaj nie zgasła.
Wydaje mi się, że wtedy zrodziła się Więź.
***
Długo nie pisałam.
Wydawało mi się, że już nie mam o czym.
Ciąża, poród, to dla mnie czysta teoria.
Co mam mówić dziewczynie, która nosi ciężkie brzemię przez wiele miesięcy, a potem znosi wielki ból dla dziecka, którego nie chce? Która nie skorzystała ze sposobności, by łatwo pozbyć się problemu, nieważne, dlaczego.
Znowu mogę tylko milczeć.
W smutku i podziwie…
W tym samym momencie myślę o dziewczynie, która nie udźwignęła perspektywy macierzyństwa, być może samotnego i trudnego. Której nikt nie pocieszy, której bólu nikt nie podzieli.
Znam tylko jedno źródło Ukojenia. Wiesz, o Kim mówię.
***
Nie wiem, jak postąpiłaś.
Chcę wierzyć, że pozwoliłaś swojemu dziecku przyjść na świat!
Że jego bezbronność wtuliła się w Ciebie i znalazła wszystko.
List przesłany do naszej Redakcji.
Leave a Reply