Cisza jako czas na osobiste spotkanie z Bogiem … i milczenie, jako pełna treści rozmowa…
Kiedyś nie trzeba było szukać jej daleko. Była … właściwie wszędzie. Wystarczyło jej zapragnąć. A teraz?
Nie mówiąc o ciszy na ulicy, która właściwie jest nieosiągalna – i o ciszy we własnym domu, o którą też czasem trudno… bo co z tego, że radio i telewizor wyłączone, jak u sąsiada na dole wszystko, co jest, jest włączone?
Jedynym miejscem, gdzie wiem, że jest cisza… jest Dom Boży. Mała świątynia, nawet nie kościół parafialny… ale jakie bogactwo Łaski, jaki przepych Bożego Słowa… I jaka wszechobecna Cisza, nie przerywana nawet podczas modlitw…
Domine, labia mea aperies: et os meum annutiabit laudem tuam…
Kiedy otwieram usta, aby głosić chwałę Bożą… nie przerywam ciszy… Wiem, przedziwne. Ale tak właśnie jest.
Cisza jako czas na osobiste spotkanie z Bogiem … i milczenie, jako pełna treści rozmowa…
To szczególne chwile. Wyjątkowe miejsce i czas. Dom Boży i Ofiara Mszy Świętej w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego. Popularnie nazywana, choć niezbyt poprawnie – Tridentiną.
Kiedy uczestniczę w tej Mszy Świętej, doświadczam takiej Miłości Bożej, takiej Bożej Obecności, stoję w Obliczu takiego Majestatu… że nie znam słów, aby to wyrazić. I dlatego – tak zachwyca mnie ta cisza, to „sam na sam” z Bogiem, to „twarzą w twarz” ze Stwórcą i Zbawcą.
Tego brakuje mi w „nowej” Mszy Świętej, takiej… proszę mi wybaczyć… przeładowanej pieśniami, a częściej piosenkami religijnymi, brakiem skupienia, swobodnym zachowaniem wiernych… I jeszcze Komunia Święta ( Bóg! Zbawca! Pan Panów!) przyjmowana na stojąco…
“Miserere mei, Deus, secundum magnam misericordiam tuam…” (Ps. 50, 1)
Leave a Reply